Świadomość

1.9K 137 3
                                    

Część 32

Poczułam uderzenie. Przez chwilę pomyślałam, że to on mnie uderzył. Jednak było to coś zupełnie innego...

 — Co? Tim, nie wydurniaj się. — zaśmiałam się w lekkiej panice. Kiedyś mu się dostanie za te wszystkie żarty, które mi robi. W głębi serca czułam jednak, że to nie żart. Tim nie potrafił by wymusić na sobie takiej miny. Przez sekundę nawet przeleciało mi przez myśl, że go pomyliłam, jednak po przyjrzeniu mu się dokładnie jeszcze raz, uznałam, że jedyne co się nie zgadza, to jego charakter.

— Musiała mnie pani z kimś pomylić, przepraszam, muszę iść. — Odepchnął mnie i poszedł dalej. Po kilkunastu metrach marszu zwrócił do mnie swoją twarz, po czym szybko ją odwrócił. Następnie sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął paczkę papierosów, a jednego z nich zapalił.

— Ładnie to tak palić z samego rana, panie Tim? — powiedziałam do siebie. Czułam się dziwnie, nieco wściekła, bo wciąż miałam nadzieję, że to tylko jego kolejny nieudany dowcip. Czułam się również zdradzona. Pomyślałam, że to może być tak, że Slenderman po prostu szukał zastępstwa za Tim'a, i teraz, kiedy ja się zgodziłam to on mógł odejść. I teraz zamierzał udawać, że mnie nie zna? Nie sądzę, by udawał. Znam go prawie rok, wiem, jak się zachowuje, a jak nie. To nie był Tim, całkowicie. Zastanawiające również było, czemu był sam.

Podbiegłam do ławki, na której wcześniej siedziałam i krzyknęłam w stronę drzew. Ludzie mogliby uznać mnie za świruskę, ale ludzi tu akurat nie było. Dźwięki cywilizacji zastępowała natura, te ciche, poranne świergoty ptaków i szeleszczenie powoli żółknących liści. A gdzieś wśród tego koncertu musiał być intruz. Slenderman nie opuściłby mnie od tak samej sobie, dwie ulice od posterunku policji, może mówić inaczej, zaprzeczać, ale wiem że nawet takie potwory muszą się czegoś bać. Krzyknęłam więc jeszcze raz, lecz Slenderman dalej się nie pokazywał. Rozczarowujące, ledwo co zdołałam mu zaufać, a ten już mnie opuścił. Krzyczałam więc coraz głośniej i częściej, kilka ptaków poderwało się z pobliskich drzew. Widocznie im też się już znudziło. Popatrzyłam na ich skrzydła z czarnych piór i uśmiechnęłam się. Troszkę ruchu nikomu nie zaszkodzi. Dlatego też pobudziłam wszystkie swoje mięśnie do biegu i skierowałam się na policję. Mój plan był zbyt idealny, by nie mógł się udać. Na wyniki długo czekać nie musiałam, bo już po chwili zostałam zatrzymana przez dłoń Slenderman'a. Gdybym biegła troszkę szybciej, pewnie złamałby mi on obojczyk.

— Przestań się wydurniać. Chcesz aby zabrali cię do wariatkowa? — powiedziała trzymetrowa postać, która ponownie pojawiła się za mną.

— Slender, wytłumacz mi to. — Popatrzyłam na niego z podniesioną brwią. Efekt wewnętrznej wściekłości, jak sądzę.

— Rozumiem, że mówiłem ci, że nie musisz się mnie obawiać, ale zachowaj w sobie chociaż troszkę szacunku. — westchnął.

— Szanowny Slenderman'ie, czy raczyłbyś wytłumaczyć mi, dlaczego Tim nagle wydaje się nie pamiętać mnie ani cokolwiek innego związanego z rezydencją? — powiedziałam z przekąsem. Przy okazji mówiąc to zdjęłam powoli jego dłoń z mojego obojczyka. Każdy czułby się dziwnie, gdyby taka postać była tak blisko niego.

Jestem pewna, że Slenderman przez co najmniej sekundę rozważał w swoim umyśle możliwość uduszenia mnie tu i teraz, ale zapewne uznał, że nie po to się tyle ze mną męczył. Gestem dłoni zaprosił mnie bym usiadła z nim na ławce, co było dziwne, ponieważ jego kolana znajdowały się na wysokości mojej głowy.

— Jak już mówiłem, Tim, Toby i Brian nie są pod moją dwudziestoczterogodzinną kontrolą. No, może czasami są, jednak są ludźmi o własnej osobowości i woli, a ich stan, który zwykliśmy nazywać byciem "Proxy" polega na usuwaniu ich własnej woli przeze mnie i zastępowaniem jej moją. Można więc powiedzieć, że podczas tego zjawiska Tim, Toby i Brian zasypiają, a Masky, Ticci Toby i Hoodie się budzą. Nie możesz zmusić człowieka do spania cały rok. Znaczy, teoretycznie mogę, jednak mnie też kosztuje to duże ilości energii. Więc kiedy nie są potrzebni, daję im możliwość prowadzenia swojego dawnego życia, dalej istnieją w społeczeństwie, więc policja nie ma ich w kartotece jako "zaginieni" lub "poszukiwani". To jest plus metody, o której chciałem ci powiedzieć. Plusem metody, którą ciebie tu sprowadziłem jest brak kosztów mojej energii na zmienianie twojej świadomości. Aktualnie jeszcze pracuję nad wymyśleniem metody, która będzie łączyła obydwa plusy, jednak podobno nie można mieć wszystkiego na raz. Także, wracając, jeśli nie poznałaś Tim'a kiedy nie przebywał pod moją kontrolą, nie ma możliwości, by cię pamiętał. Tak samo Toby i Brian. Jeżeli chcesz ich jak najwięcej widywać, po prostu radzę ci siedzieć cały czas w rezydencji i czekać na ich przyjście — Slender wstał. Widocznie był to czas by wrócić do rezydencji. — Aha, Patrycjo, pamiętaj, że ci ufam, i mam nadzieję, że nie rozpowiesz temu świadomemu Tim'owi, Brian'owi i Toby'emu, oczywiście, jeżeli w ogóle ich spotkasz. Tym nieświadomym również. Przedtem to był tylko i wyłącznie mój sekret, a teraz niech będzie nasz. Wracajmy już do rezydencji.

— Dlaczego mi ufasz? — zapytałam. Nie wiedzieć czemu w kącikach moich oczu zgromadziły się małe łzy. Uświadomiłam sobie, że jedyne osoby z którymi się przyjaźniłam nigdy nie istniały. I to ta świadomość mnie uderzyła.

— Ufam wszystkim, którzy znajdują się w mojej rezydencji.

— Dlaczego ufasz mi bardziej?

Slender ucichnął na chwilę.

— Nigdy tak nie powiedziałem. Patrycjo, wracajmy już, zanim zrobi się jasno i ludzie się zejdą — Slenderman próbował złapać mnie za ramię i zmusić mnie bym wstała, ale odsunęłam się.

— Czyli Masky, Hoodie i Ticci Toby to po prostu ty w ich ciałach?

— Nie, to po prostu moja wola w ich podświadomości. Koniec pytań, wracamy. — Slenderman powiedział stanowczo, oraz tak samo złapał mnie za bark.

Poczułam kręcenie w głowie, a następnie smak krwi w gardle. Slenderman teleportował nas bez mojej zgody. Wyplułam mieszankę śliny i krwi na dłoń. Popatrzyłam się na niego, z myślą, że to go obrzydzi, ale widocznie Slender widział już gorsze rzeczy. Po prostu stał obok mnie z takim samym emanującym od niego brakiem emocji i powoli otwierał drzwi wejściowe. Następnie wepchnął mnie do środka.

— Idź spać, gdzie chcesz. Z pewnością jesteś zmęczona. — Czyżbym wyczuła nutkę złości w jego głosie? Czyżby udało mi się zirytować nawet najbardziej spokojną istotę we wszechświecie? Widocznie osoby mojego pokroju tak mają, że są samym istnieniem denerwujące.

Slenderman zrobił dwa kroki w stronę swojego gabinetu. Te dwa kroki starczyły, by dzieliła nas znaczna odległość. W końcu Slenderman zniknął za schodami, zostawiając mnie samą z zakrwawioną ręką i bolącymi myślami. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, na czym teraz będzie polegać moje życie. Na przyjaźni z Tim'em, Brian'em i Toby'm opierałam całą swoją nadzieję, a teraz okazało się, że nawet nie znamy siebie nawzajem. Lecz mogłabym to nadrobić, tak? Wystarczy że spotkam ich kiedy nie będą proxies, a wtedy znowu będziemy przyjaciółmi. Nie, charakter Tim'a był zupełnie inny, niż ten, do którego przywykłam. Będzie mi brakowało tych wszystkich fajnych momentów z nimi. Lecz zostały mi wspomnienia, będę żyć przeszłością, ponieważ nikt mi nie zabroni. Będę żyć przeszłością, oddając swój los w ręce przyszłości. Przestanę wierzyć w teraźniejszość, bo niektórzy i tak udowodnili mi, że moje życie zostało już zaplanowane.

Skierowałam się więc schodami na górę, tam gdzie ma być mój nowy pokój. Wpatrywałam się na czerwoną ślinę na swojej dłoni, jakbym chciała z niej coś wywróżyć. Kątem oka patrzyłam jednak bacznie na stopnie, by się nie potknąć. Wciąż żywię do tego drewna pewną urazę, po tym wczorajszym upadku. Kiedy postawiłam pierwszy krok na korytarzu, odważyłam się podnieść wzrok. Akurat przy drzwiach do mojego pokoju stał oparty o framugę Brian, zupełnie, jakby na mnie czekał. Popatrzyłam na niego i się z trudem uśmiechnęłam.

W jego oczach nie widziałam już nikogo.

-------------------------------

Jeżeli czytaliście rozdział "Tydzień" z drugiej części książki, pewnie wiecie, że oficjalną datą mojego zmartwychwstania jest dzień 27.11.2017r.

Zmartwychwstanie planuję celebrować codziennym publikowaniem poprawionych rozdziałów, a następnie prawdopodobnie nowych. (Oprócz dni 5, 6 i 7 grudnia)

Czemu prawdopodobnie?

Spójrzmy prawdzie w oczy. Tego już nikt nie czyta :^)

Ci, co chcieli przeczytać "Tajemnicze Morderstwa" już je przeczytali, nie dochodzi nikt nowy, nie mam bladego pojęcia czemu wciąż wiszę tek wysoko w rankingu, skoro moich powieści nikt nie czyta.

Może jestem trochę smutna z tego powodu, ale wiem, że to ja zawiniłam tą roczną przerwą.

Także, i tak cieszę się, że zdobyłam tak dużą popularność, której nawet się nie spodziewałam! ^^

Do następnego, Shanley-san



Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz