Część 33
Następnie wszyscy spojrzeli na mnie. Fakt, tylko ja dzisiaj go widziałam. Ale nie mam pojęcia gdzie mógł pójść. Westchnęłam. "Może ktoś ruszy swój szanowny tyłek i sprawdzi czy po prostu nie ma go w jego gabinecie?" Rzuciłam wszystkim wymowne spojrzenie. Wszyscy milczeli, jedynie Ben pobiegł do pokoju Slenderman'a. Wrócił jednak po chwili ze spuszczoną głową, co oznaczło, że go nie znalazł. Wstałam od stołu izłapałam Sally za rękę. "Chodź poszukamy go w lesie." Dziewczynka tylko pokiwała głową i ruszyła za mną. Chodziliśmy po lesie nawołując Slendera, ale odpowiadała nam tylko cisza. Zaczęło się rozjaśniać, można było dostrzec siedzące na gałęziach drzew różnorodne ptaki, które świergotały najgłośniej jak mogły. Na początku ich śpiew był nawet przyjemny, lecz po kilku minutach zaczął działać mi na nerwy. Szłam za Sally z niezadowoloną miną. Ten las stał się dla mnie jeszcze bardziej przerażający. Zwłaszcza od kiedy spotkałam tą postać, która siedziała w krzakach i się na mnie gapiła. Wzdrygnęłam się na myśl o ponownym spotkaniu tej bestii. Sally niespodziewanie złapała mnie za rękę. "Co jest?" Zapytałam zdziwiona jej gestem. "Ciii... Ktoś tu jest." Uciszyła mnie szeptem. Wpatrzona była w przestrzeń pomiędzy dwoma grubymi drzewami. Również spojrzałam w tamtą stronę. O mało nie upadłam, kiedy zobaczyłam te przerażające ślepia. Te same, co wtedy przy zrywaniu kwiatu. "Sally, wracajmy.." Powiedziałam z niepokojem w głosie. Sally nie zdążyła jakkolwiek zareagować, gdyż nagle rzuciła się na nas ta postać. Jej przerażające wychudzone ciało, szara, naga skóra, a w szczególności długie, ostre szpony przeraziły mnie niesamowicie. Ten potwór już miał wbić pazury w drobne ciało Sally, kiedy zatrzymał się i skulił niczym wystraszony pies. Wystraszył się pewnie tego co stało za nami. Spojrzałam zdziwiona za siebie. Ukazał mi się Slenderman, a z jego pleców wyrstało mnóstwo czarnych macek. Wiły się przerażająco w powietrzu. Nie dziwiłam się temu stworowi - na taki widok sama bym uciekała gdzie pieprz rośnie. Macki Slendera powędrowały szybko w stronę potwora, a on zaczął uciekać. Kiedy już całkowicie zniknął z pola naszego widzenia, Slenderman wziął Sally na ręce. Wracaliśmy do domu. Biedna, wystraszona Sally popłakiwała cicho w ramionach Slenderman'a, on głaskał ją delikatnie po głowie. "Mogę zadać kilka pytań?" Przerwałam milczenie kiedy już uspokoiłam myśli. "Oczywiście." Odpowiedział Slender, jak zwykle bez żadnych emocji. "Pierwsze: Gdzie byłeś? Drugie: Co to do cholery było?" Ostatnie słowa niemalże wykrzyknęłam. "Ta postać to był Rake. Wyczułem, że znowu pojawił się w okolicy, a on potrafi być niebezpieczny, więc postanowiłem go szukać. Będę musiał się go pozbyć." Pokiwałam tylko głową. Faktycznie, ten cały Rake o mało nie zabił Sally. Ale chwila, czy Sally w ogóle jest żywa? Z jej ran nieustannie płynie krew, a każdy normalny człowiek już dawno by się wykrwawił. Myślałam o Sally całą drogę powrotną. Na szczęście, kiedy byliśmy już przy rezydencji Sally była już spokojna. Weszliśmy do domu, a naszym oczom ukazał się widok niemalże załamanego Jeff'a. "No nareszcie! Jak tak dalej pójdzie, śniadanie zjemy na kolację!" Krzyknął gdy tylko nas zobaczył. Byłam zdumiona, ponieważ przez cały ten czas jedzenie pozostawało nietknięte. Usiedliśmy wszyscy razem do stołu i w końcu mogliśmy zacząć jeść. Wszyscy, a przede wszystkim Jeff rzucili się na jedzenie. Tak jak myślałam, większość nabierała swoje ulubione dania, ale później skusili się na spróbowanie innych. Po kilkunastu minutach prawie wszystko zniknęło już ze stołu. Dziwiłam się pojemnością ich żołądków. W swoim czasie każdy odchodził od stołu, by zająć się swoimi sprawami. Ja, jako iż żadnych zajęć nie miałam, posprzątałam ze stołu. Ściągałam właśnie obrus, kiedy podszedł do mnie Eyeless Jack. "Nie wiem jak tego dokonałaś, ale te nerki co przygotowałaś były najlepsze jakie dotychczas jadłem!" Uśmiechnęłam się. "Cieszę się, że smakowały." Odpowiedziałam i odłożyłam złożony obrus na miejsce. "Idę zaraz po kilka nowych nerek. Chcesz iść ze mną?" Jego propozycja była dziwna. Na razie nie mam zamiaru mordować ani oglądać jak ktoś morduje. Postanowiłam mu grzecznie odmówić. "Wiesz.. Chętnie bym poszła, ale muszę jeszcze porozmawiać z Slen-" Moją wypowiedź przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Stanęła w nich czarnowłosa dziewczyna. Jej ramiona były całe poranione i spływała po nich krew. "Pomożecie mi?" Wydukała po czym upadła bezwładnie na podłogę.
CZYTASZ
Tajemnicze Morderstwa (Korekta)
Kinh dịKsiążka jest w trakcie poprawiania. Morderstwo to niezbyt miła sprawa. Zwłaszcza kiedy nie jest to jednorazowy incydent, lecz cała seria, nazwana "Tajemniczymi Morderstwami". Sprawca pozostaje nieznany, jednak ma się to zmienić za pomocą czwórki prz...