Rozdział Trzydziesty Pierwszy

2.4K 164 3
                                    

Czy moje życie miało tak się potoczyć? Tak, bo jestem córką najrzadszej alfy w stadzie Quilette.
Moja matka, Loreinne jest potomkinią najrzadszej alfy ojciec, Lucas Bailey przywódca stada. Los mojej matki był zapisany w gwiazdach i połączony z moim ojcem, oni musieli ocalić stado i spłodzić potomka. Tym potomkiem jestem ja, Elise Rebeccka Hamilton Bailey.

W głowie mi szumiało od tego wszystkiego. Pisk opon i krzyk mojego brata, to ostatnia rzecz, jaką pamiętałam, zanim straciłam przytomność. Obwiniałam się o wszystko, mogłam go zostawić gdzieś albo nie barć brata ze sobą. Powoli ponosiłam powieki, by się wybudzić, kiedy je otworzyłam, było ciemno. Chciałam się poruszyć, ale moje dłonie były przykute do jakiegoś metalu, pociągnęłam je i usłyszałam brzęk łańcucha. Co ja zawiniłam, że zostałam tak potraktowana? Nagle głowa mnie zabolała i przypomniałam, sobie jak mogłam się tutaj znaleźć. Z samochodu zostałam wyciągnięta przez najgorszego człowieka, Christophera. Myślałam, że więcej go nie spotkam. Że będę miała od niego święty spokój, a on nie odpuścił. Teraz jestem jego więźniem.

- Durne łańcuchy. - próbowałam je jakoś wyrwać. Nie było to łatwe, nawet kiedy próbowałam się nawet przemienić. Coś mnie blokowało. - Co jest? - podniosłam ręce i je opuściłam, towarzyszył mi dźwięk łańcucha. - Czemu nie mogę się przemienić?

- Bo je zablokowałem. - odezwał się głos. Światło nagle się zapaliło, oślepiając mnie. Usłyszałam trzask drzwiami. Powoli się przyzwyczajałam do światła i mogłam zobaczyć najohydniejszą twarz w życiu.

- Christopher. - powiedziałam. - Czyś ty zdurniał? Łańcuchy?

- Pięknie przy tobie wyglądają, nawet pasują. - powiedział, klęcząc przede mną. Brzydziłam się na niego patrząc. - Poprosiłem znajomą osobę, aby przygotowała pewną miksturę, abyś się nie zmieniała. - powiedział. Chwycił mnie za podbródek i uniósł do góry. Przekręciłam głowę na bok, by na niego nie patrzeć. On chwycił mnie mocno za policzki tak, że wbijał prawie palce w moją skórę. - Masz patrzeć na mnie, kiedy mówię.

- W życiu! Jesteś złamasem, obrzydliwym i cholernym oraz zakłamanym człowiekiem. - mówiłam. - Brzydzę się tobą.

- A miałem być dobry dla ciebie. - puścił moje policzki i wstał. - Widać, że trzeba dać Ci nauczkę. - wsunął rękę do kieszeni i wyjął buteleczkę. - Chyba znasz to?

- Znam. Crytalit. - odpowiedziałam. Christopher podszedł bliżej mnie i przykucnął, chowałam jakoś dłonie z łańcuchami za plecami. On był silniejszy ode mnie i pociągnął mnie za łańcuchy.

- Nie dotykaj! - krzyknęłam. Próbowałam kopnąć go by jakoś wypadła mu ta buteleczka. Aby wylała się na niego i go raniła. Nie, ale on musiał być silniejszy, przewrócił mnie na plecy i usiadł na mnie, chwytając za łańcuchy. - Proszę cię! Nie rób mi krzywdy!

- Bądź grzeczna, a nie wleje w ciebie całej butelki. - powiedział. - Teraz tylko dostaniesz karę. - odparł i polał Crytalitem po łańcuchach przy nadgarstkach. Piekło i szczypało niemiłosiernie mnie. Miałam wcześniej otartą skórą i dlatego tak bolało. - Zapamiętaj to. - wstał i wyszedł. Mogłabym się określić, że czułam się jak ostatnie ścierwo, ale tak nie było, czułam się źle. Tęskniłam za swoim braciszkiem Theo, za Carolyn i Calvinem, za mamą i tatą oraz za Colinem, za moim księciem z bajki.

Perspektywa Colina

Z Theo było dobrze, miał lekkie zadrapania. Jedynie był w szoku i wspominał cały czas Elise. Ojciec dziewczyny zwołał całą naradę i zebrał ludzi. Chciał atakować stado Vegas, chciał się zemścić. W sobie odczuwałem tęsknotę za Elise i ból, bo cierpiałem, kiedy jej nie było przy mnie. Matka dziewczyny nie odstępowała swego syna na krok, bała się, że znowu zniknie. Również tęskniła za swoją córką, przecież to ona była jej pierworodną. Siedziałem w kuchni wraz ze swoją siostrą i matką, zaczęły się powoli przyzwyczajać do otoczenia.

- Mogłabym tutaj zamieszkać. - powiedziała.

- Ja też matko. - odpowiedziała moja siostra. - Ale moje miejsce jest w Portland przy mężu. Przecież niedługo Colin tutaj zamieszka. Co nie braciszku? - odwróciła się do mnie. Nie miałem ochoty słuchać gadki swojej siostry i matki, zszedłem z krzesła i poszedłem na górę do pokoju dziewczyny. Chodziłem tam ciagle, by się uspokoić i poczuć jej zapach, by go nie zapomnieć. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka, jej zapach od razu na wejściu było wyczuć. Miała specyficzny zapach jak na samice wilkołaka, słodki i do zapamiętania. Usiadłem na jej łóżku i zacząłem wdychać zapach. Chciałem ją jak najszybciej znaleźć, przytulić i żeby była moja. Moja na zawsze.

- Colinie? - z rozmysłem wyrwał mnie czyjś głos. Podniosłem powieki i zobaczyłem w drzwiach matkę dziewczyny. - Co ty tutaj robisz? Wszyscy już śpią.

- Przepraszam. - przetarłem twarz dłońmi. - Już idę stąd.

- Zostań. - powiedziała. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do mnie siadając obok. - Też tęsknie za nią. Jest moją ukochaną córeczką, oczkiem w głowie Lucasa. Dlatego on tak się zachowuje, chce dla niej bezpieczeństwa.

- Rozumiem, u mnie tak samo było. - odparłem. - Jestem najmłodszy w rodzinie i to zawsze mnie obwiniano o wszystko.

- Elise to chroniła zawsze Theo. Co mu się stało, to ona to przejmowała. - mówiła. - Potrafiła przejąć jego ból.

- A jak to jest być połączonym z dzieckiem? - zapytałem się. Chciałem to samo czuć co Elise, by moc jej pomóc.

- Od samego początku moja więź z Elise była bardzo mocna. - powiedziała. - Co się zraniłam, to ona płakała, jak jej coś się działo, to ja cierpiałam, nawet teraz. - podwinęła rękawy bluzki i ukazała posiniaczone i zranione nadgarstki. - Pojawiły mi się one niedawno, zapewne jest robiona jej krzywda.

- Niech przekaże pani na mnie połączenie. - powiedziałem.

- Colinie! Nie wiesz, o co prosisz. - wstała. - To jest ogromny ból, ogromne cierpienie. Będziesz miał pokaleczone ciało, nawet twoja psychika może siąść.

- Wiem, o co proszę. - powiedziałem pewnie. Podniosłem się i podszedłem do kobiety. - Chcę cierpieć jak ona, chce mieć takie rany jak ona, bo ją kocham. Kocham ją nad życie, jeżeli ona umrze to i ja. Chcę to czuć.

- Jesteś tego pewny? - spojrzała się na mnie.

- Jestem i chcę tego.

- Dobrze. Spróbujemy, kiedy będzie jutro pełnia. - powiedziała. - Wtedy jest najsilniejsze łącze i Jess będzie mogła to wykonać. Przygotuj się, bo będzie boleć. - otworzyła drzwi i wyszła.

~*~*~*~

No, no, no.
Colin nieźle zaczyna. Chce czuć to, co ona.
FOREVER ❤
Dobra kończę ❤

Pozdrawiam, LaGataOfficial

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz