Zabójczyni

1.8K 131 2
                                    

Część 40

Obudziłam się w swoim łóżku. Głowa bolała mnie tak, jakby miała zaraz wybuchnąć. Natychmiast wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Miałam na sobie piżamę. Wolę nie wiedzieć jak to się stało. Podwinęłam nogawkę spodenek i zauważyłam, że bandaże na moim udzie zostały wymienione na świeże. Bandaż na ramieniu też. Stałam ciągle przed lustrem, kiedy do pokoju wszedł Brian z tacką, na której było śniadanie. Zsunęłam rękaw i odwróciłam się w jego stronę. "Nie nauczyli cię pukać?" Zapytałam i stanęłam przy nim. Położył tackę na szafce. "M-myślałem, że śpisz." Wytłumaczył się. "No właśnie, długo spałam?" Wzięłam z tacki kanapkę i usiadłam na łóżku. "T-tak około 20 g-godzin? Nie j-jestem pewien..." Podrapał się po głowie i usiadł obok mnie. "Okej, w sumie mało mnie to obchodzi, ważniejsze jest co się ze mną działo." Gryzłam powoli kanapkę. "Z-zemdlałaś, tak nagle, to w-wzieliśmy cię do O-operatora..." Mówił patrząc się w sufit nad nami. "C-czemu nie mówiłaś n-nam, że się z-zraniłaś wtedy w n-nocy?" Przerwał swoją wypowiedź i spojrzał na mnie. "Sama sobie to opatrzyłam, więc nie było potrzeby mówić. Z resztą sama potem o tym zapomniałam." Odpowiedziałam. "T-trzeba było powiedzieć, p-podobno coś zainfekowało tą t-twoją ranę i to p-przez to byłaś o-osłabiona." Jego głos lekko posmutniał. "Ale teraz już jest dobrze, prawda?" Znam Slendera. Jeśli umiał przywrócić mi wzrok w oku, to z taką raną powinien sobie poradzić. "T-tak, Operator ci p-pomógł." Powiedział, po czym wstał i podszedł do drzwi. "J-jak już się d-dobrze czujesz, to p-podejdź do Sally. Martwiła się o c-ciebie." Rzekł i wyszedł z pokoju. "Tylko się przebiorę i już do niej idę." Pomyślałam i podeszłam do szafy. Ubrałam ciemnoszarą bluzę z kapturem i czerwone jeansy. Włosy standardowo związałam w dwa kucyki po bokach głowym. Wsunęłam ręce do kieszeni i poszłam do Sally. Kiedy mijałam okna na korytarzu, cały czas miałam wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Nie zwracałam na to jednak zbytnio uwagi. Zapukałam do ciemnoróżowych drzwi. Po chwili otworzyła je Sally. "O, Patrycja! Proszę, wejdź." Otworzyła drzwi szerzej, a potem usiadła na swoim łóżku. "Słyszałam, że się o mnie martwiłaś." Uśmiechnęłam się do niej. Warto mieć kogoś kto się o ciebie martwi. Poczułam się kochana... Potrzebna... "Bardzo! W końcu jesteś dla mnie jak siostra!" Dziewczynka wstała i mnie przytuliła. "Ty dla mnie też." Odwzajemniłam uścisk. Złapała mnie za rękę i zaprowadziła na dół. Na środku salonu Jeff bawił się z Smiley'em. Kiedy mnie zauważyli, pies podbiegł do mnie, a Jeff tylko wstał z podłogi i się na mnie popatrzył. "Mdlenie to takie twoje hobby czy jak?" Nie odpowiedziałam na jego głupie pytanie. A podobno nie ma głupich pytań. Razem z Sally głaskałyśmy Smiley'a, który położył się na plecach. Na brzuchu miał na prawdę mieciutkie futro. Do pokoju wszedł Tim. Od razu do mnie podszedł i powiedział "Nie strasz już nas tak więcej." Zaśmiałam się, Sally też. "Postaram się." Odpowiedziałam i obdarzyłam Tim'a swoim najszczerszym uśmiechem.

Nastęgo dnia głowa już mnie w ogóle nie bolała. Mijały tygodnie od mojego ostatniego omdlenia. Prawie codziennie chodziliśmy z chłopakami na miasto, wiadomo po co. W ciągu dwóch miesięcy stałam się jednym z najbardziej poszukiwanych morderców w kraju. Każdą swoją ofiarę oznaczałam wyszytym "X" na ramieniu. W dniu, w którym zabiłam swoją piędziesiątą ofiarę, zrobiliśmy domowe przyjęcie. Uwielbiałam swoje życie. Uwielbiałam swoje życie w tej rodzinie. Pewnego nocy nie mogłam zasnąć. Ubrałam się więc ciepło, wzięłam swoją maczetę i wyszłam przez okno. Zabijanie stawało się dla mnie uzależniające. Zobaczyłam jeden domek, w kórym paliło się światło na piętrze. Wskoczyłam przez płot, wdrapałam się na drzewo i zerknęłam przez okno. Był to pokój jakieś nastolatki. Zamiast spać oglądała coś na swoim laptopie. Użyłam sposobu, którego nauczył mnie Tim i otworzyłam okno. Dziewczyna miała słuchawki w uszach, więc nie usłyszała kiedy wchodziłam do jej pokoju. Stanęłam tuż za nią, ale nie chciałam jej tak po prostu zabić. Stuknęłam ją w ramię. Wystraszona dziewczyna wyciągnęła słuchawki z uszu i spojrzała za siebie. "Kim ty jest-" Nie zdążyła dokończyć, bo zasłoniłam jej usta ręką. Zaczęłyśmy się siłować. Uderzyłam i kopnęłam ją kilka razy. Po chwili dziewczyna leżała na ziemi i kasłała krwią. Wbiłam jej maczetę prosto w serce. Na podłodze pojawiła się czerwona kałuża. Moja ofiara zaczęła robić się blada i po chwili wzięła swój ostatni oddech. Wyciągnęłam z kieszeni igłę i nić, po czym wyszyłam na jej ramieniu "X". Wstałam i popatrzyłam na swoje dzieło. "Pięćdziesiąta pierwsza." Powiedziałam i się uśmiechnęłam. Usłyszałam kroki na korytarzu. Muszę zwiewać. Wyszłam przez okno i zeskoczyłam z drzewa. Biegłam przez las do rezydencji. Ponownie poczułam, że ktoś się na mnie patrzy. Zatrzymałam się i przyjrzałam się dokładnie wszystkim drzewom. Za jednym z nich stała męska postać. Widziałam ją dokładnie. Zdecydowałam się do niej podejść. Dzielił nas już tylko niecały metr. Zrobiłam jeszcze jeden krok, a mężczyzna złapał mnie i wykręcił mi ręce do tyłu, unieruchamiając mnie. "W końcu cię złapałem, Patrycjo." Powiedział złowieszczo.

Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz