Rozdział Ósmy

5K 309 15
                                    

Przepraszam że dodaje tak późno ale dopiero z pracy wróciłam. Przepraszam jeszcze raz i miłego czytania 😃

Dzisiaj ojciec Colina miał skontaktować się moi tatą. Miałam wreszcie go usłyszeć po długiej rozłące, ostatni raz widziałam, go jak moja mama kazała brać Theo na ręce i uciekać przed Vegasami. Dziwnie czułam, się mogą go usłyszeć.

- A jak mnie nie pozna po głosie? - zapytałam się matki Colina. Kobieta podeszła do mnie i mnie zamknęła w uścisku. Dawała mi bardzo dużo otuchy i wsparcia, stawała się dla mnie drugą matką.

- Kochaniutka, twój tata nigdy cię nie zapomni. - powiedziała. - Jesteś dla niego największym skarbem, jakim w życiu mogło mu się przytrafić, nigdy nie zapomni twojego głosu ani twojego brata.

- Wiem, proszę pani. - odparłam. Podeszłam do brata i chwyciłam go na ręce, automatycznie oplótł mnie w pasie nóżkami i dłońmi za szyję. Pogładziłam go pleckach, by dodać mu otuchy. Też był lekko zdezorientowany wszystkim, czasami budził się w nocy i wołał mamę. Więcej spałam z nim niż sama, raz miał, że zmoczył się w łóżku. Nigdy go takiego nie widziałam, matka Colina starała się mu pomóc, podając jakieś zioła bądź lekarstwa, ale nic.

- Kochanie, daj mi go. - powiedziała. Pocałowałam brata w czoło i podałam go kobiecie, brat się lekko opierał, ale po chwili poszedł w objęcia. Bałam się cholernie o jego zdrowie, obiecałam mojej matce, że będę miała na niego oko i będę się nim opiekować. Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłonie. Jeszcze jeden taki dzień a będę miała serdecznie go dość.

- Elise? - poczułam, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam się na osobę siedzącą obok, był to Colin. Wczoraj, kiedy powiedział mi, że moja matka została porwana przez Vegasów to nie odstępował mnie na krok, widział, jaka stałam się słaba na tę wiadomość. - Dobrze się czujesz?

- Bardzo dobrze Colin. - odpowiedziałam chłopakowi. - Moje stado zostało zaatakowane przez stado, które chciało zabić moją matkę. Wraz z bratem musiałam, uciekać by nie złapali nas, moja matka jest w ich sidłach a ja daleko od swojej. Theo z dnia na dzień staje się osłabiony, brakuje, mu więzi z rodziną więc jest chyba dobrze, co nie?

- Nie wiem co mam powiedzieć. - zdjął rękę z mojego ramienia. Potarł, się o kark jak by był zdenerwowany. Musiał wiedzieć coś więcej.

- Colin. - złapałam chłopaka za rękę. Odwrócił twarz w moją stronę. - Czy powiedziałeś mi wczoraj całą prawdę na temat mojej mamy?

- Tak, ale nie....

- Elise. - przede mną stanął ojciec Colina. - Choć, twój ojciec czeka na linii. - odpowiedział. Puściłam dłoń chłopaka i poszłam z jego ojcem. Usiadłam na krześle w kuchni, czekałam chwilę, zanim odstałam słuchawkę. Wzięłam głęboki wdech i wydech, przystawiłam słuchawkę do ucha.

- Tata? - powiedziałam do słuchawki.

- Słońce ty moje. - powiedział. Wreszcie go słyszałam, cieszyłam się, że żyje. Dałam upust łzom, szlochałam mu do słuchawki. - Nie płacz kochanie.

- Tato, ...

- Elise, musisz mnie wysłuchać. Rozumiesz?

- Tak. - powiedziałam i otarłam dłonią łzy z oczu.

- Słuchaj mnie uważnie. - słyszałam, jak oddychała szybko. - Jak wiesz mama została porwana przez Vegasów po tym, jak zaatakowali nas w urodziny Theo. Nie wiemy, skąd mieli przewagę liczebną, mama próbowała uciec, ale się jej nie udało. Colin oraz Carolyn z ciocią Jess wyjechali, ze względu bezpieczeństwa a reszta została.

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz