Rozdział Trzynasty

3.9K 276 5
                                    

ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY

Matka Elise była bardzo miła dla mnie, poczęstowała mnie ciepłym posiłkiem. Za to jej ojciec nie spuszczał ze mnie wzroku, tak samo jak kuzynostwo dziewczyny. Siedziałem wraz z nimi w salonie. Obok mnie przysiadła się brązowo włosa dziewczyna.
- Hej. - powiedziała.
- Cześć. - odpowiedziałem do niej. Wpatrywałem się w telewizor gdzie leciał jakiś program, czułem się dziwnie obserwowany przez tyle osób. - Możecie się na mnie tak nie gapić? Zielony przecież nie jestem.
- Będziemy ile chcemy. - odpowiedzieli równo bliźniacy. Dziewczyna obok mnie pokręciła tylko głową i wstała, podeszła do nich i trzebnęła ich po głowie.
- Zachowujcie się. - odparła. - Wiecie że Elise może wam.... o mama. - odwróciłem się i zobaczyłem czarno włosą kobietę. Nagle zapadła w salonie cisza.
- Wy wszyscy macie tutaj zostać, a ty Colin choć za mną. - powiedziała. Wstałem z kanapy na której siedziałem i podążałem za kobietą. Otworzyła drzwi i zeszła na dol, rozjerzałem się i zszedłem za nią. Zeszliśmy do piwnicy pod domem.
Przy stole stali rodzice Elise oraz jej ciotka, patrzyła co coś w księgach.
- Pani zna się na magii? - zwróciłem się do kobiety na krótko obciętej.
- Tak znam. - odpowiedziała. - Nawet bądź dobrze.
- Czy doszło między wami do zbliżenia? - mężczyzna od razu naskoczył na mnie z pytaniem.
- Przecież mówiłem panu ze nie. - uniosłem na niego.
- Nie będziesz mi szczylu podnosił głos na mnie w moim własnym domu! - walnął pięścią w stół. - Masz mi powiedz wszystko jak na spowiedzi.
- Colinie. - odezwała się jej matka. - Powiedz nami jak to się stało że Elise przeszła przemianę mimo że nie miała osiemnastu lat?
- Sam tego nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Dwa dni po jej znalezieniu, Elise na tyle źle się poczuła że zaczęła pluć krwią. - odparłem. Widziałem jak jej matka patrzy na mnie z przerażeniem. - Wtedy powiedziała nam że jest z rodu Quilette i że między nią a panią jest połączenie. Kolejnego dnia miała rozmawiać z panem. - wziąłem głębszy wdech i wydech. Kontynuowałem. - Elise krzyczała na mnie mówiąc że coś przed nią ukryłem, chciałem jej powiedzieć co mi pan wcześniej powtórzył. Wtedy jej tęczówki zrobiły się żółte i na mnie się rzuciła. Obezwładniłem i czekałem aż ojciec mi pomoże.

- Ja nic z tego nie rozumiem. - odezwała się jej matka. - Jak mogło dojść do przemiany tak wcześnie?

- Wiem. - powiedziała jej ciotka. Rzuciła grubą księgą o stół, aż obiło się o ściany. Otworzyła ją i zaczęła czytać na głos. - Do pierwszej przemiany może jedynie dojść kiedy dany osobnik w rodzie Quilette ma ukończony osiemnasty rok życia i jest gotowy do współżycia oraz założenia rodziny. Wyjątkiem może być wczesna przemiana gdy osobnik wpoi się w drugiego a reszta będzie dla niego zagrożeniem oraz gdy w stadzie zaczynają się złe rzeczy.... - mówiła. Jej matka zaczęła wariować, ojciec dziewczyny starał się ją uspokoić ale nic to nie dawało, wybiegła z płaczem.

- Idź sprawdzić co u Elise. - powiedział mi do ucha jej ojciec. Pokiwałem głową, uśmiechnąłem się do jej ciotki i poszedłem.

Perspektywa Elise.

Ból głowy był nie do zniesienia. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ze jestem w swoim pokoju, na swoim łóżku.
- Elise. - usłyszałam głos kuzynki Carolyn.
- Co się stało? Czemu jestem w swoim pokoju? - zapytałam się jej. Podniosłam się do pozycji i złapałam się za bolące miejsce na czole. Czułam że mam przyklejony plaster.
- Podczas kłótni twojego ojca z Colinem dostałaś przypadkowo w twarz. - odparła. Pamiętałam to. Chciałam powstrzymać ojca przed zrobieniem krzywdy chłopakowi. - Upadłas i walnelas o wystający kamień.
- Colin jest cały? A tak w ogóle gdzie on jest? - zsunęłam nogi z łóżka i wstałam. Lekko mi się zakręciło w głowie, usiadłam ponownie na łóżku. - Czemu milczysz Caro? - spojrzałam się na kuzynke. Kiedy dziewczyna chciała się odezwać drzwi od mojego pokoju zostały otwarte, a w nich stał on. Natychmiast się zerwałam i pobiegłam do niego, o mało się nie wywaliliśmy kiedy wpadłam na niego i objęłam. Carolyn dotknęła mojego ramienia i wyszła z pokoju zamykając drzwi pozostawiając nas samych.
- Nic Ci nie zrobili. - powiedziałam z spokojem. Chłopak objął mnie w pasie a głowę oparł o moją.
- Jestem cały jak widać. - odparł z uśmiechem. Cieszyłam się ze rodzice zostawili go całego i zdrowego. - Połóż się może.
- Jedynie z tobą. - odparłam spoglądając na niego. Twarz chłopaka wydała niezadowolenie. Po kilku sekundach zgodził się i podszedł ze mną. Wczołgałam się na łóżko a on położył się obok mnie. Zobaczyłam że dzieli nas pewna odległość, przysunelam się bliżej niego i odparłam głowę o jego klatkę. Słyszałam jak jego serce miarowo bije, ten stukot był dla mnie ukojeniem i spokojem. - Ciesze się że jesteś przy mnie.
- Ja również. - kreślił jakieś wzroki na moich plecach. Zaczęłam mruczyć z zadowolenia. - Jak zobaczyłem że leżysz na ziemi, na początku myślałem ze to moja wina. - poczułam jak brał głęboki wdech i wydech gdy jego klatka się uniosła. - Twój ojciec cie zabrał i popędził z tobą do środka, stałem w bezruchu. Twoja matka mnie zaprosiła do środka i poczęstowała ciepłym posiłkiem. Ale za żadne skarby nie wybacze... - Colin zaczął wyrzucać z siebie potok różnych słów. Nachyliłam się nad jego twarzą i przywarłam ustami do jego ust, tym sposobem uciszyłam go. Chłopak na początku był zaskoczony ale po chwili złapał mnie za tył głowy i mocniej przycisnął do siebie. Przejął kontrolę nad naszymi pocałunkami.
- Dziękuję. - powiedziałam kiedy od niego oderwałam.
- Za co? - przycisnął mnie mocniej do siebie. Ponownie przytuliłam się do niego ale tym razem przerzuciłam nogę.
- Za to że tutaj jesteś. - odparłam. - Że jesteś ze mną.

~*~*~*~

I mamy szczęśliwe zakończenie ;)
Pozdrawiam, LaGataOfficial ❤

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz