Rozdział Trzydziesty

2.4K 164 4
                                    

Szłam przez Shelton, trzymając brata na ręku. Po kilku minutowej drodze zaczął marudzić i zasnął na moim ramieniu. Było mi ciężko go nieść, gdyż miałam plecak ze swoimi i jego ubraniami, w dodatku trzymałam w ręku jego plecak. Podkradłam rodzicom trochę pieniędzy, zapewne był ważny dla niej. Chciałam wynająć samochód, by jechać dalej w kierunku Kamilche, a potem do Portland i jeszcze dalej, ale nie chcieli mi wynająć, bo nie mam prawa jazdy i ukończonych 21 lat.

Przechodziłam obok jakiegoś samochodu. Rozejrzałam się dookoła siebie, nikogo nie było koło mnie. Otworzyłam tyle drzwi i włożyłam plecaki, wsiadłam na miejsce kierowcy i położyłam śpiącego brata obok. Zapięłam mu pas i sobie, przekręciłam kluczyk i ruszyłam. Wiedziałam, mniej więcej co do czego służy, zawsze przypatrywałam się tacie i mamie jak, prowadzili. Wyjechałam na ulicę i zmierzałam w wybranym kierunku.

Po jakieś godzinie jazdy Theo się wybudził i zrobił się głodny, musiałam zjechać na pobliską stację benzynową.

- Elli? - usłyszałam wołanie swojego brata. Byłam w trakcie tankowania, odłożyłam rurkę do tankowania i zamknęłam drzwiczki. Podeszłam do drzwi od strony pasażera.

- Co się stało mistrzu? - ukucnęłam przed nim. Jadł spokojnie kanapę, którą mu kupiłam.

- Czy mama i tata nas szukają? - zapytał. Rodzice zapewne już to robili, niedługo mogliby nas znaleźć albo już nas śledzą.

- Theo, może już to robią, ale to nie ważne. - powiedziałam. - Musimy dalej jechać.

- Dobrze. - powiedział. Zapięłam mu ponownie pasy i poszłam zapłacić za paliwo. Wychodząc, wpadłam na jakieś mężczyznę. Wyczułam od niego zapach wilkołaka, był przyjaznym. Wsiadłam za kierownice i wyjechałam na drogę. Musiałam znaleźć się jak najdalej domu. Miałam, być szczęśliwa poślubiając Colina i żyć z nim do końca. Nigdy takiego głębokiego uczucia nie czułam do nikogo niż do mojego kochanego. Spojrzałam na swojego brata, bawił się na swoich nogach robotem, którego dałam mu na urodziny. Wtedy musiałam uciekać pierwszy raz z nim, teraz był drugi.

- Elli. Samochód. - wskazał palcem. Spojrzałam się na drogę, jechałam na wprost samochodu. Skręciłam gwałtownie w jedną stronę i zboczyłam z drogi, wpadając do rowu. Bałam się o brata o mojego Theo, bałam się, że zrobiłam mu krzywdę. Ostatnie co pamiętałam to jego płacz, zanim straciłam przytomność.

Czułam, lekki powiem wiatru i że szybuje w powietrzu. Głowa i całe ciało mnie bolało. Otworzyłam oczy, mój obraz był zamazany. Mogłam dostrzec, że jestem wyciągana z samochodu.

- Podrzućcie dziecko do pobliskiego szpitala. - krzyknął mężczyzna. Miał znajomy głos, bardzo rozpoznawalny, a zapach dość specyficzny. Jak bym go kiedyś słyszała, a nawet widziała twarz, która wymawia tym głosem. Podniosłam wzrok na mężczyznę i zdębiałam.

- Christopher. - powiedziałam cicho. Miałam suchość w gardle, trudno byłoby wymówić więcej słów. Po chwili do moich ust i nosa została przyłożona szmatka. Wyczułam zapach. Mama mnie przed nią ostrzegała. Crytalit. W mniejszych ilościach odurza wilkołaka a w większej, potrafi nawet zabić. Próbowałam tego nie wdychać. Po chwili ponownie straciłam przytomność.

Perspektywa Colina

Matka Elise zabarykowała się w pokoju ciągle płacząc. Wszyscy próbowaliśmy się do niej dobić. Mąż, jego siostra, ja czy też nawet inni. Nic to nie skutkowało, nie wychodziła. Każdy z nas się przysłuchiwał czy ona oddycha, czy też żyje. Ja sam siedziałem w pokoju, patrząc na zdjęcie dziewczyny i chłopca. Byłem winny jej zniknięcia, dałem się namówić na to polowanie. Mogłem się uprzeć i zostać z nimi, wtedy tego wszystkiego by nie było. Ona sama by nie uciekła, gdyby nie odwoływali jej ślubu. Wtedy byłoby inaczej. Byłaby tutaj ze mną. Usłyszałem huk. Odłożyłem fotografię i wybiegłem z pokoju. Wpadłem na Carolyn.

- Co to było? - zapytałem się dziewczyny.

- Ciocia Loreinne zemdlała. - odparła. - Zaczęła jej krew lecieć z nosa i na czole pojawiło się otarcie.

- Powiedz mi czy to...

- Elise. - wypowiedziała jej imię. - Coś jej się stało.

Zszedłem na dół z wszystkimi. Ciotka dziewczyny, Jess pomogła opatrzeć kobiecie zadrapanie. Cały czas powtarzała.

- Im coś się stało, Lucasie. - mówiła. - Czuję to. Elise jest ranna, nie wiem co z Theo.

- Kochanie uspokój się. - odparł. Rodzice dziewczyny byli sobie pisaniu, bo tak los gwiazdy chcieli. Może i nasze z Elise są tak zapisane? Tego nikt nie wie. Usłyszałem dźwięk telefonu. Ojciec Elise wstał i wyszedł, ciotka i kuzynka dziewczyny pocieszali ją.

- Colinie. - zwróciła się do mnie. Podszedłem bliżej kobiety. - Źle to zrobiliśmy, powinieneś poślubić naszą Elise. Ona będzie szczęśliwa z tobą.

- Na pewno będzie. - powiedziałem. Wtedy do pokoju wrócił pan Bailey, miał smutny wyraz twarzy. Matka dziewczyny wstała i podbiegła do niego.

- Co z moimi dziećmi? - krzyczała. - Gdzie one są?

- Znaleźli rozbity samochód pod Kamilche. - matka dziewczyny zesztywniała na słowo miejscowości. - W samochodzie były rzeczy Elise oraz zabawki Theo, ale ich śladu nie było. Była tylko krew. - powiedział. Pani Bailey wpadła w płacz, zaczęła bić swojego męża po klatce piersiowej.

- Oni muszą żyć Lucasie, muszą. - krzyczała.

- Theo jest cały, leży w szpitalu. - powiedział. - Ktoś go odrzucił pod szpital.

- A Elise? Gdzie moja córeczka? - spojrzała się na niego.

- Jej nie było.

Pojechaliśmy wszyscy razem na miejsce zdarzenia. Matka dziewczyny odłączyła się i pojechała do syna, miałem nadzieję, że z nim wszystko w porządku. Lubiłem tego chłopca. Zatrzymaliśmy się kawałek od tego samochodu. Ojciec Elise poinformował nas, że zaprzyjaźnione stado z okolicy powiadomiło go o wszystkim. Wiedzieliśmy, że tutaj jesteśmy bezpieczni. Podeszliśmy na skraj rowu. Widok rozbitego samochodu to on przyprawiał mnie o dreszcze. A szczególnie jak prowadziła go Elise. Ruszyłem się pierwszy i zszedłem na dół. Czułem jej zapach oraz zapach Theo, mieszał mi się bardzo z krwią. Byłem pełen strachu i smutku, bałem się o nią.

- Colinie. - koło mnie pojawił się ojciec dziewczyny. - Słyszałem twoje myśli. Nie masz coś się obarczać winą. Jedynym winnym jestem ja i tylko ja.

- Wujku. - krzyknął kuzyn dziewczyny. - Czuję jej zapach. Podejmuje się go. - wbiegł w las, a my za nim. Calvin biegł jak oszalały po lesie i za zapachem, nawet ja sam już go czułem. Doprowadził nas do rzeki. - Tutaj urywa się trop, dalej już nic nie czuje.

- Gdzie oni mogli ją zabrać? - szepnął ojciec dziewczyny. - Zabiję go.

- Proszę pana. - powiedziałem, kiedy ujrzałem list przyczepiony do drzewa. Podbiegłem do niego i zacząłem czytać. - To wszystko za mojego ojca, za Felix'a. Ostatni bitwa rozstrzygnie wszystko, czy Elise będzie żyć. - odparłem. - Co za bydlak. To Christopher stoi za tym wszystkim.


~*~*~*~

No i kolejny rozdzialik już jest.
Może trochę dramy w następny rozdziale? Kogoś uśmiercić?

Pozdrawiam, LaGataOfficial

P.S. Wolicie nowe opowiadanie typu fanficition czy może romans?

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz