Szwy

2K 143 45
                                    

Część 26

— Wiesz, dzięki, ale nie sądzę, czy aby na pewno to był mój styl... — Wydukałam. Oczy Jason'a rozbłysły raz jeszcze. Wyszczerzył lekko zaostrzone zęby w uśmiechu.

— Tak sądzisz? Moim zdaniem by ci pasowała. — Złapał mnie w talii i zaprosił do swojego morderczego tańca. Mój wzrok błąkał się wszędzie, szukając jakieś drogi ucieczki. W końcu, chcąc nie chcąc spojrzałam na twarz Jason'a. Jego policzek zaczął gnić, a wśród czerwonych pasm włosów pojawiło się parę czarnych. Zmusił mnie do zrobienia piruetu. — Musielibyśmy tylko wprowadzić parę poprawek.

— Ale ta sukienka naprawdę jest już przepiękna! Nie trzeba nic poprawiać. — Powątpiewałam, czy aby na pewno chodzi mu tylko o zmienienie mojego stylu. Patrząc na jego twarz, odnosiłam inne wrażenie.

— Nie mówię o sukience. — Powiedział. Zachichotałam ze zdenerwowania. Nie chcę skończyć jako lalka, marionetka, manekin, czy co tam on tworzył. Kiedy ponownie mnie obrócił, zauważyłam drzwi, którymi tutaj weszłam. Były otwarte na oścież. Aż zachciało mi się płakać ze szczęścia. Wyrwałam się z szaleńczego tango i pobiegłam w ich stronę. Przy okazji potknęłam się o coś, co było gigantycznym, fioletowym wężem. Wydawał się być oburzony, kiedy na niego wpadłam. Że co? Od kiedy pluszowe węże mogą wyrażać emocje? Zagapiłam się na niego i obiłam się o framugę drzwi. Walić to, że bolało, byłam wolna. Kiedy wbiegałam po schodach usłyszałam głos Jason'a.

— Nie gniewaj się, panie Glutton, ona nie chciała. — Jezusie, jak wiele szalonych rzeczy jeszcze się wydarzy?

Po wbiegnięciu na górę, zorientowałam się, że nikogo w pobliżu nie ma. Złapałam głęboki oddech. Muszę odpocząć, pomyślałam i zamknęłam się w najbliższym pomieszczeniu. Zamknęłam drzwi na klucz, by nikt tutaj nie wszedł. Popatrzyłam w górę. Na suficie nie było nawet żarówki. Była to jakaś nieużytkowana łazienka, jedynie z obskurnym prysznicem i sedesem. Okna było, ale wysoko na suficie i niesamowicie małe. Nie było zabite deskami, jak większość w tej rezydencji, przez co w pomieszczeniu było nawet jasno. Złapałam się za brzuch, który lekko pulsował pod moimi palcami, jednak nie bolał. Chciałam zobaczyć, jak rana się goi, więc podwinęłam koszulkę do góry i przytrzymałam ją brodą. Pierwsze co zobaczyłam, to żebra, wbijające się w moją skórę, a następnie zawiązane ciasno wokół mojego brzucha duże ilości bandaża. Skrawek tuniki ścisnęłam w zębach i zaczęłam rozwiązywać bandaż. Trochę mi to zajęło, ale w końcu jedyne co zostało, to przyklejona do rany gaza. Dobrze wiem, że będzie szczypać jak diabli, kiedy sobie ją od tak oderwę. Zamiast tego postanowiłam wsunąć palce pod luźniejszy kawałek opatrunku i powoli go odkleić. Udało mi się to, ale i tak część strupa została na gazie. Z pęknięcia na moim brzuchu, mimo szwów zrobionych ciemną nicią, sączyło się nieco krwi i ropy, ale nie był to aż tak okrutny widok. Przejechałam palcami po chropowatej powierzchni strupa. Będzie blizna, jak nic. Jednak to nie pierwsza, i pewnie nie ostatnia. Z powrotem zabandażowałam ranę i pozwoliłam jej dalej się goić. Usiadłam na zimnych i poniszczonych kafelkach na podłodze. Schowałam głowę w dłoniach i zaczęłam szeptać do siebie.

— Był już Ben, Brian, Candy, ten Jack na "E", potem ten na H... Helen. Teraz Jason. Razem sześć. — Minęła już prawie połowa dnia, a ja dalej nie wiem, jaką decyzję pojmę. Jak to się w ogóle stało, że znowu tu trafiłam?

Wracając do przeszłości, odkryłam, że w mojej pamięci pojawiło się jeszcze więcej dziur i niejasnych momentów. Zupełnie jakby ktoś wyciął po prostu kilka klatek z taśmy filmowej. Kto w tych czasach używa taśm filmowych? Mamy płyty, CD, DVD, do wyboru do koloru, Patrycja. Pacnęłam się w policzek. Znowu zaczynam pleść głupoty, a teraz jeszcze sama do siebie. Nie czuję się dobrze.

Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz