Część 25
Em, sarenka to to na pewno nie jest.
Szczerze mówiąc, kiedy jeszcze chodziłam codziennie od poniedziałku do piątku do liceum i przychodziło mi siedzieć na lekcjach biologii, ekologii czy innych logii nie wsłuchiwałam się w słowa nauczyciela, tylko gapiłam się pusto w okno bądź telefon. Jednak coś tam musiało mi do ucha wlecieć, bo wiedziałam, że żadne gigantyczne psy o sierści koloru ciemnej czerwieni nie biegają sobie od tak po lasach. Zresztą, w młodości, kiedy przychodziłam do lasu z własnej woli i dla przyjemności, nie widziałam tu większych zwierząt niż jakaś sowa, słowik na drzewie albo inna wiewiórka. Tutaj ciężko było dżdżownicę znaleźć, a oto właśnie mam przed sobą wykonane parę sekund temu zdjęcie jakiegoś zwierzęcia rozmiaru wilka. Co zaskakujące, ani rozmiar, ani nietypowe umaszczenie stworzenia mnie nie dziwiło. Chyba zaczęłam przywykać, że w pobliżu nie ma normalnych zwierząt, rzeczy, a co dopiero człowieka. Ba, gdyby tu się normalny człowiek pojawił, prawdopodobnie zwiastował apokalipsę. Dobrze wiem, że Slenderman zadbał o to, by nie kręcił się tutaj nikt, kto nie należy do tej ich sekty, czy tam gangu. Wybrał sobie do tego odpowiednie miejsce, bo przy rezydencji nie było nic ciekawego, co mogłoby spraszać niechcianych gości. Nawet grzyby tu nie rosły, a drzewa rosły tak gęsto, że czasami nawet w dzień było ciemno. Właśnie przez to moje poczucie czasu zaniknęło. Sumując, sama rezydencja i jej położenie mogła zamienić człowieka w świrusa, a co dopiero jej mieszkańcy. Jak powstała ta rezydencja? Slender ją zbudował? Czemu wcześniej mnie to nie zastanawiało? Pewnie dlatego, że podczas moich pobytów tutaj przejmowałam się swoim bezpieczeństwem, a nie jakim tynkiem pokryte są tu ściany.
Teraz też się nad tym nie mogłam zastanawiać, bo jakieś diabelskie bydle biega sobie parę metrów stąd. Ale czym ja się przejmuję? Założę się, że każdy tutaj zabił chociaż raz jakieś zwierzę. Potwory bez serca, pomyślałam z wyrazem obrzydzenia na mojej twarzy, kiedy patrzyłam z góry na czarne włosy Helen'a. Zganiłam się szybko w myślach, bo przypomniałam sobie, że nie tak dawno też skrzywdziłam bezbronnego psiaka. To chyba hipokryzja.
— Helen? — Odezwałam się. Helen przez dłuższy czas nie ruszał się.
— To jest... — wstrzymał się przez chwilę — ...niebywałe! — Dokończył z wyraźnym zachwytem.
— Proszę? — Popatrzyłam na niego jak na dziwaka, kiedy zerwał się ze swojego siedziska, ciągle ściskając w dłoniach aparat. Patrzył na mnie jak naukowiec, który właśnie wynalazł eliksir nieśmiertelności i tłumaczył swoje odkrycie swojej przygłupawej asystentce.
— Muszę tutaj mieć tego wilczura, od niego aż bije czerwone łuno inspiracji. — Stwierdził. Co do jednego się zgadzam, jego czerwona sierść wydawała się świecić wśród matowego, ciemnozielonego krajobrazu.
— To idź, masz jakąś smycz? Jak tak to bierz i złap go. — Był szalony, jak oni wszyscy tutaj, ale w inny sposób. Taki rodzaj obłąkania jest domeną artystów.
Przez chwilkę jego wzrok w niekontrolowany, jak dla mnie, sposób błąkał się po otoczeniu. Patrzył na mnie z niepewnością, trochę zaczęły mu drżeć dłonie. Nie wiedziałam co to może znaczyć, nie jestem psychologiem, obserwowałam więc jego stan i nawet przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, że powinnam się w sumie bać. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby być niebezpieczny. Wyglądał teraz jak roztrzęsione dziecko, które samo nie wie czego chce. Wyglądał jak ktoś, komu powinno się pomóc. Zerknął znowu na zdjęcie w aparacie, który trząsł się tak samo jak cały Helen, któremu krew już nie dopływała do koniuszków palców. Wypuścił zdecydowanie powietrze przez nos, tak jak to robi byk wkurzony przez czerwoną płachtę, a na jego twarzy znalazł się wyraz, który wskazywał nagły zastrzyk determinacji. Odrzucił na krzesło aparat i złapał mnie za nadgarstek lewej dłoni, po czym pociągnął za sobą. Prawie się wywróciłam, ale w miarę szybko nabrałam tempa Helen'a. Czy on mnie ciągnie do tego potwora? No co on, oszalał? Bałam się na to patrzeć, a on zabierał mnie do konfrontacji z nim. Co tu się dzieje.
CZYTASZ
Tajemnicze Morderstwa (Korekta)
HorrorKsiążka jest w trakcie poprawiania. Morderstwo to niezbyt miła sprawa. Zwłaszcza kiedy nie jest to jednorazowy incydent, lecz cała seria, nazwana "Tajemniczymi Morderstwami". Sprawca pozostaje nieznany, jednak ma się to zmienić za pomocą czwórki prz...