Część 22
Patrząc na jego złowrogi uśmiech i czarne oczy z płonącymi czerwonym szaleństwem tęczówkami, zdałam sobie sprawę, że jednak nie. Nie jestem tu bezpieczna. Zaczęłam odsuwać się w stronę drzwi, ale moje nogi plątały się o powietrze. Potknęłam się i upadłam na podłogę. Serio myślałam, że to będzie takie łatwe? Że od tak zaprzyjaźnię się po prostu z mordercami? Co mi na mózg padło? A raczej, co mi padło na jego resztki? Po prostu jak głupia wierzyłam, że wszystko będzie fajnie, no, jak na razie jest superowo. Nie mogę złapać powietrza, chyba zaczynałam się trząść. Jego uśmiech wciąż zostawał tak samo przerażający, tylko że teraz przybliżał się do mnie z całą postacią Ben'a, który trzymał coś za swoimi plecami. Ze strachu chyba pamięć mi szwankuję, nie pamiętam, kiedy to coś mógł wziąć. Patrzyłam wciąż na jego ślepia, czemu boję się ich dopiero teraz? To pytanie, ta sytuacja, nakłoniła mnie do refleksji, od czego zależy, czy czegoś się boimy, czy nie. Boimy się rzeczy niebezpiecznych, tak? A od dzieciństwa wpajają nam, żeby niebezpieczeństw unikać. W takim wypadku, nasz mózg, umysł, jak i sama osobowość jest tylko lepkim kawałkiem plasteliny, którego formuje otoczenie. Również może być to instynkt, ale czy nie jest to domena zwierząt? Heh, też śmieszne jest to, że ludzie to najbardziej inteligentny gatunek, a mimo to nasz instynkt zanikł prawie całkowicie. Przynajmniej u mnie, ponieważ gdybym miała go trochę więcej, wstałabym, otworzyła drzwi i uciekła hejże-jak-daleko. A teraz kulę się ze strachu przed blond elfem, niższym ode mnie o co najmniej 25 centymetrów. Być może ludzie są inteligentni, ale i głupi, pod względem tak znaczącym, jak przetrwanie. Ile razy to straciło się całą swoją odwagę i spryt, w sytuacji gdzie coś nam groziło? Zastanawiam się zatem, czemu ludzie to jeszcze niewymarły gatunek.
Ben stawiał kroki coraz bliżej mnie. Obiłam się plecami o drzwi. Miałam w tej sytuacji tak dużo możliwości. Mogłam po prostu wyciągnąć rękę do góry i szarpnąć za tą cholerną klamkę, mogłam krzyczeć, mogłam nawet w stać i po prostu walnąć mu w twarz zanim on zaatakuje, kurde. A co zrobiłam? Nic, siedziałam i starałam ochronić głowę od ciosu. Zacisnęłam powieki. No to fajnie, na co ja sobie wbijałam ten tępy, jak ja, nóż w brzuch? By zyskać dodatkową godzinę życia? Co za różnica, skoro i tak umrę. Nie ważne czy dziś, jutro, za miesiąc czy za pięćdziesiąt lat. Czemu miałabym się tym przejmować?
Otworzyłam jedno oko, bo przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Ben wrzasnął "Bu!" i rzucił we mnie poduszką. Przestałam się kulić jak idiotka w rogu pokoju i odrzuciłam mu poduszkę. Ben zaczął śmiać się bez opamiętania. Nie wiedziałam, kogo wolałabym w tym momencie zabić, siebie, bo się ogłupiłam, Ben'a, bo mnie do tego sprowokował, czy Slendera za to, że w ogóle muszę tu być. Najchętniej wszystkich na raz. Nie no, moja dobroć by mi na to nie pozwoliła. Skromność pewnie też nie.
— Gdybyś siebie widziała! — Chichrał się dalej, ale po chwili się uspokoił. Rzucił we mnie jeszcze raz białą poduchą. — Łap! O co ci chodzi, czemu ty się tak wszystkiego boisz?
— Myślałam, że chcesz mnie zabić! — Wstałam do niego i zaczęłam okładać go tą poduszką. — Nie możecie mnie tak kurde straszyć!
— Ej ej! — Znowu nie mógł opanować rozbawienia. — Po pierwsze, nie zabijamy bez powodu, ok? Zresztą, Slender chyba by mnie zabił. Po drugie: Czemu nie? Śmiesznie wyglądasz, jak się boisz. — Śmiech Ben'a wypełniał cały pokój, jak i nie rezydencję.
— Bardzo zabawne. — Powiedziałam z wyrzutem, jednak mimowolnie uśmiechnęłam się. W sumie bicie ludzi poduszkami jest nawet zabawne.
Ben złapał za drugą poduszkę i próbował się bronić, i przez chwilę nawet mu się to udawało, jednak jego broń rozdarła się i na podłodze osiadł biały puch.
CZYTASZ
Tajemnicze Morderstwa (Korekta)
HorrorKsiążka jest w trakcie poprawiania. Morderstwo to niezbyt miła sprawa. Zwłaszcza kiedy nie jest to jednorazowy incydent, lecz cała seria, nazwana "Tajemniczymi Morderstwami". Sprawca pozostaje nieznany, jednak ma się to zmienić za pomocą czwórki prz...