Rozdział Pierwszy

8.9K 407 10
                                    

 Mama z tatą chcieli, abym uczyła się w domu ze względu na pewne sytuacje związane z przyszłością mojej mamy. Kiedy powiedziałam im że chce chodzić do normalnej szkoły, mieć normalne życie nastolatki i cieszyć się z życia to się zgodzili i poszli ze mną na kompromis. Ciocia Jess posłała Calvina rok wcześniej, aby było nam raźniej. Aktualnie siedziałam na murku przed szkołą razem z kuzynem mój tata miał po nas przyjechać godzinę temu odebrać ze szkoły. Jak zwykle się spóźniał.
- Elise. - zwrócił się do mnie mój przyjaciel. - Zaraz przyjedzie, o patrz. - wskazał palcem na samochód, który wyłonił się za innych. - Przyjechał.
- No nareszcie. - zeskoczyłam z murku na asfalt. Zarzuciłam torbę na ramię i podeszłam do samochodu. Otworzyłam tylne drzwi i wpakowałam się obok mojego brata, który siedział w foteliku. - Cześć młody. - pocałowałam go w policzek.
- Elli. - powiedział swoim piskliwym głosikiem. Calvin przywitał się z moim tatą i Theo, zapieliśmy pasy i mógł ruszyć do domu. Siedziałam, trzymając brata z jego małą rączkę, byłam zdenerwowana na tatę, że zawsze się spóźniał. Ojciec zobaczył moją naburmuszona minę w lusterku i się odezwał.   

- Perełko, przepraszam. - powiedział. - Mama wysłała mnie po takie zakupy że nie mogłem nawet znaleźć tego co chciała. A Theo niecierpliwił się i mnie popędzał że prawie o nim zapomniałem.

- Tato. - odparłam. - Jak mógłbyś zapomnieć mojego brata? Najwspanialszego rozrabiaka pod słońcem i na tym świecie. - dotknęłam palcem jego czubek nosa. Malec się zaśmiał i dalej trzymał mnie za rękę. - I dlatego się spóźniliście? 

- Tak, tatuś by mnie zapomniał. - Theo ucieszył się z tego. Calvin spojrzał na mnie z przedniego siedzenia i wybuchł śmiechem, dołączyłam się do niego. Braciszek puścił moją dłoń i skrzyżował je obrażając się na nas. 

- Mistrzu. - połaskotałam go w brzuch. Zaśmiał się ale nie obrócił się w moim kierunku. - Jak wrócimy do domu to pogramy w piłkę na podwórku oraz zrobię ci karuzelę. Zgoda? - wyciągnęłam w jego kierunku rękę.

- Obiecujes? - odwróciła się do mnie. 

- Tak obiecuje braciszku. - uścisnął moją rękę i się uśmiechnął wreszcie. Resztę drogi spędziliśmy w miłej atmosferze, gadaliśmy o tym co co urządzić na piąte urodziny Theo. Skończyło się na tym że brat chciała dmuchane zabawki i statek piratów, a tata oznajmił że będzie to co mu zorganizują. Malec obraził się na naszego tatę. Pod domem byliśmy po 30 minutach, wyszłam pierwsza aby pomóc bratu wysiąść.

- Zaniesies mnie do pokoju? - zapytał się mnie. Pokiwałam głową i wzięłam go na ręce, Theo wtulił się w moją szyję i zaczął lekko pochrapywać. Otworzyłam drzwi od domu i weszłam z tatą do środka, Calvin popędził od razu na górę do swojego pokoju. Ciocia Jess mieszkała razem z wujkiem z nami w domu, przecież mój tata i ona się wychowali tutaj. Odłożyłam ostrożnie torbę na podłogę i weszłam do salonu.
- Hej mamo, hej ciocia. - odpowiedziałam kiedy zauważyłam je w salonie. - Zaniosę go na górę.

- Ja go zaniosę. - odpowiedziała moja rodzicielka. Wstała i podeszła do mnie, wzięła go na ręce i poszła na górę. Zdjęłam buty i odłożyłam na półkę. - Pójdę do swojego pokoju. - powiedziałam do cioci Jess. Chwyciłam torbę i poszłam na górę, w pokoju przebrałam się w dresy i usiadłam przy laptopie. Włączyłam go i od razu dostałam komunikat że brunetka dzwoniła do mnie. Carolyn ma czternaście lat, jest córką najlepszego przyjaciela mamy Jona i jego żony Samanthy, widziałam może ją na żywo z kilka razy ale zawsze obie trzymaliśmy stały kontakt. Włączyłam komunikator i zadzwoniłam do niej.

- No nareszcie. - odezwała się kiedy jej twarz pojawiła się na ekranie. Dziewczyna miała długie kasztanowe włosy do piersi i zielonkawe oczy jak swoja mama. - Gadałaś z mamą na temat urodzin swojego brata?

- Nie, a co? - usiadłam i zaczęłam pleść warkocza. Miałam długie i rude włosy po mamię, kochałam ten kolor tak samo jak ona.

- Bo twoja mama dzwoniła do mojego taty i umawiała się z nim. - powiedziała. - Mamy przyjechać pojutrze na grilla.

- To w stylu mojej mamy. - odparłam do przyjaciółki. - Też miałam grilla na szesnaste urodziny, rodzina i przyjaciele. To coś niesamowitego, ale czy Theo zrozumie? Tego nie wiem.

- Też nie wiem, muszę kończyć mama każe mi lekcje zrobić. - odparła.

- Jasne, papapa. - przesłałam dziewczynie buziaka i się rozłączyłam. Zaplotłam gumkę na kocówkę włosów, wstałam biorąc telefon w ręce. Na dole mama w kuchni moją ulubioną zapiekankę. 

- Mniam, pięknie pachnie. - stanęłam obok rodzicielki.

- Bosze. - położyła dłoń na sercu. - Elise, nie strasz mnie. O mało bym nie przyłożyła dłoni do ognia.

- Przepraszam. - pocałowałam mamę w policzek i poszłam do salonu. Kuzyn siedział z nogami opartymi na stoliku i oglądała telewizję. Upadłam obok niego na kanapie wyrywając pilot.

- Elise no. - krzyknął.

- Miło mi cię poznać. - wystawiłam mu język i zaczęłam latać po kanałach. Po chwili dostałam poduszką w twarz przez co pilot mi wypadł i upadł na podłogę. Chłopak zaczął się głośno śmiać. - Masz złodziejko pilotów.  

- Ja Ci zaraz dam złodziejka. - chwyciłam pobliską poduszkę w dłonie. - Masz trzy sekundy na ucieczkę. Raz...

- Żartujesz, nie będziesz biegła za mną. - odpowiedziała.

- Dwa... - byłam bliska zerwania się biegiem za nim.

- Cholera ty nie żartujesz. - odwrócił się i zaczął biec. 

- Trzy. - krzyknęłam i rzuciłam się biegiem za nim. - Dopadnę cię. - wbiegłam za nim do kuchni. Zobaczyłam przez okno że Calvin stał na podwórku. 

- Elise! Nie waż mi się wybiec... - nie usłyszałam co dalej mówi mama bo wybiegłam za nim. Kiedy dobiegłam zaczęłam go pić poduszką, on to samo robił. Śmieliśmy się do łez. Z poduszek zaczęły wypadać pióra.

- Dosyć! - śmiałam się jednocześnie płacząc z śmiechu. - Wygrałeś. 

- Dzięki. - powiedziała. - Wracamy do środka do domu?

- Muszę unormować oddech, wrócę za chwilę. - odpowiedziałam. Calvin wziął ode mnie poduszkę i poszedł do domu, usiadłam na ławce blisko małej altanki. Wzięłam kilka oddechów kiedy usłyszałam jak tata zaczął krzyczeć.
- Elise Rebecca Hamilton Bayiley. - usłyszałam trzask drzwi i ojca na zewnątrz. Wstałam i podeszłam do niego. - Czyś ty oszalała? Wybiegać na bosaka na dwór? Matka przecież cię prosiła.

- Przepraszam, miałam wojnę na poduszki z Calvinem. - odparłam. Widziałam jak ojciec zaczął się robić czerwony a jego tęczówki żółte wiedziałam że jest bliski przemiany. - Pójdę do pokoju. - spuściłam głowę i weszłam do domu. Mama coś tam mówiła ale ja poszłam prosto do swojego pokoju, zastałam tam brata. Malec zobaczył w jakim jestem w humorze to wstał i podszedł do mnie się przytulając.

- Nie moge spac. - powiedział. Podeszłam do łóżka i położyłam go na nim, wytarłam stopy i weszłam pod kołdrę. Theo przytulił się do moich piersi i starał się zasnąć, przy cieple jego ciała sama zaczęłam się robić śpiąca. Zamknęłam powieki i odpłynęłam w krainę morfeusza.  

~*~*~*~

Pierwszy prawdziwy rozdział.
Witam was serdecznie. Ja wrażenia po prologu i pierwszego rozdziału?

Piszcie co sądzicie.

Pozdrawiam, LaGata22.

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz