Rozdział Trzydziesty Siódmy

2.3K 155 5
                                    

Założyłam wystający kosmyk za moje ucho i spojrzałam się w lustro, wyglądałam jak nie ja. Moje włosy były spięte dość wysoko, ułożone w kok i związane wstążką. Dodawało mi to więcej lat niż teraz mam. Lekki makijaż rozświetlał moją twarz, uśmiechałam się od ucha do ucha.

- Wyglądasz pięknie kochanie. - odparła moja matka. Widziałam, jak po jej policzku leci łza, wstałem z krzesła od toaletki i przytuliłam ją jak najmocniej.

- Nie płacz, mamo. - powiedziałam. - To jest piękny dzień, powinnaś być szczęśliwa.

- Jestem córeczko. - odpowiedziała. - To są łzy szczęścia kochanie, wychodzisz za mąż. Moja najwspanialsza i jedyna córeczka się żeni. - pocałowała mnie w policzek. Staliśmy tak kilka minut, przytuleni do siebie nim usłyszeliśmy, że ktoś puka do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam.

- Czas na sukienkę. - powiedziała ciocia Jess. Otworzyłam drzwi szerzej i wpuściłam obie ciotki oraz kuzynkę. Jess zauważyła, że mama nie jest gotowa, więc ją zabrała i wyszła z nią, by przygotować. Wystrojona ciocia Vivien i Carolyn pomogły mi się ubrać. Zdjęłam z siebie ubrania, pozostając w samej bieliźnie. Caro rozsunęła pokrowiec i wyjęła z niej sukienkę. W moich oczach zebrały się łzy, zrobiły z krótkiej sukienki tak piękną i długą suknię. Byłam prze szczęśliwa, że mogę mieć na sobie sukienkę matki, przerobioną.

- Jest piękna. - powiedziałam.

- No to ją załóż. - ponagliła mnie kuzynka. Przytaknęłam, a ciotka zdjęła ją z wieszaka i rozpięła tył sukni. Podniosłam ręce do góry i wtedy przełożyła mi ją przez głowę. Poczułam w żołądku lekki ścisk, zaczęłam się stresować. Kiedy dół sukienki opadł na podłogę, wtedy mogłam ujrzeć ją w pełni na sobie. Prezentowała się idealnie, pasowała w sam raz. Wtedy do pokoju weszła moja mama, była przygotowana.

- O mój boże. - matka zakryła dłonią usta. Odwróciłam się do niej z uśmiechem na twarzy, spojrzałam się na kuzynkę i dała jej znać. Chwyciła ciotkę pod rękę i wyszła, zostawiając mnie z mamą. Odczekałam, chwilę nim się odezwałam.

- Czy mogłabyś? - odwróciłam się do niej tyłem. Podeszła do mnie i zaczęła zapinać guziki z tyłu sukni. Niedługo to i ja będę miała męża jak mama, cieszyłam się najbardziej na świecie.

- Załóż naszyjnik i te kolczyki, zaraz wrócę. - powiedziała i położyła na toaletce pudełeczko. Zostawiła mnie samą na chwilę. Usiadłam na krzesełku przy toaletce, otworzyłam pudełeczko od Colina i wyjęłam naszyjnik. Odczepiłam zabezpieczenie i założyłam go na szyję, prezentował się lepiej, niż jak go przymierzałam. Wzięłam pudełeczko od mamy i wyjęłam z jej kolczyki, rozpoznałam je w sekundzie. Miała je w dniu własnego ślubu, założyłam je szybko. Cieszyłam się, że to ja mogę je mieć na sobie. Wstałam od toaletki i podeszłam do drzwi, wzięłam głębszy wdech oraz wydech i wyszłam z pokoju. Zmierzając korytarzem, zobaczyłam uchylone drzwi, podeszłam bliżej i zajrzałam.

Zobaczyłam, jak szwagier Colina zawiązuje mu krawat, a po pokoju kręcą się jego bracia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zobaczyłam, jak szwagier Colina zawiązuje mu krawat, a po pokoju kręcą się jego bracia. Był mocno skupiony, mogłam wyczuć jego szybki oddech. Chciałam go dotknąć i przytulić, postanowiłam wejść. Chcąc już wejść zostałam odciągnięta przez Carolyn. Pociągnęła mnie z powrotem do pokoju.

- Wiesz, że zobaczeni pana młodego przed ślubem przynosi pecha? - powiedziała kuzynka. Położyłam dłonie na biodrach i zaczęłam chodzić po pokoju.

- Wiem, wiem, ale chce go dotknąć, przytulić i pocałować. - słowa zaczęły mi wypadać szybko z ust.

- Elise, będziesz miała na to całe życie. - chwyciła mnie za dłonie. - Wychodzisz za niego za mąż. Będziesz miała wiele okazji to tego. A teraz trzymaj ten bukiet i złaź ze mną na dół. - odparła i wcisnęła mi bukiet w dłonie. - Colin nie będzie wiecznie czekał przed ołtarzem. Choć bo z Calvinem musimy się zawieźć.

- No dobra. - powiedziałam. Chwyciłam kuzynkę za rękę i wyszłam z pokoju. Przed domem stał już kuzyn. Otworzył tylne drzwi samochodu i wpakowałam się na tył wraz z Carolyn i ruszyliśmy.

- Na polanie już czekają, Colin jest lekko zestresowany. - powiedział kuzyn. - Nie może się doczekać twojego widoku. Sam muszę powiedzieć, że wyglądasz przepięknie. - powiedział. Podziękowałam chłopakowi i wpatrywałam się w widok przez okno samochodu. Pamiętałam, jak go pierwszy raz spotkałam, wtedy w jego domu.

[...] Wyjrzałam przez okno, ujrzałam biegającego Theo. Z szuflady wyjęłam nóż, mocno ścisnęłam za rękojeść i wyszłam na zewnątrz. Trzasnęłam mocno drzwiami, by mnie zauważano. Theo zatrzymał się i spojrzał się na mnie.

- Elise! - krzyknął z radości. Zaczął biec do mnie, zeszłam z ganku i ukucnęłam. Brat wpadł w moje ramiona, mocno objął mnie za szyję. - Obudziłaś się wreszcie.

- Ty mówisz prawidłowo zdania. - pocałowałam chłopca w policzek. Cieszyłam się, że jest cały i zdrowy, podniosłam go do góry. Trzymał się mnie mocno za szyję, cieszyłam się, że mam go ze sobą. - Czemu jesteś sam?

- Nie jest sam. - usłyszałam męski głos. Przytuliłam mocniej do siebie brata i wyciągnęłam przed siebie rękę z nożem, musiałam go bronić za wszelką cenę. Przede mną stał wysoki i szczupły, lekko umięśniony chłopak, o delikatnie opalonej karnacji. Na oko mógł mieć 17-19lat. Jego ciemne włosy były rozwichrzone, pojedyncze kosmyki wpadały do oczu. Tęczówki miał ciemne jak najprawdziwsza czekolada. W jego oczach widziałam tajemniczość. Jego profil uwidaczniał zarys podbródka oraz kości policzkowych. Ten chłopak ubrany był w ciemne jeansy i białą bluzkę w wycięty w serek oraz w czarną skórę. Przypatrywał się mojej osobie. Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś, poczułam falę gorącą zalewającą moje policzki. Kiedy podszedł do mnie, poczułam zapach upajających perfum. Jego głos brzmiał w moich uszach jak przyjemna melodia, kiedy zwrócił się do mnie. Jednego byłam pewna. Mimo że nie znałam tego chłopaka, moja nieomylna intuicja podpowiadała mi, że ten chłopak nie pozostanie mi obojętny. - Powiesz coś czy będziesz się dalej stać i się mi przypatrywać? [...]

- Elise! - z transu wyrwała mnie Carolyn. Zobaczyłam, że zatrzymaliśmy się niedaleko polany. Widziałam, jak w naszym kierunku zmierza mój ojciec, wysiadłam pierwsza przed nimi.

- Idźcie na miejsce już. - powiedział do nich. Przytaknęli i zostawili mnie z ojcem, czekałam i czekałam, nim zaczął.

- Powiesz, mi jak to się stało, że czuć od ciebie inny zapach? - wypowiedział przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam, że się o tym dowie, ale nie tak w krótkim czasie. Matka miała rację, ostrzegała mnie również. - Elise, na boga. Ty masz dopiero szesnaście lat.

- Tak mam szesnaście lat tato. - zaczęłam. - Byłam tego świadoma i nie żałuję. Musiało to się kiedyś zdarzyć, teraz wychodzę za mąż. Musisz przyjąć to do wiadomości. - powiedziałam. Odeszłam od ojca kawałek, starałam się oddychać miarowo, by nie dać to po sobie znać przed nim. Poczułam, jak ktoś położył mi dłoń na ramieniu.

- Kochanie, wiem, że go kochasz, ale nigdy nie przyjmę do wiadomości, że moja jedyna córka jest już dorosła. - powiedział ojciec. Odwróciłam do niego i wtuliłam się, kochałam go najmocniej.

- Kiedyś będziesz musiał to przyjąć. - powiedziałam. Ojciec pocałował mnie w czubek głowy. - To teraz tato czas na twoje zadanie. - uśmiechnęłam się do niego.

- No muszę. - odpowiedział. - To choć kochanie jest czas, aby twój ojciec odprowadził cię do ołtarza i przekazał cię narzeczonemu.


No i teraz jest systematycznie ;)
Pozdrawiam, LaGataOfficial


Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz