Miasteczko na pierwszy rzut oka wyglądało na puste. Kolorowe niegdyś domki stoją teraz brudne i zabarykadowane. Wielu ludzi zamkniętych w nich niczym we własnych grobowcach. Co jakiś czas widziałam ruch zasłon albo wystraszoną twarz. Jednak większość okien było zabitych.
-Misiek.-Usłyszałam zaplecami.
-Hm?-Spojrzałam na Jeff.
-Sklep z ciuchami.-Powiedziała wskazując na budynek obok. Wyglądał nieco na wiejski, prowizoryczny H&M. Miał powybijane szyby, obdrapane ściany i co najbardziej niepokojące, krwawe ślady na kafelkowej podłodze.
Powoli i ostrożnie weszłyśmy między sklepowe półki. Ostrożnie przejżałyśmy teren.
Kiedy weszłam sprawdzić przymierzalnie, uderzył mnie smród gnijącego mięsa i pełno krwi. Podeszłam do zasłony, z której wylatywało najwięcej much i odsłoniłam ją. Cuchnęło okrutnie. Zasłoniłam nos rękawem, ale trochę zeszło ze mnie napięcie, gdy zobaczyłam nartwe, nie ruszające się ciało.
Wtedy usłyszałam cichy pomruk tuż przy uchu. Zdjęłam ostrze z zasłony pozwalając jej swobodnie lecieć odsłaniając źródło odgłosów. Kiedy tylko zobaczyłam gnijącą, poobdzieraną ze skóry twarz tuż przy mojej, pisnęłam z zaskoczenia. Zombiak nie czekał na dalsze moje reakcje i szybko mnie powalił próbując ugryźć jakąkolwiek część mojego ciała. Jedną ręką odpychałam jego mordercze szczęki, a drugą szukałam katany, która oczywiście musiała być puszczona w odruchu osłaniającym przed upadkiem.
Zombiak naporem swego ciała był coraz niżej, a moja lewa ręka mimo iż silniejsza, opadała z sił.
-Lilly!-Usłyszałam krzyk Jeff w oddali. Wtedy znalazłam swoje ostrze. Moja przyjaciółka jednak była szybsza i swym mieczem przebiła czaszkę napastnika. Zwaliła jego ciało z mojego i wystraszona oglądała mnie, czy nie mam ran.
-Nie użarł Cię?-Pytała.
-Nie, spoko. Dziękuję.-Powiedziałam cicho. Delikatnie rozruszałam zmęczony i z lekka obolały lewy nadgarstek i sprawdziłam resztę zasłon.
-Czysto.-Mruknęłam. Teraz mogłyśmy szukać przydatnych ciuchów.
-Lilly biorę tą.-Powiedziała jak małe dziecko Jeff pokazując mi skórę ze skrzydłami na plecach.
-W końcu ją znalazłaś, co?
-Ano! Zarąbista jest!-Westchnęłam z lekkim uśmiechem i poczęłam szukać czegoś dla siebie. Schowałam brudną już bluzę lisa do plecaka i zaczęłam wertować skóry. Dobrze chronią przed ugryzieniami i są praktyczne, więc to był jeden z lepszych wyborów. Znalazłam czerwoną skórę przypominającą skórę smoka. Miała po cztery kieszenie, z czego dwie były tylko dla ozdoby. W środku były jeszcze dwie po obu stronach na telefon czy dokumenty. Schowałam tam naboje.
Wzięłyśmy jeszcze kilka innych przydatnych rzeczy i opuściłyśmy sklep. Na zewnątrz nadal panowała niespokojna cisza.
-Idziemy?-Zapytałam.
-Jeszcze apteka i spożywczak. Póki mieszkańcy siedzą cicho, skorzystamy z ich "gościnności".
-Nook.Apteka i supermarket stały niedaleko obok siebie. Tak samo jak w ciuchlandzie szyby były powybijane, ściany brudne i podrapane, a podłoga niepokojąco brudna od krwi, błota i kurzu. Najpierw sprawdziłyśmy aptekę. Ponieważ w miasteczku zostało jeszcze sporo ludzi, leków na półkach było niewiele. Wzięłyśmy więc to, co było, czyli antybiotyk, witamina jakaśtam i jakiś syrop na przeziębienia. Reszta była zbędna.
W sklepie czaiło się kilku zombiaków, którzy na szczęście dali o sobie znać dość szybko. Razem z Jeff pozbawiłyśmy ich życia dość szybko.
Minęłyśmy rozwalone kasy i brudne, powykręcane koszyki i poszłyśny w stronę suchych rzeczy typu chleb, kółka ryżane czy znane już dobrze sucharki. Na mięso nie było co liczyć, gdyż prawdipidobnie zostało zabrane już pierwszego dnia. Zresztą bez działających lodówek nie wiele by postało.
Woda mineralna. O dziwo było jej jeszcze trochę. Spakowałyśmy jej po równo i opuściłyśmy sklep.
Tam już czekali.
Grupka uzbrojonych, łysych, napakowanych gości. Klasyk.
-Odsuńcie się, chcemy przejść.-Powiedziała spokojnie Jeff. Goście zaśmiali się.
-Wpierw oddacie nam WSZYSTKO co macie.-Drab wyglądający na ich przywódcę uśmiechnął się podstępnie. Na prawym ramieniu miał wytatuowanego wielkiego tygrysa. Oczy miał ciemno brązowe a włosy...no cóż jak już mówiłam ich nie było.
-Bardzo głupio, że macie odkryte ręce.-Powiedziałam powoli podchodząc do przywódcy.-Bardzo łatwo jest złapać ugryzienie, lub drobną...-Machnęłam kataną.-Rankę.-Dłoń gościa z tygrysem upadła na ziemię. Facet poszedł w ślad za nią krzycząc z szoku.
-Pocałujsie je!-Krzyknął na kolegów.
-Co?-Zapytali zakłopotani. Na pomoc przyszła im Jeff. Podeszła do mnie, oparła łokieć o moje ramię i powiedziała:
-Jest w szoku. Pewnie chodziło mu o "poćwiartujcie".-Wtedy wyjęli pistolety. Nim jednak zdążyli je odbezpieczyć, Jeff i ja odcięłyśmy ręce dwóm z nich. Ostatni zaczął strzelać na oślep tworząc dużą warstwę kurzu i pyłu zasłaniających mu widok. Idealnie.
Podbiegłam do niego i od tyłu wbiłam mu katanę w serce.
-Jeff?-Zawołałam, gdy strzały i krzyki ucichły. Odpowiedź jednak nie nadchodziła