Rozdzial Dwudziesty Siódmy

2.4K 182 5
                                    

Przygotowania do świąt oraz mojego ślubu z Colinem szły pełną parą. W domu panował istny harmider. Mój mały brat Theo miał trzymać obrączki a Carolyn miała być moją druhną. Colin bardzo chciał, aby mój kuzyn Calvin był naszym świadkiem, a świadkową miała być siostra Colina. Oczywiście zgodziłam się bez żadnego zastanowienia, gdyż oni byli tak samo ważni dla mnie, jak i inni. Mama kazała mi się trzymać z dala od jej pokoju, w którym znajdowała się moja suknia. Tłumaczyła się tym, że chce, abym wyglądała w jej sukni ślubnej lepiej niż ona. Co ma wygląd sukni do tak ważnego dnia? Nie rozumiałam swojej matki.

Siedziałam w pokoju brata wraz z nim i bawiłam się samochodzikami z nimi. Kochałam go ponad swoje życie.

- Elli. - usłyszałam cieniutki głos swojego braciszka. Podniosłam głowę i spojrzałam się na niego.

- Co jest szkrabie? - uśmiechnęłam się do niego. Theo wstał i podszedł do mnie, objął mnie za szyje i się mocno wtulił we mnie. - Hej mistrzu! Co się dzieje?

- Boje się, że mnie zostawisz. - odpowiedział cichutko. Chwyciłam go pod pachy i usadowiona go na swoich kolanach. Przytuliłam go do swojej piersi. - Czemu tak myślisz?

- Bo jak weźmiesz, ślub z wujkiem Colinem to o mnie zapomnisz. - spojrzałam się na mnie.

- Nigdy w życiu! - podniosłam lekko głos. Kto mógł mu to powiedzieć? Udusiłabym własnymi gołymi rękoma. - Ja ciebie nigdy w życiu nie zostawię. Jesteś moim młodszym braciszkiem i oczkiem w mojej głowie. Obiecałam rodzicom, że będę cię chronić od momentu urodzenia do końca.

- Kocham Cię Elise. - powiedział i się jeszcze mocniej wtulił. Pierwszy raz użył mojego pełnego imienia, zawsze nazywał mnie zdrobniale.

- A Theo. - odsunęłam go na moment od siebie. - Powiedz, mi kto Ci to powiedział? Kto powiedział, że cię zostawię.

- Tata. - odparł. No zaraz szlag mnie trafi. Pocałowałam brata w policzek i wstałam.

~*~

Schodząc, na dół byłam zła na swojego ojca. Jak mógł tak jemu powiedzieć? Zbliżając, się do kuchni słyszałam rozmowy. Kiedy weszłam nagle ucichły. Stał tam mój tata, Colin z Calvinem, wujkowie i jedna osoba, którą bardzo lubiłam. Jeździłam zawsze z rodzicami do niego. Kochałam, jak podrzucał mnie w górę, to przyprawiało mamę zawsze o zawał.

- Wujek Derek? - spojrzałam się na niego. Chyba będę dziękować rodzicom, że on tutaj jest.

- Będziesz tak stała czy przytulisz wujaszka? - powiedział i rozłożył ramiona. Podbiegłam i przytuliłam się do niego jak najmocniej. - I tak powinno być.

- Cieszę się, że jesteś. - powiedziałam. Wtedy do kuchni weszła ciocia Lilianna z dzieckiem na rękach. Miało może z pół roczku albo więcej czy też mniej. - Kogo to?

- Moje. - odpowiedziała ciotka. Oderwałam się od wuja i podeszłam do malucha, ciocia przekazała mi go na rękę. - To jest Timon, mój synek.

- Hej Tim. - zwróciłam się do chłopca. Przytuliłam chłopca do swojej piersi i poszłam z nim do salonu. Nie przejmowałam się tym, co miałam załatwić, liczył się tylko ten malec. Ostrożnie usiadłam na kanapie, pod łokieć podłożyłam, poduszkę by główka chłopca nie opadła. Timon wpatrywał się swoimi wielkimi oczkami we mnie jak w obrazek. Pomyślałam, że patrzy się na mnie jak na swoją mamę. Za jakiś czas ja zostanę nią, ale nie tak wcześnie. Zaczął ziewać więc nuciłam malcowi kołysankę lekko go kołysając. Lekko się wiercił, wymachiwał rączkami i gaworzył, zanim się uspokoił i zasnął przytulony do mnie. Teraz sama w niego wpatrywałam się, kiedy spał.

- Zabiorę go. - stanęła przede mną ciocia Lil. Podniosłam się lekko i podałam jej Timona, pocałowała go i poszła z nim na górę. Usiadłam ponownie na kanapie, podparłam się rękom o brodę i zaczęłam się wpatrywać w ogień w kominku. Ogień przypominał zawsze mi bezpieczeństwo i ciepło w domu, to dostałam od nich od początku mojego życia.

- Elise. - obok mnie usiadł Colin. Przysunął się bliżej i zarzucił na moją szyję rękę, ja natomiast przytuliłam się w jego bok. - Nad czym tak mylisz?

- Nad wszystkim. - westchnęłam. - Co będzie, kiedy już się pobierzemy? Boję się o swojego brata.

- A co mu jest? - spojrzał się na mnie z niepokojem.

- Ojciec mu powiedział, że ja już wyjdę, za ciebie to go zostawię. - powiedziałam. - Mówił tak przekonująco, jak by wiedział, że tak zrobię. A! Miałam z tatą o tym porozmawiać. - wyrwałam się z objęć Colina i wstałam. Daleko nie zaszłam, bo on pociągnął mnie za rękę, przez co upadłam na jego kolana.

- Twój ojciec rozmawia z twoim wujkiem. - odparł. - Załatwiają ochronę na nasz ślub?

- Czy ojciec musi robić tak wielki szum? - krzyknęłam. - Ja zaraz mu powiem. - byłam pewna tego, co zrobię. Z oporem wyrwałam się Colinowi i pobiegłam do biura ojca, mój narzeczony również za mną pobiegł. Wpadłam do pokoju jak burza, trzaskając drzwiami o ścianę.

- Elise. - ojciec odezwał się podniesionym tonem. - Nie wolno Ci tak wchodzić, kiedy rozmawiam. - odparł. W pokoju znajdowali się wszyscy, ciocie i wujkowie oraz moja mama i teściowie wraz z siostrą Colina. - Wyjdź, proszę.

- Nie! - odpowiedziałam. Wzrok wszystkich skierował się na mnie. - Wiem co zamierzasz tato...

- Masz natychmiast wyjść inaczej...

- Lucasie!!! - zganiła go moja matka.

- Inaczej co? - odparłam, podchodząc krok w przód. Ojciec gwałtownie wstał i podszedł do mnie. Widziałam w jego oczach wściekłość. - Wiem, że chcesz załatwić ochronę na wesele? Po co? - wykrzyczałam. - To ma być ważny dzień w moim życiu...

- Elise... - usłyszałam głos mojej matki.

- Nie, mamo. - odparłam. - Chciałam, aby to było skromnie i rodzinnie. Abym była szczęśliwa i była zabawa, ale nie. Tata musi zrobić z tego, jakie show i się pochwalić. Mam tego dosyć.

- Idziesz do swojego pokoju. Natychmiast! - ojciec złapał mnie za łokieć i zaczął ciągnąć mnie. Wyrywałam się i szamotałam na wszystkie strony. Otworzył drzwi i wywlókł mnie na zewnątrz. Matka poszła za nami. - Uspokój się!

- Nie! Puść mnie! - krzyczałam. Ojciec coraz mocniej ciskał mnie, powoli przestałam coś czuć. - Chcesz mnie zabić? - powiedziałam. Matka wydała stłumiony pisk, a ojciec puścił mnie automatycznie. Nie wiem czemu, ale to na niego podziałało. - Nienawidzę cię! - krzyknęłam. I w tym momencie ojca ręka się zapachnęła i spotkała się z moim policzkiem. Matka wpadła w ryk i próbowała go odciągnąć ode mnie. W przedpokoju zjawili się wszyscy. Czułam, gorzki posmak krwi a po chwili z lewego kącika ust zaczęła mi lecieć krew ciurkiem. Wujek Derek i Bill złapali ojca za ręce. Wyglądał, jakby zaraz miał się przemienić. Odwróciłam się i wybiegłam z domu.

- Elise! - za mną wybiegł Colin. Zmieniłam się w wilka i wbiegłam w gęsty las nie, zwracając na wołanie mojego narzeczonego. Miałam teraz ochotę pobyć sama i przemyśleć wszystko, Czy na pewno wcześniejszy lub i tak w młodym wieku, jest konieczny dla mnie? A może korzystniejszy dla mojego ojca?

~*~*~*~

Witam was po takiej przerwie.
Praca robi swoje, ale teraz bêdê mia³a wiêcej czasu bo L4 jest XD

Pozdrawiam, LaGataOfficial

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz