Część 21
Tylko jeden dzień? To za mało. Nawet miesiąc by mi nie wystarczył. Poczułam ucisk w gardle, który niewiele się, różnił pod względem bolesności, od tego, który Slender zafundował mi ostatnio. Patrzyłam na jego znikającą za drzwiami sylwetkę. Drzwi trzasnęły zamykając się, przez co podskoczyłam na siedzeniu. Jak to tylko jeden dzień? Tylko dwadzieścia cztery godziny? Wpatrywałam się otępiała w swoje kolana. I co teraz? Liu ostrzegał mnie, że kiedyś taką decyzję będę musiała podjąć. Nie wiedziałam jednak, że nadejdzie to aż tak szybko. Pewnie wmawiałam sobie, że wcale nie będę musiała jakiegoś wyboru podejmować. Nie wierzę, że byłam aż tak głupia, że myślałam, iż mam chociaż cień szansy na wygraną. Słyszałam i widziałam to, co działo się wokół mnie jak przez mgłę. Na razie musiałam w ciszy pomyśleć, uspokoić się, ochłonąć, cokolwiek, byle by przestać panikować i płytko oddychać. Siedziałam tak zdrętwiała do czasu, aż do salonu wbiegł nazbyt hałaśliwy Jeff. Otrząsnęłam się.
— Ty to masz nieźle w tej blond główce posrane. — Powiedział do mnie Jeff i oparł się o oparcie kanapy. — Żeby tak sobie nóż w nerki wbijać, Eyeless by chyba oszalał, gdyby o tym usłyszał, ale spoko, ja mu nic nie powiem. Super akcja ogólnie. Dawno tu tak zawziętej osoby nie było, nic dziwnego, że Slendy'emu ciągle chce się z tobą męczyć. Pewnie by cię dawno zabił, ale ta trójka gamoniów nie chce się na to zgodzić. — Jeff rzucił złośliwe spojrzenie na Brian'a, a potem z podekscytowaniem oczekiwał mojej odpowiedzi.
— Tylko dwadzieścia cztery... — Wyszeptałam do siebie, starając się ignorować wiecznie uśmiechniętego.
— Dał ci dobę? Hehe, typowo. To co, zostajesz z nami, nie? — Jeffrey przeskoczył przez oparcie i skoczył na siedzenie obok mnie.
— Nie wiem... — Odpowiedziałam zirytowana jego głośnością. Bolała mnie od tego głowa.Jeff zachichotał. To była chyba najstraszniejsza rzecz jaka dotychczas mnie spotkała.
— Ja wiem, musisz nas lepiej poznać, co nie? — Uśmiechnął się. Jego propozycja byłaby nawet sensowna, gdyby oni wszyscy nie byli psychopatami-mordercami, których normalnie wolałabym unikać. Czy miałam teraz jednak inny wybór? Być może nie będzie tak źle, jeśli wyobrażę sobie, że to zwykli nastolatkowie. Co ja mówię, będzie tragicznie.
— No w sumie... — Nie wiedziałam jak odmówić. Nie widziałam, czy w ogóle powinnam odmawiać.
— Świetnie! W takim razie... — Jeff zaczął liczyć na palcach i mamrotać pod nosem jakieś liczby. — Dwadzieścia cztery na dwanaście... Eee...— Dwa. — Zaspoilerowałam mu. Rozumiem, że mordercy nie potrzebują wykształcenia, ale tak banalne dzielenie jak to?
— Dokładnie dwa! — Wykrzyknął, jakby było to jego własne odkrycie. — Dwie godziny na spędzenie czasu z każdym z nas.
— Okej... — Popatrzyłam na Brian'a, znad schylonego Jeff'a, wzrokiem wyrażającym niepewność. Brian tylko westchnął.
— To idziemy alfabetycznie. — Oznajmił Jeff. Tylko czy on aby na pewno zna alfabet? — Czyli najpierw idziesz do... A, B, C, D... Do Ben'a!
— W porządku, to gdzie on jest? — Wciąż nie byłam pewna, czy chcę uczestniczyć w tej zabawie. To tylko zwykli ludzie, próbowałam sobie wmówić. Powoli chyba działało.— Chodź, zaprowadzę cię. — Wstał i szarpnął mnie za rękaw, pociągając za sobą. Zdążyłam zerknąć jeszcze na Sally, która swoim wyrazem twarzy mówiła "Nie wierzę, że serio to robisz." albo coś w tym stylu. Gdyby Sally nie była po mojej stronie, bałabym się trzy razy bardziej niż aktualnie.
Wbiegłam za Jeff'em po schodach, a następnie przeszliśmy parę metrów korytarza, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed drzwiami z plakietką, na której wyryte były litery, układające się w imię "Ben". Można by się poczuć jak w jakimś hotelu, przez te plakietki, albo jak w akademiku. Chociaż, tak dokładnie to nie wiem, bo nigdy nie byłam ani w tym, ani tym.
— Proszę, proszę, zapraszam. — Jeff wskazał na drzwi i się pokłonił. Ja dalej stałam w miejscu. Chłopak popatrzył na mnie niezadowolony i otworzył drzwi z impetem.
Na środku pomieszczenia o czarno-zielonych kolorach siedział blondwłosy nastolatek, który nawet na chwilę nie chciał oderwać wzroku od gry, w którą aktualnie grał. Zwrócił na nas uwagę dopiero, kiedy Jeff się na niego wydarł.
— Benek! To jest Pati. Pati, to jest Benek, już się znacie, idźcie się zaprzyjaźnić. — Jeffrey wepchnął mnie do pokoju i zamknął drzwi.
— No dobra. — Ben odłożył pada i wstał. — Daj mi się przebrać tylko, ok? Nie za bardzo mam ochotę cały czas być w piżamie.
— Jasne. — Odpowiedziałam. W sumie, ja również powinnam się przebrać. Wyszłam z pokoju Ben'a i skierowałam się do tego, w którym powinny być moje ubrania.To był ten prawdziwy, pierwszy pokój, w którym obudziłam się za pierwszym razem w rezydencji, oszołomiona i przestraszona. Teraz te emocje nadal mi towarzyszyły, głównie z powodu wciąż małej ilości krwi w moim organizmie oraz ciążącego nade mną kresu pojęcia decyzji, ale tym razem w mniejszej ilości. W łazience, w której nadal znajdowało się to popękane lustro, znalazłam parę swoich ubrań. Były tam gdzie były wtedy, czyli w szafce przy ścianie. Ubrałam tunikę w moim ulubionym kolorze i czarne leginsy. Kiedy się przebierałam, starałam się nie dotknąć okolic rany na moim brzuchu, ani chociażby zahaczyć paznokciem o bandaż, który i tak powinien być już wymieniony. Przebrana wróciłam do pokoju Ben'a. Podczas mojej krótkiej nieobecności pokój zrobił się nieco bardziej czysty, a samego Ben'a tam nie było. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu ze zmarszczonymi brwiami. Schował się czy co? Usłyszałam jakiś łomot w szafie, a zaraz po tym jej drzwiczki się otworzyły i wypadł z niej blondyn. W szafie się przebierał? Ciekawy sposób. Patrzyłam na niego z góry, lekko rozbawiona. Postaram się zrobić dobre wrażenie, być może wtedy nie zechce mnie zabić. Kto wie jak bardzo ci ludzie są niezrównoważeni psychicznie. Na pewno są nieprzewidywalni, a ja, jako kobieta zorganizowana, postaram się być przygotowana na każdą ewentualność. Naprawdę jednak nie byłam przygotowana na nic.
Pomogłam Ben'owi wstać. Może to lekko wredne, ale byłam zadowolona, że jestem wyższa od niego. Przynajmniej jeden, no i Sally, któremu Matka Natura również poskąpiła wzrostu. Zastanawiało mnie też, jakim rodzajem bytu on jest, oraz w jakim jest wieku. Nie byłam zbyt odważna by zadać te pytania. Może się wkurzy, że nie wiem kim jest i skończę bardzo źle. W końcu, kiedy Sally przedstawiała mnie wszystkim, niezbyt podobało mu się nazywanie go "krasnoludkiem". Postanowiłam w obu tych aspektach milczeć, a zamiast tego postanowiłam wynaleźć nam jakieś zajęcie, dzięki któremu dwie godziny miną jak z bata strzelił.
— W co grasz? — Popatrzyłam na ekran, na którym wyświetlała się jakaś gra, prawdopodobnie przygodowa. Nie zdążyłam ugryźć się w język, być może wkurzy się, że nie znam jego ulubionej serii albo coś. Święty donacie, ależ ja jestem głupia. Ktoś przecież wymyślił pytania, po to, by je zadawać. Nie muszę się przecież ich tak bać, powiedzieli przecież, że mnie nie zabiją przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny, tak? Mam podjąć decyzję, tak. Jakoś jednak nie przemawiają do mnie te argumenty. — Może zagralibyśmy razem? Jeśli tylko masz dodatkowego pada. — Nie wiem, co mnie na padło, by wysunąć taką propozycję. Przecież jedyną wiedzę o konsolach jaką posiadam, to z opowieści znajomych na przerwie.
— Cały ranek już gram, porobiłbym też coś innego... — Powiedział, siedząc na łóżku i wymachując nogami. W ten sposób wyglądał jak mały, niewinny chłopczyk. No, prawie.
— Na przykład? — Zapytałam. Całe szczęście, że nie będę miała szansy ośmieszyć się w grze wideo.
— Na przykład... Zabił, albo coś takiego. — Popatrzył na mnie złowieszczo. Czyli jednak nie byłam bezpieczna? Czas stanął w miejscu.
-----------------------------------------------------
[Historia z dziś]
"Kurczę, już 17, a trza jeszcze rozdzialik lub dwa poprawić."
"No ale kurde, jeszcze nigdy nie stworzyłam tak zajebistej rodzinki w Simsach... Jeszcze chwilkę pogram i idę pisać."
(Chwilkę później)
"DLACZEGO JEST WPÓŁ DO DRUGIEJ"
CZYTASZ
Tajemnicze Morderstwa (Korekta)
KorkuKsiążka jest w trakcie poprawiania. Morderstwo to niezbyt miła sprawa. Zwłaszcza kiedy nie jest to jednorazowy incydent, lecz cała seria, nazwana "Tajemniczymi Morderstwami". Sprawca pozostaje nieznany, jednak ma się to zmienić za pomocą czwórki prz...