Rozdział Dwudziesty Pierwszy

2.7K 200 3
                                    

  Biegłem ile sił mi w nogach, by zdążyć, uratować Elise. Jej ciało zaczęło robić się coraz zimniejsze i blakło. Bałem się, że mogę stracić ją na zawsze.
- Wytrzymaj jeszcze trochę Elise. - powiedziałem do nieprzytomnej dziewczyny. - Jeszcze kawałek. - wybiegłem z lasu na teren domu dziewczyny. Z domu wybiegła matka dziewczyny.
- Elise! - kobieta krzyczała. Kiedy była blisko nas próbowała mi ją wyrwać, ale ojciec dziewczyny ją odsunął ode mnie. Wszedłem do środka domu.
- Zanieś ją na górę do pokoju. Vivien! - rozkazała, mi jej ciotka wszedłem na górę. W pokoju krzątała się Carolyn, kładła prześcieradła.
- Połóż ją na łóżku. - pomogła mi położyć Elise. Podała mi kawałek prześcieradła. Przyłożyłem do rany dziewczyny. Do pokoju wpadły jej dwie ciotki.
- Colinie, zostaw nas. Pomożemy jej. - powiedziała.
- Nie! - krzyknąłem. - Miałem ją zostawić dla jej dobra, miała szczęśliwie żyć. A teraz leży nieprzytomna. Nie odejdę na krok.
- Musimy jej pomóc, inaczej możemy ją stracić. - powiedziała. Nie mogę jej stracić, bez niej moje życie nie miałoby sensu. Jess przytrzymała przesiąknięte prześcieradło na głowie Elise. - Carolyn, wyprowadź go. - krzyknęła. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i wywlokła na zewnątrz, widziałem, jak krzątają się obok mojej dziewczyny.
- Colin! Colin! - dziewczyna potrząsała mną. - Ona będzie żyła m, rozumiesz? One jej pomogą.
- Carolyn, ona nie może umrzeć. Musi żyć! - upadłem na kolana. Czułem w sobie smutek i ból, po polikach spływały mi łzy.
- Będzie żyła, obiecuje. - powiedziała. - Muszę tam wrócić, poradzisz sobie? - pokiwałem głową. Dziewczyna weszła do pokoju i zamknęła drzwi. Zaczęła się dla mnie istne cierpienie i czekanie na wszystko. Zszedłem na dół do wszystkich. Nigdzie nie widziałem ojca i matkę dziewczyny.
- Colin. - do moich nóg przykleił się brat dziewczyny. Płakał bardzo głośno, zapewne tez cierpiał. Wziąłem chłopca na ręce i przytuliłem do siebie. Theo wtulił, się w moją szyję.
- Nie płacz. Twoja siostra wyzdrowieje. - powiedziałem do niego. Usiadłem z nim na kanapie. Chłopiec płakał długo, zanim usnął na moim ramieniu. Widziałem, że malec jest bardzo przywiązany do niej, jak by była między nimi mocna więź. Między mną a Elise jest tak samo, tylko że nasze uczucia czujemy bardzo mocno.
- Wypij to. - przy mnie zjawił się Calvin z kubkiem czegoś.
- Co to? - wziąłem od niego kubek i powąchałem. Miał odrażający zapach. - Co to?
- Zioła przygotowane przez moją matkę. - powiedział. Zdziwiłem się, że podaje mi to. - Zablokują twoje połączenie z Elise. Nie będziesz czuł tego mocno, ale zablokują je na trochę. - odparł. Popatrzyłem chwile na ten kubek i ostrożnie go wypiłem by nie wylać na Theo śpiącego na moim ramieniu. Było ohydnym, ale po chwili zaczęli działać. Miałem nadzieje, że potem będzie lepiej. 

Perspektywa Elise

Ból, który przeszywał, moje ciało był nie do opisania. Smutek, który ogarniał, mnie był cierpieniem dla mojej duszy. Czułam, jak ktoś mną podnosi i kładzie, przykłada coś do głowy.
- Podaj strzykawkę. - mogłabym poznać, że należy do mojej ciotki Jess. Tak do niej, to jej głos. Poczułam, ukłucie a po chwili jakiś płyn rozlewał się w mojej krwi. - Nie będzie nic czuła. - powiedziała. Miała racje, bo po chwili po moim ciele rozeszła się ciecz, dając mi ulgę i spokój.
- Ciociu. - usłyszałam moją kuzynkę, Carolyn. Po chwili ktoś uniósł moje ciało i przyłożył coś do głowy, zaczął owijać je. Mogłam się domyślić, że opatrują mi rany. Chciałam im powiedzieć wszystko, wszystko, co się tam wydarzyło. Że stoi za tym syn Felixa, że to on mi zrobił. Próbowałam zmusić swoje powieki do podniesienia ich, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Po chwili zapadła ciemność a ja wraz z nią. 

Stałam przed swoim domu w kwiecistej sukience. Światło słońca oślepiało mnie po oczach, zakryłam dłonią. Mogłam zauważyć na swojej lewej dłoni obrączkę. Czy ja wyszłam za mąż? Poczułam, jak ktoś przytula się do moich kolan. Była to około czteroletnia dziewczynka o brązowych włosach.
- Mamo! Mamo! - krzyczała. Czy ona nazwała mnie mamą? Spojrzałam się na dziewczynkę.
- Co się stało? Kochanie? - zapytałam się dziewczynki.
- Caitlyn mnie popchnęła, mam kuku. O tutaj. - podwinęła spódniczkę i pokazała kolano. - Pocałujesz mama? - nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Schyliłam się i pocałował kolano dziewczynki. - Dziękuję. - pocałował mnie w usta i odbiegła. Z daleka zauważyłam idącego w moja stronę Colina, miał na rękach tę samą dziewczynkę. Po chwili podbiegła druga, były identycznie. Bliźniaczki. Mogłam zauważyć, że jedna z nim ma rude włosy jak ja i moja matka. Zapewne była to Caitlyn tak jak mówiła dziewczynka. Słyszałam, jak ona woła na brązowowłosą dziewczynkę Katy. Miałam dwie córki, dwie bliźniaczki - Caitlyn i Kate.
- Elise. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Colina. - Co tak patrzysz?
- Patrzę na dziewczynki. - powiedziałam. - One naprawdę są moje?
- Co to za pytanie? Oczywiście, one są nasze. - położył mi dłoń na plecach. Po chwili poczułam na brzuchu zimno, spojrzałam się na dół a tam plama krwi na mojej sukience.
- Colinie coś ty... - mówiłam i spojrzałam na niego. Na miejscu nie było Colina, tylko syn Felixa. Wbijał mi nóż w plecy.
- Mówiłem, że zapłacisz za to wszystko. - powiedział.
- Ty.. ty... ty...
- Nazwali mnie Christopher. - powiedział. - Christopher Vegas. 

~*~*~*~

I mamy kolejny rozdział :)
Tym razem z szczęśliwym zakończeniem ❤️

Pozdrawiam, LaGataOfficial

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz