Rozdział Trzydziesty Czwarty

2.2K 152 8
                                    

Biegłam, ile sił miałam w łapach. W powietrzu czułam zapach mojego stada i stada Colina, zapewne są gdzieś niedaleko. Skupiłam się na zapachu swojego ojca i biegłam przed siebie.

~ Zatrzymaj się Elise! - w myślach usłyszałam wuja Dereka. Po chwili obok mnie biegły osoby z jego stada i on sam.

~ Muszę ich znaleźć. Muszę zabić Christophera! - powiedziałam. ~ Musi zapłacić tak samo, jak jego ojciec. - mówiłam z wściekłością. Wtedy na mnie rzuciło się dwójka wilków, wgniatając mnie w ziemię. ~ Puśćcie mnie. - rozkazałam im telepatycznie.

- Elise. - damski i łagodny głos rozszedł się w moich uszach. Przemieniłam się w człowieka i wtedy wilki zeszły ze mnie. Spojrzałam się na osobę.

- Mama? - zdziwiłam się na jej widok. Nie spodziewałam się jej tutaj, po tym, jak uciekłam. Wstałam i wbiegłam w ramiona matki. - Przepraszam, bardzo przepraszam. Ja nie chciałam zrobić krzywdy Theo, uciekłam, bo wszystko dzieje się przeze mnie. Mamo, proszę...

- Przestań mówić. - podniosła głos. - Na to wszystko przyjdzie pora Elise, teraz musimy ocalić tatę z wujkiem, Calvina i Colina. Jest na dużo kochanie i teraz wygramy.

- Wygramy mamo. - powiedziałam.

Wraz z wszystkimi stadami i mamą zmierzaliśmy za zapachem taty. Wujek Derek wspierał bardzo mamę, dzięki niemu jako nastolatka została ocalona przed ojcem Christophera. Rozumiałam, co wtedy przeżyła, martwiła się tak samo o mnie, jak babcia z dziadkiem o nią się martwili. Teraz dopadło to mnie. Byłam nierozważna, smarkulą i niegotowa do podejmowania trudnych decyzji, ale ja czułam, że jestem. Mam wspaniałego narzeczonego, którego mam niedługo poślubić. Chociaż mimo swojego szczeniackiego wieku wiem, że to z nim spędzę resztę swojego życia. Jeżeli staną na mojej drodze jakieś osoby, to własnymi rękoma je uduszę, a jak będą ją chciały zniszczyć to lepiej ze mną nie zadzierać.

- Elise. - z transu wywarła mnie mama. Spojrzałam się na nią. - Nic Ci nie jest kochanie?

- Nie mamo. - odpowiedziałam. - Chcę tylko zobaczyć tatę i Colina.

- Zobaczysz, obiecuje Ci. - powiedziała. Podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło, kochałam ją ponad swoje życie. ~ Wszyscy na miejsca. Ty też się przemień słońce. - przekazała mi w myślach. Zrobiłam krok w tył i przemieniłam się w wilka, mama zrobiła tak samo. Obie byłyśmy podobne do siebie względem sierści. Matka się odwróciła i ruszyła biegiem na przód, zrobiłam to samo, a także inni.

Biegliśmy kilkanaście kilometrów, by się znaleźć na nieznanej polanie przy drodze. Matka stanęła jak wryta, kiedy ujrzała to miejsce, przemieniła się z powrotem w ludzką postać. Wujek Derek zrobił to samo, dołączyłam również do nich.

- Zostańcie tacy, jacy jesteście. - powiedziałam do innych. Mama zaczęła się trząść ze strachu, podeszłam do niej. Położyłam dłoń na jej ramieniu wzdrygnęła.

- Mamo, znasz to miejsce? - spojrzałam się na nią. Chwilę się jeszcze rozglądała, zanim mi odpowiedziała.

- Tak kochanie. - odparła. - Tutaj został zabity Felix, ojciec Chritophera. Ja nie dam rady rządzić, przepraszam. - powiedziała. Współczułam jej bardzo, widać, że wspomnienia nagle jej wróciły. Musiałam coś zrobić, musiałam przejąć obowiązki.

- Ja to zrobię mamo. - powiedziałam.

- Kochanie, ale ty masz dopiero szesnaście lat. - odparła. - Jesteś jeszcze za młoda i nie gotowa, zrobisz sobie krzywdę.

- Jestem gotowa mamo. - odparłam z podniesioną dumą. - I tak jak skończę osiemnaście lat to przejmę 3/4 waszych obowiązków w stadzie. Więc to będzie mój test, test przed przywództwem. - powiedziałam.

- Loreinne. - odezwał się wuj. - Twoja córka ma rację, to co, że jest jeszcze na to za młoda, ale ona niedługo bierze ślub, więc to świadczy o jej dojrzałości. - dziękowałam w duchu, że stanął za mną. - Ma jeszcze mnie, będę przy niej cały czas. Przysięgam, zgódź się. Dla dobra. - spojrzał się na nią. Podeszłam do niej i złapał ją za dłoń.

- Nie zawiodę cię już mamo. - powiedziałam. - Zgódź się tylko, proszę. - spojrzałam się głębiej w jej oczy. Nie ruszyła się ani nie drgnęła w miejscu.

- Dobrze, zgadzam się. - powiedziała. - Od teraz ty jesteś przywódcą Elise i wszyscy się mają cię słuchać. - powiedziała i uściskała mnie.

Perspektywa Colina

Ocknąłem się w jakimś pomieszczeniu. Rozejrzałem się dookoła, Ojciec dziewczyny leżał przykuty do ściany łańcuchami, tak samo było z wujem. Za mną siedział Calvin, byliśmy związani sznurem dokoła siebie.

- Calvin. - szepnąłem do chłopaka. Poruszył się niepewnie i mamrotał coś pod nosem. - Ocknij się człowieku. - zatrząsłem nim lekko. Wtedy się rozbudził.

- Co jest? - powiedział z podniesionym głosem.

- Mów ciszej. - szepnąłem. - Ojciec Elise i twój są skuci, nie wiem co on im, zrobił.

- Tato! Tato! - zaczął krzyczeć i się szarpać. Nie miałem mu jak przywalić z pięści w twarz, musiałem inaczej. Szarpnąłem nami lekko i upadłem na niego plecami. - Zejdź ze mnie! Muszę ojcu pomóc.

- Nie pomożesz mu, jak będziesz się darł. - powiedziałem. - Przymknij się i mnie słuchaj. Musimy jakoś się wyswobodzić i wyjść stąd, powiadomić resztę i znaleźć Elise. Nie mogę się jakoś z nią komunikować.

- No dobra. Tylko wstańmy. - powiedział. Przytaknąłem i pociągnąłem go, by usiąść, na trzy wstaliśmy razem, było to trudne. Kiedy już staliśmy na nogach, usłyszeliśmy ruch, pod ścianą ruszył się ojciec dziewczyny.

- Panie Bayiley. Proszę otworzyć oczy.- zacząłem do niego mówić. Mężczyzna poruszył się niepewnie, ale po chwili się ocknął. - Jest pan cały?

- Chyba tak. - powiedział. Podniósł się po pozycji siedzącej, chcąc się ruszyć bardziej, pociągnął za łańcuchy. - Czemu jestem przykuty do łańcuchów?

- To sprawka Chrisa. - powiedział Colin. - Obezwładnił nas, kiedy rozmawiałeś z Colinem wujku.

- Musi nas pan rozwiązać. - powiedziałem. Mężczyzna pogrzebał w kieszeniach, ale nie znalazł niczego innego. Rozejrzeliśmy się dokoła siebie, żadnego kawałka szkła ani nic ostrego.

- Może wam pomóc? - usłyszeliśmy głos. Spojrzeliśmy się w kierunku drzwi. O framugę stał oparty Christopher z uśmiechem na twarzy. - Rozwiązać czy rozkuć?

- Zginiesz marnie jak twój ojciec. Wleje w ciebie kolejny roztwór, że wypali cię od środka. - ojciec Elise zaczął mówić. - Potem wykręcę ci ręce i nogi, rzucę twoim ciałem o ścianę tak jak ty, rzuciłeś moją córką. Będziesz cierpiał jak własny ojciec. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Christopher ściskał mocno pięści, jego oczy zaczęły się błądzić. Mogłem wyczuć, że zaraz się przemieni i nas pozabija, stawił dwa kroki w naszą stronę.

- Już nie żyjecie. - odpowiedział spokojnie. Ruszył w naszą stronę, usłyszeliśmy brzdęk a po chwili on, padł. W trójkę spojrzeliśmy w kierunku dźwięku i upadku, stała tam nasza wybawicielka.

- Prędzej ty nie żyjesz! - krzyknęła i wbiła mu igłę w szyję. Chwilę się szarpał, nim opadł w bezruchu, dziewczyna się podniosła i spojrzała się na nas. - Jesteście cali?

~*~*~*~*~*~

Teraz naprawdę zbliżamy się do końca. Zostało około 3-4 rozdziały.
Mówię serio. A może ile wy chcecie jeszcze rozdziałów?

Pozdrawiam, LaGataOfficial

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz