Rozdział Dziesiąty Cz. Pierwsza

4.7K 280 8
                                    

Dzisiejszą noc spędziłam wyjątkowo dobrze, spało mi się niesamowicie i było wygodnie. Colin trwał przy mnie aż do świtu. Z samego rana młody brat wtargnął mi się pode kołdrę.
- Elli.
- Co jest Theo? - spojrzałam się na chłopca.
- Wiesz, że tęsknie za mamą i tatą? - powiedział. Nie mogłam mu zdradzić, że dzisiaj ojciec przyjedzie, chciałam, aby to spotkanie i przyjazd był dla niego niespodzianką. Postanowiłam go potrzymać w niepewności.
- Ja też słońce. - pocałowałam go w czubek głowy. - Też tęsknie za rodzicami. - odparłam. Theo wtulił się w mój bok. Kochałam go tak mocno, że nie wyobrażałabym sobie życia jako jedynaczka. Dziękuję losowi i Bogu za tak wspaniałego brata.
- Czas wstawać słoneczko. - powiedziałam do niego. - Trzeba się ubrać i zjeść śniadanie. - puściłam mu oczko.
- A pokarzesz, mi jak się zmieniasz? - brat stanął przede mną i się przytulił do moich nóg. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Od tak przecież nie mogę się zmienić, to nie zależy też ode mnie.
- Theo. - ukucnęłam przed nim. Chwyciłam go za obie dłonie. - To nie jest zależne ode mnie, słońce. Nie obiecuję Ci tego.
- Ale ja chcę cię zobaczyć jako wilczka! - wyrwał swoje dłonie i tupnął nogą. - Chce wilczka.
- Theo, nie. - odpowiedziałam mu.
- Jesteś złą siostrą. - wykrzyczał mi prosto w twarz i wybiegł z pokoju. Odwróciłam się, kiedy drzwi trzasnęły się po wyjściu brata.
- Ciężko. - powiedziałam do siebie. Zebrałam rzeczy z krzesła i poszłam wziąć kąpiel. Odkręciłam krany z ciepłą i zimną wodą w wannie, dosypałam trochę soli. Zaczęłam powoli zdejmować z siebie ubrania, kiedy chciałam, zdjąć z siebie spodenki zauważyłam na swoim brzuchu siniaki. - Co do... - cały czas patrzyłam na siniaki. Miałam je wszędzie, na całych nogach, brzuchu, rękach, a nawet na dekoldzie. Musiały być to skutki mojej pierwszej przemiany. - Zejdą. - westchnęłam do siebie. Postałam chwilkę i wzięłam głębokich wdechów, zanim weszłam do ciepłej wody. Zakręciłam kran i weszłam do wanny. Ciepła woda dawała mi ulgę i odprężenie, mogłabym tak siedzieć cały czas. Zanurzyłam się po szyję. Powieki zaczynały mi lekko opadać, przymknęłam je dosłownie na moment.



Stałam przed starym i opustoszałym budynkiem. Wyglądał, dosłownie jak by od wieków w nim nikt nie mieszkał. Serce mi podpowiadało, że muszę tam wejść, nawet bez żadnego powodu. Ruszyłam do wejścia. Chciałam złapać już za gałkę, by otworzyć drzwi, ale one samy się otworzyły. Rozejrzałam się tylko do okoła siebie. Nikogo nie było, prócz który wiatru targał wysoką trawą oraz liśćmi. Wiatr był spokojny, ale też pełen grozy. Postawiłam nogę za próg, a potem drugą, wtedy drzwi się same zatrzasnęły. Lekko mnie to przeraziło. Dziwiłam się, dlaczego tu jestem, przecież się nic nie stało.
- Elise. - usłyszałam nawoływanie mojego imienia. Głos był pełen bólu i rozpaczy. Nie mogłam, nawet określić do kogo on należał, czy do kobiety, czy też mężczyzny. - Elise. - ponownie usłyszałam wołanie mojego imienia. Natężyłam słuch, by wyczuć, skąd pochodzą fale głosowe. Słyszałam wile razy moje imię, ale nie wiedziałam skąd, dopóki jedna fala nie była tak intensywna. Dochodziła ona z piwnicy budynku, podeszła bliżej i szarpnęłam z klamkę.
- Cholera. - odparłam, kiedy drzwi okazały się zamknięte. Szarpałam się z nimi kilkanaście sekund. Nawoływanie mojego imienia zrobiło się częste i dosyć głośne. Zobaczyłam, że przy drzwiach leży łom, chwyciłam go w dłoń i wsadziłam go między framugą a drzwiami. Naparłam, na niego kilkakrotnie aż wyrwałam zamek i drzwi się wreszcie otworzyły. Rzuciłam łomem w kąt i zbiegłam, po schodach na dół szukając osoby, która mnie woła. Sprawdzałam każdą piwniczkę, aż natrafiłam na którąś, w której była postać przywiązana do krzesła. Podeszłam bliżej, chwyciłam twarz w dłonie i podniosłam do góry.
- O boże. - odskoczyłam może na metr czy dwa, kiedy zobaczyłam twarz dobrze mi znanej osoby. Podeszłam ponownie i chwyciłam twarz. - Colin. - potrząsnęłam nim. Chłopak miał pobijaną twarz, łuki brwiowe rozcięte, siniaka pod okiem oraz rozcięta wargę. Zdziwiłam, się kto mu to mógł zrobić. - Colinie, proszę. Obudź się. - powiedziałam przez zapłakane oczy. Klepałam go lekko w policzki, by obudzić. Nic nie działało, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było obskurne, czuć było, wilgoć a na ścianach był mech. Usłyszałam ciche pomrukiwanie pod nosem.
- Elise. - odezwał się chłopak.
- Ty żyjesz. - wygrzebałam z kieszeni scyzoryk i rozcięłam mu wszelkie liny. Chciałam mu pomóc wstać, ale zanim mu pomogłam wstać z krzesła, to opadł na podłogę. Ukucnęłam obok niego i położyłam jego głowę na swoich kolanach.
- Przepraszam. - odezwał się Colin. Pogładziłam go po policzku. Był moją bratnią duszą, za którą mogłabym zginąć. - Przepraszam, że cię tutaj sprowadziłem.
- Nie masz za co przepraszać. - powiedziałam i pocałowałam go w ranę na łuku. - Sama nie wiem, jak się tutaj zjawiłam.
- Elise, musisz uciekać. - odparł. Nie wiedziałam jak mam zareagować, zanim się ruszyłam, ktoś do pomieszczenia wszedł. Nie oderwałam się Colina, mocniej przycisnęła jego twarz do swojego brzucha. Chłopak ruszył ręką i złapał mnie za rękę.
- No, no. - odezwał się mi nieznany mężczyzna. - Elise Rebeccka Hamilton Bailey we własnej osobie, brawo. - osoba zaczęła głośno klaskać. Próbowałam wytężyć wzrok, by dotrzeć, choć kawałek twarzy osoby, nie wiedziałam nawet czy tą znam osobę. - Przyprowadziłaś jakiegoś kundla.
- On nie jest kundlem! - krzyknęłam na całe gardło. To, co powiedział, ten osobnik to zaczęło się wszystko we mnie gotować. Kto śmie mówić tak o osobie bliskiemu mego sercu? Idiota. - Kim ty w ogóle jesteś.

- Twoim najgorszym koszmarem Elise. - odpowiedział i rozbłysło światło które mnie oślepiło.


 Otworzyłam oczy. Dostrzegłam, że znajduje się po wodą, natychmiast się poderwałam. Woda z wanny wylała się na jasne kafelki, mój oddech był szybki i nieokiełznany. Bałam się, że ponownie spotkam tego mężczyznę w moim śnie albo na żywo.  

C.D.N. 

Pozdrawiam, LaGataOfficial <3

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz