Rozdział Siódmy

5.1K 329 14
                                    

Perspektywa Colina


Kiedy dziewczyna powiedziała, że jest z rodu Quilette to włosy dęba mi stanęły, przecież to najpotężniejsze stado na północ od Kamilche. Jej rodzice muszą być na pewno bardzo ważni a ona dziedziczką. Stałem i patrzyłem jak Jenna próbuje dziewczynę oczyścić z krwi. Z rozmyśleń wyrwało mnie wołanie siostry.
- Colin! - wrzasnęła. Jej wrzask można było zapewne słyszeć w całym naszym domu. - Rusz tutaj swoje dupsko.
- Co jest siostra? - ukucnąłem obok niej. Twarz dziewczyny była strasznie blada, naokoło ust była zaschnięta krew. - Trzeba ją umyć. - powiedziałem.
- No co ty Sherlocku nie powiesz? - odpowiedziała. - Idź po miskę z wodą oraz ręczniki, przemyjemy ją.
- Ją trzeba porządnie wykąpać. - oświadczyłem. Chwyciłem dziewczynę w stylu panny młodej i ją podniosłem, była lekka i bezbronna. Postanowiłem sam ją wykąpać, nie zważałem na wołanie mojej siostry. Poszedłem na górę do swojego pokoju, zdjąłem, dziewczynie ubrania zostawiając ją w samej bieliźnie. Każdy zapewne zlustrowałby jej ciało, ale ja nie chciałem tego robić. Choć jestem, facetem to muszę nie naruszyć jej godności. Zostawiłem przykrytą dziewczynę na moim łóżku i poszedłem nalać wody do wanny. Dodałem jakiegoś płynu do wody i wróciłem po dziewczynę. Kiedy wyszedłem z łazienki, ona siedziała z puszczonymi nogami z łóżka. Trzymała kurczowo przy swoim ciele koc, którym wcześniej ją odkryłem.
- Kto mnie rozebrał? - odezwała się pierwsza. - Ty?
- Tak. - odpowiedziałem. Oparłem się ramieniem o framugę drzwi. - Chciałem cię wykąpać.
- A kobiety nie mogły? - zapytała się. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, dziewczyna mogła przecież się zdenerwować i przemienić na moich oczach. - Nie ważne, pomóż mi wstać.
- Co ty chcesz zrobić? - zdziwiłem się, kiedy kazała mi pomóc. Spojrzała się na mnie dziwnym wzrokiem, podszedłem i wziąłem, ją na ręce niosąc do łazienki. Odstawiłem ja na posadzkę.
- Dziękuję, możesz wyjść. - odparła. Podniosłem jedną brew, zdziwiłem, się na to powiedziała. Dziewczyna ledwo stała na nogach, niedawno pluła przecież krwią i chce ona zostać sama? Może przecież zemdleć czy coś. - Hallo, Colin. - poczułem szturchnięcie w ramię.

- Co, co ? - odpowiedziałem i spojrzałem się na dziewczynę. Tupała nogą o posadzkę. - Dobra, już wychodzę. Wołaj, jak coś się zacznie dziać?

- Okej dziękuję. - powiedziała. Wyszedłem i usłyszałem, jak dziewczyna odkręca kran z wodą, położyłem obok drzwi na krześle ubrania dla nie. Poinformowałem ją o tym i zszedłem na dół, siostra stała i rozmawiała z naszą matką. Ich wzrok skierowany był na mnie, matka tylko się uśmiechała, a siostra była jakby obrażona. Skierowałem się do kuchni, chciałem już wychodzić, ale wtedy matka do niej weszła.

- Zielony jestem czy co? - zapytałem się matki, kiedy lustrowała mnie spojrzeniem od czubka głowy do stóp. - Mamo, powiesz mi, o co chodzi?

- Ta dziewczyna zaczyna cię zmieniać. - odpowiedziała. Nie wiedziałem co moja matka miała na myśli, kiedy to mówiła. Chyba miała rację, wcześniej nie byłem, skłonny do pomocy a teraz pomagam i to w dodatku tej dziewczynie. - Colin uważaj, proszę tylko.

- Na co? - spojrzałem się na rodzicielkę. Wzięła głęboki wdech i mi odpowiedziała.

- Tylko się nie zakochaj w niej. - odparła. - Ona jest potężna. 


Perspektywa Elise

Wzięłam długą odprężającą kąpiel, dawno tak się dobrze nie czułam. Zmyłam z swojej twarzy i dekoltu zaschniętą krew. Na początku myślałam że coś mi się stało po tym jak w lesie upadłam ale po chwili czułam w sobie że działo się coś niedobrego, niedobrego z moja mamą. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki po rzeczy. Przebrałam się się w nową bieliznę, ciekawe skąd on ją miał? Założyłam na swój tyłek leginsy i bluzkę, poprawiłam swoje rude włosy i wyszłam z pokoju. Kiedy dochodziłam do schodów, zakręciło mi się lekko w głowie a po chwili słyszałam w mojej głowie rozmowę.
- Musisz jej to powiedzieć synu. - usłyszałam męski głos. Był podobny do mojego ojca ale to nie był jego, to głos ojca Colina. 

- Jak? Przecież znam ją ledwo dwa dni, pomyślałeś o tym? - chłopak był za pewne zdenerwowany. Mogłam wnioskować po tonie głosu jaki słyszałam.

- Ja powiem Elli. - odpowiedział mój brat. Nie widziałam go od wczoraj, zeszłam na dół i odszukałam ich wszystkich.   Kiedy Theo mnie zobaczył puścił się biegiem w moje ramiona, ściskał mnie tak jak bym mnie nie widział wieczność. -  Jak się czujesz Elli?

- Bardzo dobrze, dziękuję. - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. Brat puścił mnie i pobiegł do kobiety. Dziwiłam się że tak się szybko przyzwyczaił do obcej osoby, zawsze w domu chodził koło mamy ale cieszyłam się że jest uśmiechnięty. - No słucham wszystkich. A szczególnie ciebie Colin. - spojrzałam się na chłopaka. Kobieta powiedziała coś do męża i wyszli, chwilę postaliśmy w ciszy kiedy się odezwał.

- Mój ojciec dzwonił do twoich. - powiedział. Poczułam ciepło na sercu, wreszcie będę mogła ich zobaczyć. Tęsknie za nimi.

- Kiedy będę mogła wyjechać?

- Gdzie? - zobaczyłam że podniósł jedną brew. 

- No do do domu. - odpowiedziałam. - Chyba po to dzwonił do nich, co nie?

- Nie po to. - odpowiedział i podszedł bliżej mnie. - Dzwonił do nich bo tak twój dziadek, chyba Henry ma na imię, kazał mu powiadomić gdzie jesteście.

- Przyjadą po nas? - złapał chłopaka za dłoń. Nie wiem dlaczego to zrobiłam ale widać że moja dusza chciała. Chłopak ścisnął mocniej moją dłoń.

- Nie pojedziecie do domu, nikt po was nie przyjedzie. - odparł. - Musicie zostać tutaj bo twój ojciec tak kazał. Zabronił ci również wracać do Shelton.

- Czemu? - w moich oczach zaczęły zbierać się łzy, pociągnęłam nosem. Chłopak puścił moją dłoń i wyszedł z kuchni. - Colin, wracaj. - krzyczałam za nim. Chłopak wyszedł przed dom, założyłam swoje buty które miałam podczas ucieczki i wyszłam za chłopakiem. Colin stał opart dłońmi o balustradę, podeszłam do niego i położyłam dłoń na ramieniu. - Czy ojciec coś mówił o mojej matce? Powiedz mi i nie ukrywaj niczego.

- Powiedział. - puścił balustradę i spojrzał się na mnie. - Twoja mama została porwana. - odparł. Wtedy nogi zrobiły się mi jak z waty. Gdyby nie on to walnęłam bym głową o ziemię, chwycił mnie i posadził na ławce. - Nie wiedzą gdzie jest i kto to zrobił.

- To oni. - powiedział.

- Jacy oni, Elise? - odwrócił moja głowę w swoją stronę. - Kto?

- Vegasowie za wszystkim stoją. 

~*~*~*~

No, no, no. Zaczyna się dziać :)

Czy macie może ochotę na perspektywę kogos szczególnego?

Piszcie propozycje w komentarzach.

Pozdrawiam, LaGata22.


Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz