Rozdział Trzydziesty Ósmy cz.3 - ostatni

2.3K 143 4
                                    

W mojej duszy gotowało się od złości. Puściłam dłoń kuzyna i wyszłam z pomieszczenia, wzrok matki i Colina spoczął na mnie.

- Elise... - zaczęła matka.

- Jak to się stało? - spojrzałam w jej oczy. - Jak Theo jest w rękach Chrisa?

- Biegłam z nim na rękach do domu, by się ukryć. - mówiła łamiącym głosem. - Udało mi się odprawić Liliannę z jej synem, chcąc już wchodzić do domu, dostałam w tył głowy. Widziałam, jak go zabierają, oddalali się i wtedy naskoczył na nich Calvin.

- O mój boże. - pisnęłam. Colin podszedł do mnie i objął, wtulając w klatkę. - On był ranny przecież.

- Zrobił to dla ciebie Elise. - odparła ciotka. - Pomimo że został, postrzelony to działał w obronie. On cię kocha jak własną siostrę.

- Ja też go kocham jak brata. - powiedziałam. - Nie mogę go stracić. Nie pozwól mu umrzeć. On musi doczekać się wszystkiego.

- Nigdy na to nie pozwolę. - Jess chwyciła moją dłoń. - Nie dam umrzeć własnemu synowi, nigdy. - powiedziała z łzami w oczach. Odepchnęłam się od męża i przytuliłam płaczącą ciotkę.

- Musisz dla mnie coś zrobić ciociu. - wyszeptałam, jej do ucha by nikt nie słyszał. - Wiesz, co chcę na pewno zrobić i musisz zablokować moje myśli, by nikt nie słyszał. - odparłam.

- Ale Elise...

- Po prostu zrób to ciociu. - szepnęłam. - Jestem im to winna.

- Zrobię wam zioła do picia. - powiedziała na głos. Puściłam ciotkę z objęć i poszła do prowizorycznej kuchenki. Usiadłam obok matki na kanapie.

- Chyba muszę się przebrać. - odparłam. - Sukienka i tak się już nie nadaje.

- Mam jakieś ubrania tutaj. - odpowiedział i podeszłą szybko do kufra. Wyjęła ubrania i podała mi i Colinowi. - Spakowałam je dzień przed tym wszystkim.

Po przebraniu się w wygodne ubrania musiałam zacząć działać, nie mogłam siedzieć bez żadnego działania. To mnie doprowadzało do szaleństwa.

- Wychodzę. - oznajmiłam, wstając z kanapy. Chciałam już otwierać klapę od strychu, ale zostałam szarpnięta za ramię i przyskrzyniona do ściany. - Puszczaj mnie! Colin!

- Nigdzie nie pójdziesz! - warknął. Na jego twarzy pokazały się żyły, a kolor oczu zaczął się zmieniać. - Jestem twoim mężem, mam cię chronić. Zostajesz tutaj!

- Nie! - krzyknęłam. - Christopher zapłaci, za to, co zrobił mojej rodzinie. Zapłaci za porwanie Theo i za to, co mi zrobił. Uduszę go własnymi dłońmi. - powiedziałam.

- Za to, co tobie zrobił, to ja uduszę go własnymi dłońmi. - podniósł dłoń do góry i zaczął zginać palce. - Nikt nie ma prawa tykać mojej Elise, jesteś tylko moja i na zawsze. - gładził opuszkami palców mój policzek. Po jego dotykiem zaczęłam się rozpływać, a nogi uginać. Czułam się niesamowicie, kiedy to robił. Spojrzałam mu się dogłębnie w oczy i uśmiechnęłam się zdradziecko.

- Twoja. - odpowiedziałam. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy i zaatakowałam jego usta. Pogłębił pocałunek. Z czasem nasze warg zaczęły ze sobą współpracować, całowaliśmy się coraz namiętniej i namiętniej. A ja chciałam, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym, po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. Nasze języki toczyły walkę o dominację. Kiedy brakło nam tchu, odkleiliśmy się od siebie. Patrzyłam, ciężko dysząc w jego piękne ciemne jak najprawdziwsza czekolada oczy. Były w nich iskierki szczęścia, kąciki ust drgały do góry.

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz