Będąc tak gdzieś w połowie (a może nie...?) drogi zauważyłyśmy powolnie sunącego truposza. Samotnego, nikomu nie wadzącego truposza. - Dajmy mu spokój.- Mruknęłam.
- Ta. Może zagryzie jakiegoś idiotę...- Odpowiedziała i ruszyłyśmy dalej. Jednakże mijając go, usłyszałyśmy smętny jęk.
- Jakby narzekał.- Zaśmiałam się. Wtedy, jakby mnie usłyszał spojrzał w naszą stronę. Powoli zaczął do nas sunąć. Było to conajmniej dziwne, gdyż zachowałyśmy stosowną odległość tak, by nas nie wyczuł.
Wtedy na jego ręku zobaczyłam długą, podłużną ranę sięgającą od nadgarstka, do łokcia biegnącą po wewnętrznej stronie ręki.
Samobójstwo.
Czy przez ten wyżarty przez chorobę mózg biegnie chęć śmierci?
To w ogóle możliwe?
Zakodowane w mózgu....
Uh
Nie mogę przecież wykluczać żadnej możliwości.W tym świecie wszystko jest możliwe.
Nie był dość silny psychicznie (jeśli nasza teoria jest prawdziwa, rzecz jasna) by mówić, ale ta chęć...
- Eh...nie ważne.- Mruknęłam i przecięłam jego głowę na pół.- Właściwie, to spodziewałam się, że mói brat wiele nie wytrzyma w tej walce.- Mruknęłam podczas rozmowy o dzisiejszym poranku.
- Ta. Moja kuzynka też mnie nie zaskoczyła.- Zaśmiałyśmy się.
- Ale ojciec...toć on chciał, żebyśmy zginęły razem z nim. A przecież "tak mnie kocha".
- Chory...- Mruknęła. Kiedy chciałam dodać coś jeszcze, a konkretnie potwierdzić, przyciszyła mnie.
- Słyszysz?- Mruknęła ściszonym tonem. Gdzieś w oddali słychać było śmiechy i głośne rozmowy. Szybko wdrapałyśmy się na najbliższe drzewo i czekałyśmy.
Po kilku minutach naszym oczom ukazała się grupka ludzi. Byli poubierani w skóry, mieli rozczapirzone fryzury (serio, celowo) i wyglądali na bossów tej apokalipsy w dodatku świetnie się bawiących.
- Wyglądają na takich, co zabijają wszystko co zobaczą.- Mruknęłam. Jeff bez słowa skinęła głową mając wciąż badawczo wbity wzrok.
Było ich 6. Czterech facetów, dwie dziewczyny.
Jeden miał różowego irokeza, kolczyk w nosie i w ogóle wyglądał nieco na punka albo metala. Właściwie, to cała grupa wyglądała.
To się dobrali.
Drugi miał blond włosy ciemniejący przy końcówkach.
Trzeci miał czarną grzywkę na oko i wyglądał chyba najsłabiej z nich.
Czwarty...cóż...wielkie bary, nogi, dłonie, wszystko. Łysy, niosący najwięcej, niczym tragaż i ochroniarz w jednym. Był najwyższy z nich.
Co do dziewczyn...
Jedna miała blond, druga czarne włosy. Obie średniego wzrostu, w skórach z ćwiekami, niosące jedynie kije baseballowe z gwoździami.
Jeff obmyślała właśnie...z ciekawości lub nie, czy zdołałaby wybić ich z kuszy nim zdołaliby nas dopaść.
- Największy na początek, nim wyrwaliby się z osłupienia, leci irokez. Biegną, odległość między nami...- Mamrotała do siebie w skupieniu. Kiedy położyłam jej dłoń na ramieniu, przerwała i spojrzała na mnie.
- Masz jeszcze mnie, która ma łuk.- Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Odwzajemniła gest.- Potrzebujemy jednak ich zabijać? Skończymy wtedy jak oni...chyba.
- Nie musimy. Analizuję nasze siły. Szczerze mówiąc, jest to kusząca propozycja. Zobacz. Jeśli zaatakujemy jednocześnie, to tak: pierwsi padną wielki i irokez. Przeładować. Wychodzą z szoku. Pada pozostałych dwóch facetów. Przeładować, są blisko lub biegną chować się, czyli zaczynają się oddalać. Wtedy już wszystko zależy od celności i ich zwinności. Zakładam, że one również padną trupem.- Powiedziała trochę gestykulując.- Jednakże...jeśli ich nie wybijemy, później możemy mieć duży problem, jeśli napotkamy się na nich później i nie będziemy mieć tyle szczęścia, co teraz...
- Z drugiej strony, jeśli wybijemy ich teraz lub jedna osoba dotrze do ich bazy, możemy mieć na pewno kłopoty. Jeśli ta osoba dotrze do reszty, w zemście będą nas szukać i zaatakują większą grupą. Jeśli nie dotrze nikt, wynik może być ten sam. Ale...
- Jeśli są sami, wyjdzie nam to tylko na dobre.- Dokończyła nie spuszczając z nich wzroku. W tym czasie zdążyli się nieznacznie oddalić.
- Jednak jak możemy dowiedzieć się, czy należą do jakiejś organizacji nie śledząc ich na tyle długo?- Zastanawiała się.
- Podsłuchanie nie da pewności...- Rozważałam.- Cóż. W tej sytuacji mamy tylko dwa wyjścia- ryzykować, lub nie. Jedna z tych odpowiedzi jest kompletną głupotą.
- Dość tego pierdolenia. Jedziemy.
- Wreszcie.- Zaśmiałam się i wyciągnęłam łuk, a Jeffiś kuszę. Na szczęście poruszali się wolno, a my byłyśmy daleko, więc wciąż miałyśmy ich w zasięgu.
Strzał.
Padło dwóch.
Przeładowanie.
Ich dezorientacja.
Strzał.
Pada kolejnych dwóch.
Orientują się w naszym położeniu.
Przeładowanie.
Jedna zaczyna uciekać, jedna biegnie do nas.
Strzał.
Uciekająca unika strzały.
Biegnąca również.
Przeładowanie.
Jest blisko.
- Bierz uciekającą.- Mówię.
Strzał.
Została tylko jedna.
Przeładowanie.
Ruszamy w pogoni za uciekającą.
Strzał.
Czuję ból.
Strzał.
Ciemność.