Decyzja

2K 146 5
                                    

Część 31

...Czasami naprawdę chciałabym popływać w jeziorze. Albo w rzece. Po prostu w dzikiej wodzie. Większość ludzi wybiera morze, prawda? Boję się morza. Tylko raz byłam z rodzicami nad Bałtykiem w czasie wakacji. Jeszcze kiedy mama miała więcej chęci do życia i mniej siwych włosów, które były u niej wynikiem wszechobecnego stresu. Pamiętam jeszcze, jak te włosy opadały jej na czoło, kiedy już szykowana była do pogrzebu. Jej wyraz twarzy wyglądał zupełnie inaczej, niż za jej krótkiego i nieprzyjemnego życia. Był zbyt spokojny. Jeśli byłeś osobą, która znała moją matkę, wiesz, że o każdej porze dnia jej twarz wyrażała zaniepokojenie. Nawet jeśli mogła wyrażać to tylko przez milisekundy, podczas każdego jej wydechu, albo kiedy wydawało jej się, że nikt nie patrzy. Te lekko zauważalne rzeczy, siwizna i niepokój, były jej znakami rozpoznawalnymi. Dzieci uczą się rozpoznawać swoich rodziców po cieple ich głosów, albo delikatności dotyku, ja jednak moją mamę rozpoznałabym tylko po tym. Dlatego odmówiłam, kiedy sugerowano mi, aby zafarbować jej włosy, by "jakoś wyglądała w trumnie". Nieważne jak pięknie byłaby umalowana, dla mnie była już tylko martwym człowiekiem. Nie chciałam pamiętać pogrzebu, nie chciałam więc na niego przyjść, ale nauczycielka mnie do tego zachęciła. Była to nauczycielka w mojej szkole, która dobrze znała moją matkę. Może się nawet przyjaźniły. Dlatego ona przyszła na jej pogrzeb i trzymała mnie pod ramię, bym nie uciekła. Nie uroniłam ani łzy. Być może dlatego, że naprawdę nie lubiłam swoich rodziców. Być może dlatego, że boję się morza. A boję się go dlatego, że niegdyś prawie moja mama się w nim utopiła. Morze próbowało mi odebrać matkę, jeszcze jak byłam małym dzieckiem, a teraz czuję, że po dziesięciu latach w końcu mi ją zabrało. Przeklęte morze. I ten głupi Slender. Brzmi jak tytuł badziewnej książki, co nie?

— Ja zostaję. — Mam to gdzieś, debilne morze. Zabieraj mi co chcesz, ale mojego życia nie zabierzesz. Możesz jedynie co nasłać na nie tsunami, ale wiesz co? Budynki można odbudować, a kontynent będzie stał tam gdzie zawsze. Zaprawdę niesamowite, że przyrównuję Slendermana do morza.

Slenderman rozluźnił się. Oparł się całymi plecami o obicie swojego fotela, a swoje palce splótł w typowy dla niego sposób. Taki, że kciuki stykają się ze sobą, palce wskazujące też, tworząc coś na wzór trójkąta, a reszta palców jest normalnie złożona. Jestem prawie pewna, że widziałam coś takiego w jakimś teledysku.

— Tak trudno jest podejmować decyzje? Już po wszystkim. Twoja dusza nie została nikomu sprzedana, powiedziałaś zwykłe dwa słowa i to tyle, naprawdę musiałaś mi zająć tyle czasu? Jesteś jedyną osobą, z którą tak muszę się użerać. Sądzę, że to po prostu ten nowy sposób nie działa, mogłem się go nie słuchać. Wracając, bardzo dobrą decyzję podjęłaś. Możesz już sobie pójść. — Mówiąc to nawet nie drgnął. Zaczynałam myśleć, że ogłuchłam a wszystko co do mnie mówi to wytwór mojej wyobraźni. Jeśli tak, to wyobraźnio, proszę, uspokój się.

— Nowy sposób?— Nie wierzę sama sobie, że ze wszystkiego co Slenderman przed chwilą powiedział, to zaciekawiło mnie najbardziej.

— Bardziej pacyfistyczny, pop- — Zaczął tłumaczyć, ale mu przerwałam. Chyba nie powinnam.

— Rozumiem. Będę już iść. — Powiedziałam szybciutko i wstałam z miejsca. Slender tylko skinął głową.

Jak tylko zatrzasnęły się za mną drzwi, poczułam się nieczuła, sparaliżowana. Tak jakbym od urodzenia nie mogła nic poczuć, żadnej emocji ani odczucia fizycznego. Jakbym dopiero przyszła na świat, w skórze niepełnosprawnego dziecka. Co chcę teraz zrobić? narodziło się w mojej głowie pytanie. Ciekawe czy o tym właśnie myślą noworodki w pierwszej minucie życia. Nie ważne. Chcę się jak najbardziej oddalić od tego miejsca, wzbudzało one we mnie obrzydzenie. Pobiegłam wzdłuż korytarza, następnie schodami na górę. Moje ciężkie kroki paniki mogły pobudzić większość domowników, ale w tej chwili myślałam tylko o sobie. Pobiegłam do pokoju Tim'a. Tak naprawdę, nogi same mnie tam poniosły. Przy nim chyba czułam się nie tyle co bezpieczna, a co normalna, po staremu. Był jedną z trzech osób, które zostały mi z mojego poprzedniego życia. Chciałam udać się do niego, poprosić go o jedną przysługę, i poudawać, że rezydencja Slendermana nigdy nie istniała. Chociaż przez chwilę, by zmyć ze mnie ten szok pośmiertny.

Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz