Pożegnanie

1.8K 130 25
                                    

Część 41

Próbowałam się wyszarpać, ale z każdym moim ruchem on coraz bardziej wykręcał mi ręce. "Zostaw mnie!" Wydarłam się w końcu. "Ciszej!" Syknął i rozejrzał się. Odwrócił mnie tak, bym spojrzała na jego twarz, ale ciągle trzymał moje ręce, bym nie uciekła. "Czego chcesz? Ja cię w ogóle znam?" Mój poziom zdenerwowania podnosił się do maximum. "Czego chcę? Twojej śmierci. Czy mnie znasz? Raczej nie, ale ja doskonale znam ciebie." Odpowiedział mi, cały czas narwowo rozglądając się na wszystkie strony. "Czemu chcesz mojej śmierci?" Zapytałam już nieco bardziej spokojnie. Trochę dziwne, że jakiś nieznajomy życzy mi najgorszego. "Pozwól, że najpierw się przedstawię. Jestem bratem Weroniki, tej którą brutalnie zabiłaś. Co ty byś zrobiła, gdyby ktoś zamordował twoją siostrę?" Popatrzyłam na niego jak na debila. "A ty to wiesz, że ta twoja siostrunia była mordercą?" Kiedy to mówiłam ponownie podjęłam próbę wyswobodzenia swoich nadgarstków. Na nic się te próby nie zdały, chłopak ścisnął moje dłonie jesze mocniej. "Nawet jeśli była mordercą, nie miałaś prawa jej zabijać!" Wykrzyczał, a w jego oczach zabłysnęły łzy. "Przykro mi z powodu twojej siostry, no ale już nic ci na to nie poradzę." Wzruszyłam ramionami. Przecież moja śmierć jej nie ożywi. Chłopak spuścił głowę. "Twoja dusza za jej duszę. Chcę sprawiedliwości, więc musisz umrzeć." Jego głos zmienił się. Zgaduję, że w środku przeżywał mnóstwo emocji na raz. "To czemu mnie po prostu nie zabijesz, co?" Na prawdę nie rozumiałam jego toku rozumowania. Znam się już trochę na tym i wiem, że podczas naszej rozmowy zdążył by mnie zabić co najmniej trzy razy. "Nigdy nie zniżę się do waszego poziomu. Nigdy nikogo nie zamorduję. Musisz to zrobić sama." Chłopak przestawał płakać. Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać. Czy on oczekuje ode mnie, że się zabije tylko dlatego, że on tak chce? Zabawne. "Nie śmiej się, albo to zrobisz, albo wszyscy twoi przyjaciele będą mieli kłopoty." Popatrzył mi prosto w oczy. Można z nich było wyczytać gniew. Przestałam się śmiać. Już nie było tak zabawnie. "Jacy przyjaciele?" Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że chodzi mu o moją rodzinę. "Ci, co mieszkają razem z tobą w rezydencji na krańcu lasu, z którymi codziennie zabijacie niewinnych ludzi!"  Ponownie zaczął na mnie krzyczeć. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Patrzyłam na niego zszokowana. "Jeśli jutro o godzinie 23.30 nie będziesz martwa, zaprowadzę policję prosto do tego waszego domu wariatów." Mówił całkiem poważnie. Jego głos przeszywał mnie na wylot. Był niczym podpalone strzały, które wbijały się we mnie i sprawiały niesamowity ból. Nie miałam pojęcia co robić. "Skąd wiesz gdzie mieszkamy?" Wlepiłam swój wzrok w mokrą ściółkę. "Śledziłem cię, mam na mapie doskonale wyznaczoną trasę." Wiedziałam, że nie powinnam ignorować tego uczucia bycia obserwowaną. Do oczu napłynęły mi łzy. "Jak sprawdzisz, że nie żyję?" Nie mogłam już dłużej powstrzymywać smutku. Ciepłe łzy powoli spływały mi po policzkach. "Zrobisz to na moich oczach. Jutro, przed 23.30, na moście w tym lesie." Puścił moje ręce i zaczął odchodzić. Doskonale wiem, gdzie jest ten most. Otarłam łzy i starałam się wyglądać normalnie. Jednak moja dusza krwawiła. Czy łzy nie są krwią duszy? Zastanawiałam się i powoli wracałam do rezydencji. Weszłam przez okno do swojego pokoju. Przebrałam się w wygodną piżamę i zanim zasnęłam wypłakałam całą wodę z mojego organizmu w poduszkę.

Obudziłam się rano. Było przed dziewiątą. Z mojej twarzy nie chciał zniknąć smutek. Ubrałam się w swój ulubiony komplet i uśmiechnęłam się fałszywie. W lustrze wyglądałam, jakby nic się nie stało. Tylko ja wiedziałam, jak bardzo jest źle. Zeszłam na dół, akurat Slender przygotowywał śniadanie. Jak tylko mnie zobaczył, postawił kubek z kawą na blat. "Podziękuję..." Powiedziałam. Mój żołądek zaplątał się w ciasny supeł i nie chciał się rozplatać. Nie miałam na nic apetytu. "Stało się coś?" Zapytał Slenderman, lekko zdziwiony. Nigdy nie odmawiałam kawy. Nigdy. A jeśli mówię nigdy, to serio znaczy, że nigdy. "Nic, po prostu nie jestem spragniona." Odeszłam czym prędzej. Slenderman'a będę musiała unikać. Wystarczy, że zajrzy w moje myśli i wszystko się wyda. Po kilkunastu minutach Slender zawołał wszystkich na śniadanie. Wszyscy jedli z apetytem, tylko ja nie. Rozgrzebywałam widelcem przygotowane danie. Zauważyłam, że Tim mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego i włożyłam kawałek jajecznicy do ust. Jeszcze nigdy nic nie smakowało dla mnie tak okropnie. Nie chodzi o to, że Slender źle gotuje, po prostu mój organizm odmawiał przyjęcia jakiegokolwiek pożywienia. Kiedy Tim oderwał ode mnie wzrok, zrzuciłam wszystko z swojego talerza na podłogę. Od razu przyszedł Smiley i zaczął zajadać. Po minucie nie było już śladu po moim śniadaniu. Wszyscy skończyli już jeść i zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi. Zrobiłam to samo. Zamknęłam się w swoim pokoju, założyłam słuchawki na uszy i zagłuszyłam dźwięki świata muzyką. Włożyłam telefon do kieszeni. Nie miałam co robić, a mogłabym nie wytrzymać w towarzystwie innych i wybuchnąć płaczem. A tego przecież nie chcemy... Nie chcę, by ktokolwiek się dowiedział. Wyszłam ze swojego pokoju, nadal z słuchawkami na uszach. Skierowałam się do biblioteki. Pochodziłam chwilę między regałami. Najbardziej zaciekawił mnie dział z horrorami. Przeczytałam kilka tytułów i zdecydowałam się w końcu na jedną z powieści Stephen'a King'a. Wróciłam z książką do pokoju i oddałam się lekturze. Czytałam cały dzień. Kiedy przeczytałam ostatnie zdanie i zamknęłam książkę, popatrzyłam na okno. Niebo było już ciemnogranatowe. Włączyłam telefon i spojrzałam na zegarek. 21.57. "Czas się zbierać..." Westchnęłam. Posprzątałam nieco w pokoju i ubrałam się w cieplejsze rzeczy. Popatrzyłam na biurko, na którym leżały kartki i ołówki. "Wypadało by napisać jakiś list pożegnalny, co nie?" Podeszłam do biurka i usiadłam w fotelu. Napisałam jakieś rzeczy bez ładu i składu. Wiele zdań pokreśliłam, nie umiałam pisać w stresie i rozpaczy. Z mojego listu dało się jednak wyczytać co zamierzam zrobić. Położyłam kartkę na szafce i poszłam ostatni raz pogadać z chłopakami. Zapukałam do pokoju Brian'a i od razu weszłam. "Cześć..." Powiedziałam powoli wchodząc do pokoju. "C-cześć, chcesz c-czegoś?" Zapytał i miło się uśmiechnął. Również się uśmiechnęłam. "Nic, tylko nudzi mi się i przyszłam sprawdzić co u ciebie." Usiadłam obok niego na łóżku. "Wszystko d-dobrze, a u c-ciebie?" Zgniótł kartkę, którą trzymał w ręce. "Rewelacyjnie. Co to?" Wskazałam na pogiętą kartkę. "A nic, l-lista zadań." Rzucił kartką do kosza. "Znowu?" Uśmiechnęłam się. Nie mogę dać po sobie znać, że jestem smutna. "Ta.. Ale m-mi to nie p-przeszkadza." Powiedział. Wstałam i podeszałam do drzwi. "Ja już będę iść, miłej nocy." Nie mogę się spóźnić chociażby minuty, a do mostu jest kawałek drogi. "Dobranoc." Odpowiedział, a ja zamknęłam drzwi. Poszłam do Toby'ego. Jak zwykle pochłaniał wieczorną porcję gofrów. "Smacznego." Powiedziałam, a on dopiero teraz mnie zauważył. "Dzięki, chcesz?" Wysunął do mnie talerzyk z goframi. "Nie, dzięki. Przyszłam życzyć ci dobrej nocy." Ciągle stałam w drzwiach. Dosłownie czułam jak mój czas mija. "Dzięki i nawzajem." Pomachał mi kiedy zamykałam drzwi. Został już tylko Tim. Zapukałam do niego. Drzwi były zamknięte. Usłyszałam jak przewraca kluczykiem w zamku. Otworzył powoli drzwi. Chyba go obudziłam, bo był już w piżamie. "A ty czego tu o tej porze?" Zapytał przecierając jedno oko. "Przyszłam ci tylko powiedzieć dobranoc." Trochę smutno mi było, że powiedział do mnie w ten sposób. "Dobranoc." Odpowiedział i zamknął drzwi. Stałam jeszcze chwilę pod jego pokojem, próbując się nie rozpłakać. Popatrzyłam na zegar wiszący na ścianie. 22.37. Muszę już iść. Zeszłam na dół. W salonie nikogo nie było. Podeszłam do drzwi, a kiedy położyłam dłoń na klamce poczułam łzę spływającą po policzku. "A ty gdzie idziesz?" Usłyszałam za sobą głos Tim'a.

Tajemnicze Morderstwa (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz