Rozdział Trzeci

6.7K 345 14
                                    

 Po zjedzonym śniadaniu popędziłam na górę wraz z Theo, by pomóc się ubrać. To było duże wyzwanie ubrać go w spokoju i szybko. Próbowałam założyć mu spodnie, ale on biegał i skakał.

- Theo. - upomniałam go. - Choć tutaj, musimy założyć spodnie. Ciocie zaraz przyjadą z wujkami.

- Ale ja nie chce się ubielać. - odpowiedziała. - Dzisiaj są moje ulodziny i nie bede nic lobił.

- Musisz i ja się o to postaram. - rzuciłam spodnie na podłogę i podeszłam do niego. - Jeżeli nie włożysz, tych spodni to zapomnij, że wyjdziesz z tego pokoju. - pogroziłam mu palcem. Brat pociągnął nosem i się rozpłakał, uszy zaczęły mnie boleć od jego płaczu.

- Co tu się dzieje? - usłyszałam głos mamy. The podbiegł do niej i się przytulił do nóg. - Elise co mu zrobiłaś?

- Nic. - wzruszyłam ramionami. Podniosłam spodnie z podłogi i podałam je mamie. - Nigdy nie będę chciała mieć dzieci, jeżeli mają, być takie jak on to ja podziękuję.

- Elise! - słyszałam jak mama mnie woła, ale nie słuchałam, weszłam do swojego pokoju w celu spakowania potrzebnych rzeczy na grilla. Wyjęłam z szafki czarny plecak i schowałam do niego koc, ortalionową kurtkę oraz portfel. Zasunęłam go i zeszłam na dół. W kuchni zastałam ciocię Jess.

- Hej ciociu. - powiedziałam.

- Hej, co tam się stało na górze? - ciocia pakowała jedzenie do torebek.

- Theo nie chciał założyć spodni, więc wkurzyłam się i powiedziałam mu, że jak ich nie założy, to nie wyjdzie z pokoju. - powiedziałam.

- Elise, nie powinnaś. - położyła mi dłoń na ramieniu. - Jesteś dla niego siostrą, a nie matką, powinnaś go zrozumieć i uczyć. Jest jeszcze dzieckiem.
- A Calvin ciociu? On też jest dzieckiem? - uśmiechnęłam się do niej.
- Prędzej dużym dzieckiem. - wtedy na zawołanie do kuchni wszedł właśnie on. Spojrzeliśmy się na niego i na siebie, nasz śmiech rozniósł się po całej kuchni.
- Nie chce wam przerywać babskie rozmowy, ale reszta już przyjechała. - odpowiedział. Pisnęłam aż z radości, pocałowałam ciocię w policzek i wybiegłam przed dom. Kiedy zauważyłam brunetka, od razu rzuciłam jej się na szyję.
- Carolyn. - powiedziałam. Dziewczyna objęła mnie w pasie i ścisnęła mocno, wreszcie ją widzę. - Wyglądasz o wiele lepiej na żywo niż na ekranie laptopa, komunikator dodaje ci więc lat.
- Mi też miło widzieć Ell. - odparła. - A dziękuję za ten komplement, czternaście lat to dobry wiek.
- I masz rację. - odpowiedziałam. Kątem oka zauważyłam, że para czarnych czupryny patrzy się na nas z uśmiechem. Obok nich stał blondyn. Nie widziałam ich tak długo, a wyglądali na bardzo dojrzałych i wyrośniętych. - George i Nathan? Leo? - spojrzałam się na nich ze zdziwieniem. Byli w wieku Carolyn a wyglądali na dwudziestolatków. - Boże, co rodzice dają wam jeść?
- Wszystko, co jest najlepsze. - odpowiedział blondyn. - Przywitasz się z kuzynem? - rozłożył ramiona. Rzuciłam mu się wprost na szyję. - Dziewczyno, jesteś lekka jak piórko.
- Ma się swoje sposoby. - odpowiedziałam. - Chłopaki. - oderwałam się od Leo i przytuliłam bliźniaków jeden po drugim. - Ciociu Vivien.
- Słucham cię Elise? - stanęła obok mnie. Pokazałam na nich palcem. - Czym ty ich żywisz? Niedługo przerosną cię i wujka.
- Jak przerosną, to rąk będzie. Mama w domu?
- Tak. - odpowiedziałam. Postałam jeszcze chwilę z kuzynostwem, dopóki nie zawołała mnie mama, aby zabrać swój plecak.

Byłam w drodze z Calvinem, który trzymał na barażach Theo oraz z Carolyn. Próbowałam przeprosić brata za to, co powiedziałam, ale on nie odzywał się ani słowem. Musieliśmy się zatrzymywać, bo malec chciał co chwile siku.
- Dojdziemy, tam za rok jak zatrzymamy się kolejny raz. - powiedziałam.
- Nie plawda. - zaczął Theo. - Ty tes chcialas siusiu.
- Raz, a nie pięć. - odparłam. Theo pokazał mi język, na co też mu tak odpowiedziałam, zaśmiał się. - Ooo, jus jestesmy. Postaw, postaw mnie.
- Tak jest panie kapitanie. - odpowiedział mu. Zdjął mojego brat z barana i postawił go na ziemi, mały pędem rzucił się do altanki gdzie stała mama z tatą i resztą.
- Wreszcie. - uśmiechnęłam się na samą myśl. Ruszyłam z nimi do rodziców, tata z wujkiem Billem i innymi próbowali rozpalić ognisko. - Więcej z nim nie idę mamo nigdzie.
- Elise, córciu co się z tobą dzieje? - mam podeszła do mnie i odciągnęła mnie na bok. Wzięła mnie za policzki i spojrzała się mi w oczy. - Powiedziałabyś, mi jak by co się działo z tobą czy z twoim ciałem?

- Co ty sugerujesz? - podniosłam jedną brew. Co matka zaczęła insynuować? Myśli, że jestem jaka? - Tak mamo powiedziałabym Ci. Mogę teraz iść do rodziny?

- Możesz. - odpowiedziała. Wyminęłam mamę i poszłam do swoich kuzynów, usiadłam między bliźniakami. Nathan zajadał się już piankami. - Ej! Zjesz zaraz wszystko. - wyrwałam mu paczkę z dłoni.

- No szo? - zaczął mówić z pełną buzią pianek. - Gfodny bywem.

- Najpierw przełknij potem mów. - wtrącił się Leo. Chłopak próbował jakoś pogryźć wszystkie pianki, ale nie dał rady, wszystko wypluł na ziemie. George wpadł w niepohamowany śmiech i zanim Carolyn, gdyby nie on to spadłaby do tyłu ze śmiechu. Kątem oka zauważyłam, że Theo przypatruje się naszej grupce, zaprosiłam, go wyciągając dłoń w jego kierunku. Malec chwilę zastanowił i podbiegł do nas, wdrapał się na moje kolana. Nathan i George zaczęli, się z nim bawić mówiąc, który jest, którym Theo śmiał się z wszystkiego. Nawet z tego, jak kiełbaska mu spadła z patyka, był w swoim żywiole. Po kilkunastu minutach Theo chciał się bawić ze mną więc musiałam zostawić swoje kuzynostwo, by zająć się swoim mistrzem. Theo wuyjął z mojego plecaka piłkę.
- Theo. - ukucnęłam przed nim. - Skąd twoja piłka znalazła się w moim plecaku?
- Nie miałem miejsca. - wzruszył ramionami. - Bawimy się?
- No pewnie. - odpowiedziałam. Theo pobiegł na pole obok altanki, zaczęliśmy kopać i rzucać piłką do siebie. Bawiliśmy się bardzo dobrze, mama z tatą uśmiechali się na nasz widok. Raz rzuciłam piłką zbyt mocno i brat pobiegł za nią na skraj lasu. Chwycił ją i zaczął się wpatrywać w las. - Theo, co tam widzisz?
- Widziałem zwiezaczka. - odpowiedział. Zdziwiłam się na to, co powiedział, podeszłam do niego i ukucnęłam obok niego. - Eli to był wilczek.
- Wilczek? - uniosłam obie brwi. Wiedziałam, że coś się święci, odwróciłam głowę i spojrzałam się na rodziców. Ojciec kiwnął głową, wzięłam brat na ręce i zaczęłam odchodzić od miejsca. Zrobiłam dwa pierwsze kroki i wtedy z lasu wyskoczyły dwa wilki, ich oczy były fioletowe. Zerwałam się do biegu, Theo krzyczał, że zostawił piłkę, płakał. Podbiegłam do mamy, tata z wujkami i kuzynostwem próbowali, odgonić te wilki, ale po chwili wpadło ich więcej. Od razu się przemienili w swoje postacie wilków.
- Załóż ten plecak. - podała mój. Postawiłam brata na ziemi i założyłam na siebie plecak, zawiązałam go mocniej pod piersiami. - Zabierz brata i biegnij do naszego domu, tam będzie czekał na was dziadek. Niech Carolyn biegnie z wami.
- Mamo co się dzieje? - powiedziałam, kiedy brała brata ponownie na ręce. Theo płakał ciągle, pocałowała go w policzek.
- Kocham was, a teraz biegnijcie. - powiedziała. Odwróciłam się i zaczęłam biec z malcem na rękach, koło mnie biegła też kuzynka. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam się na rodzinę, widziałam, jak matka z ciotkami się przemienia i dołącza do ojca.
- Choć, nie mamy czasu. - dziewczyna pociągnęła mnie za rękaw. Wbiegłam w las. Przy moim uchu słyszałam płacz mojego brata, czułam, się potwornie widząc go w takim stanie. Bałam się o niego i swoich rodziców, miałam nadzieje, że to nic wielkiego. Bieg zajął nam dobre 15 minut. Dziadek czekał pod domem z torbą. - Przyprowadziłam ich do pana.
- Dobrze zrobiłaś Carolyn. - odpowiedział mój dziadek. - Biegnij do nich z powrotem. - dziewczyna pokiwała głową i wbiegła z powrotem w las. - Wsiadajcie szybko.
- Dziadku co się dzieje? - powiedziałam, kiedy wsiadłam z bratem do jego auta. Zapięłam pas, Henry wsiadł i ruszył spod naszego domu. - Powiesz mi?
- Nie mogę. - odpowiedział. - Obiecałem to waszym rodzicom i słowa dotrzymam.
- Dziadku, wiem, że były, to te wilki kim my jesteśmy. - zaczęłam. - Ale one były inne, miały fioletowe tęczówki i były bardzo groźne.
- Zawiozę was w bezpieczne miejsce. - powiedział. - Prześpij się, bo Theo już śpi. - spojrzałam się kątem oka. Rzeczywiście spał, położyłam go na siedzeniu obok siebie. Głowę położyłam na swoich kolanach i przykryłam go kocem, który mi dał dziadek z przedniego siedzenia. Bałam się, strasznie się bałam o swoje i brata życie. Miałam nadzieje, że wrócę jak najszybciej i będzie po wszystkim, że będę znowu z rodzicami.  

~*~*~*~

No i się zaczęło.

Co sądzicie i się domyślacie: kim są te wilkołaki z fioletowymi tęczówkami???

Czego oni chcą i czemu się pojawili?

Dowiecie się czytając :)

Pozdrawiam LaGata22

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz