Rozdział Trzydziesty Piąty

2.2K 163 1
                                    

Wydałam konkretne rozkazy każdej grupie a ja sama z wujem i kilkoma osobami poszliśmy w najgorszym kierunku.

Chodząc po lesie, próbując słuchać oraz wyczuwać ich zapachy byłam lekko rozkojarzona. W myślach cały czas miałam najgorszy scenariusz, że nie znajdę ich w dobrym stanie, moje przeczucie było inne, było nad wyraz spokojne.

- Elise. - z lekkich rozmyśleń wyrwał mnie głos wuja. Spojrzałam się na niego i na grupę. - Znajdziemy ich całych?

- Wiem. - przytaknęłam. Na moim palcu błysnął kryształek z pierścionka zaręczynowego od Colina, podniosłam go do góry i przyłożyłam go do swoich nozdrzy. Intensywny zapach rozniósł się w moim nosie a umysł, zaczął mocniej pracować. - Za mną. - powiedziałam i zaczęłam biec. Zapach prowadził mnie przed siebie, między drzewami i gęstymi krzakami. Kiedy skończyła się ta droga, pojawił się pewien dom. Słyszałam jakieś przekleństwa i rozmowy.

- Otoczcie dom, ja wchodzę. - odparłam.

- Nie możesz. - powiedział Derek.

- Ależ mogę. - wywarczałam przez zaciśnięte zęby. - Ja tu dowodzę i wydaję rozkazy. Tam jest mój tata, mój narzeczony, kuzyn i jego tata. Obiecałam mamie, że sprowadzę ich do domu całych i zdrowych, więc ja idę. - powiedziałam z łzami w oczach.

- Dobrze, ale bez tego nie idź. - wsunął rękę do kieszeni i wyjął z niej strzykawkę z płynem. - Jest to Crytalit, zabije go. Teraz ja z ludźmi spróbuję ich wybawić z domu. - odparł. - Jak ci dam znać będziesz mogła wkroczyć, rozumiesz.

- Tak. - przytaknęłam głową. Wuj schował mnie za drzewem i poszedł z innymi, część została na zewnątrz. Schował strzykawkę do kieszeni i zaczęłam się modlić by wuj jak najszybciej ich wyprowadził. Patrzyłam się cały czas w kierunku domku, po chwili wybiegli z nich nasi ludzie i wujek a za nimi inni. Przycisnęłam się jak najmocniej plecami do drzewa, obok mnie przebiegł Derek i przeciwnicy.

~ Teraz Elise. - wuj przekazał mi w myślach. Wybiegłam za drzewa i czym prędzej wbiegłam do domu.

~ Rozwiązać czy rozkuć? - usłyszałam myśli. Fale dochodziły z dołu domu. Podeszłam do otwartych drzwi i spojrzałam w dół na schody. Stawiałam powoli kroki.

~ Zginiesz marnie jak twój ojciec. Wleje w ciebie kolejny roztwór, że wypali cię od środka. ~ usłyszałam głos swojego ojca. Zeszłam na dół i zobaczyłam stojącego w drzwiach tyłem Christophera. ~ Potem wykręcę ci ręce i nogi, rzucę twoim ciałem o ścianę tak jak ty, rzuciłeś moją córką. Będziesz cierpiał jak własny ojciec. ~ ojciec miał rację, powinien dostać za swoje. Chwyciłam rurę w dłonie i zaczęłam podchodzić do niego. Mogłam wyczuć, że jest blisko przemiany.

- Już nie żyjecie. - wypowiedział. Momentalnie podbiegłam do niego i walnęłam go z całej siły w tył głowy. Upadł na ziemię, wyrzuciłam rurę w kąt i wyjęłam z kieszeni strzykawkę.

- Prędzej ty nie żyjesz! - krzyknęłam, przekręciłam go na plecy. Usiadłam na nim i wbiłam mu igłę w szyję, wlewając płyn. Chwilę się szarpał, nim przestał się ruszać. Puściłam strzykawkę i wstałam z niego, wzięłam kilka wdechów i spojrzałam na nich. - Jesteście cali? - podbiegłam do związanych Calvina i Colina, rozwiązałam ich ze sznura. Odwróciłam się i ukucnęłam przy ojcu. - Boże! Tato. - chwyciłam go za policzki, dłońmi. - Już jestem.

- Gdzie mama? - zapytał się. - Ona miała dowodzić.

- Teraz ja tato dowodzę. - odpowiedziałam. - Mama mi przekazała dowodzenia, bo sama nie dała rady.

- Moja córcia. - uścisnął mnie. Mogłam poczuć ciężar łańcuchów na jego dłoniach, chwyciłam kajdanki i je rozerwałam. Rozmasował nadgarstki i podszedł do wujka Billa, wstałam i odwróciłam. Colin wpatrywał się we mnie. Nie powstrzymałam swoich uczuć i rzuciłam mu się w ramiona, oplatając go nogami w pasie. Zaczęłam go całować po całej twarzy. Brakowało mi jego dotyku, zapachu i wszystkiego, co było jego oraz moje. Odstawił mnie na podłogę.

- Wreszcie. - powiedział i mocno mnie uściskał. Jego bliskość jest tym, co mogła mnie w życiu spotkać, teraz nie zrobię nic głupiego.

- Musimy ruszać. - powiedział mój ojciec. Odkleiliśmy się od siebie. Splotłam moje palce z jego palcami. Tata wraz z Calvinem wyprowadzili wujka Billa z pomieszczenia.

- Czas wrócić do domu. - powiedziałam. Wybiegłam wraz z Colinem z budynku w kierunku naszego schronienia.

Po drodze nikogo nieznanego nie spotkaliśmy, jedynie Dereka, który pomógł tacie nieść. Kiedy byliśmy, już przy domku mogłam wreszcie odetchnąć, spokój wracał do normy. Lekko zakręciło mi się w głowie, gdyby nie Colin to upadłabym twarzą na ziemię.

- Elise, dobrze się czujesz? - chwycił mnie w stylu panny młodej. Nie zdążyłam odpowiedź, gdyż z domu wybiegła moja mama z ciocią Jess. - Wejdziemy do środka.

- Dobrze. - odpowiedziałam. Colin wyminął moją mamę ściskającą tatę i wszedł ze mną do środka, schodami wszedł na górę. Otworzył drzwi od jednego pokoju i położył mnie na łóżku.

- Przygotuję dla nas kąpiel. - pocałował mnie w czoło i wszedł do łazienki. Cieszyłam się, że jestem w domu, ciepłym i przytulnym, bezpiecznym i przy rodzinie. Usłyszałam lekko skrzypiące drzwi.

- Kąpiel gotowa? - zapytałam się. Spojrzałam na łazienkę, drzwi były zamknięte a od pokoju otwarte. - Kto ta... - nie dokończyłam, gdyż w drzwiach ujrzałam Theo. Momentalnie zaczęłam płakać, zerwałam się z łóżka i podbiegłam do brata. Chwyciłam go w ramiona i przytuliłam mocno do siebie. - Przepraszam kochanie. Przepraszam, że cię skrzywdziłam.

- Kocham cię Elli. - powiedział.

- Ja ciebie też, Theo. - odpowiedziałam. Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie z tyłu, zapewne to Colin. Teraz czułam się dobrze, przy nim i przy rodzinie. Christopher nie żyje a ja i moi bliscy jesteśmy cali. Nikt wreszcie nam nie zagrozi.

~*~*~*~*~*~

Pozdrawiam, LaGataOfficial

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz