Zerwałam się z łóżka cała mokra i zdyszana. Rozejrzałam się nerwowo wokoło. Otaczała mnie ciemność. Przejechałam ręką po włosach zaczynając od czoła. Siedziałam chwilę z palcami zaplątanymi we włosy.
Sen?
Taki realistyczny.
Raz jeszcze spojrzałam na otaczającą mnie ciemność. Wciąż czułam ból. Ten sen nie wróży nic dobrego. Pomyślmy...mrok...zostałam przez niego...pochłonięta? Jednak w snach nie bierze się wszystkich znaków dosłownie...
Muszę sprawdzić co z Jeff.
Wyszłam więc z łóżka i brodząc w ciemności ruszyłam korytarzem. Drzwi były oczywiście zamknięte, ale od czego są druciki?
Cichutko, by nie obudzić przyjaciółki, weszłam do pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi.
I tak niedługo świta.
Usiadłam obok niej i spojrzałam na jej twarz. Wyglądała tak spokojnie. Jej klatka piersiowa równomiernie opadała i podnosiła się. Zamknięte powieki, żadnych emocji na twarzy. Wyglądała trochę jak dziecko. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Kocie.- Wyszeptałam.
Za oknem zobaczyłam pierwsze promienie słońca. Po chwili już czułam ich ciepło na skórze. Wzdrygnęłam się na myśl o tamtym pieczeniu.Po jakimś czasie powieki Jeff zacisnęły się mocniej, przeciągnęła się leniwie i otworzyła oczy.
- Dzie hoby. Cho tu obih?- Zapytała ziewając.
- Dzień dobry.- Uśmiechnęłam się.- Zastanawiałam się co z Tobą, więc się tu włamałam.- Powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Przecież nic mi nie jest. Zastanawiam się po co jeszcze ona mnie tu trzyma.Jeff próbowała wstać i wyjść już pierwszego dnia po przebudzeniu, ale pielęgniarka nie zamierzała jej wypuścić. Przyjaciółka musiała więc zostać.
- Co. Ty. Tu. Robisz.- Usłyszałam za sobą zdenerwowane, wydzielone słowa. W drzwiach stała kobieta z szarymi włosami sięgającymi jej do brody. Patrzyła na mnie gniewnie krzyżując ręce na piersi.
- Noooo...eee...p-przyszłam zobaczyć co z moją przyjaciółką.- Powiedziałam wpierw zmieszana, później pewniej.
- A drzwi? Chyba się nie włamałaś?- Zakaszlałam próbując zyskać na czasie. Nie zdążyłam jednak udzielić odpowiedzi, gdyż pielęgniarka sama to zrobiła.
- No tak. Jak myślałam. Ehh...co ja mam zwami dwiema zrobić, co? Jedna próbuje wyjść będąc jeszcze ranną, a druga włamuje się w środku nocy...jakbyście czuły się bezkarne.
A co takiego możecie nam zrobić?- chciałam zapytać, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Uśmiechnęłam się za to niewinnie. Siri- bo tak miała na imię pielęgniarka zmarszczyła czoło i znów przeszywała mnie wzrokiem. Ruszyła do swojego gabinetu na drugim końcu sali i mijając mnie trzepnęła w głowę. Rozmasowałam- właściwie, to prawie wcale nie bolące miejsce- i uśmiechnęłam się do Jeff jak zwykle, kiedy coś zmalowałyśmy.
- Więc? Co się stało w nocy?- Zapytała upewniwszy się, że nikt nas nie słyszy.
- Euh...aaa musiało się coś stać?- Zapytałam wymijająco. Wystarczyło spojrzenie Jeff, bym westchnęła ciężko i zaczęła mówić.- Hmmm...dlaczego odnoszę wrażenie, że to...ten sen wróży jakąś katastrofę?- Zapytała, kiedy jej wszystko opowiedziałam. Zaśmiałam się cicho.
- No ciekawe dlaczego...
- Euh...no wiesz przecież, że nie zawsze coś złego w snach sugeruje coś złego na zewnątrz. Na przykład śmierć osoby śniącej oznaczało coś dobrego.
- Wiem, wiem. Ale zawsze ciężko jest nie kierować się głównym sensem snu.Kiedy tego samego dnia Jeff zaczęła się już ubierać, usłyszałyśmy potężny wybuch. Grunt pod nogami i sufit zatrzęsły się, a później słychać było strzelaninę.
- Ehh...nie dadzą nawet odpocząć mojej biednej, schorowanej...- Jeff zignorowała moje słowa i przebiegając rzuciła mi miecz.
- Łap i broń się. Biegnę zobaczyć co się dzieje i pozbyć się wroga.
- Chyba śnisz, że będę się ukrywać.- Uśmiechnęłam się i ścisnęłam miecz.- Tak w ogóle, to skąd go masz?- Zapytałam, gdy biegłyśmy po schodach do miejsca zdarzenia wskazując na broń.
- Znalazłam na jednej z misji...pomyślałam, że pasowałby do Ciebie.- Spojrzałam na niego raz jeszcze. Czarna rączka i ostrze znajdowały się w równie ciemnej, skórzanej pochwie. Na płaskiej części ostrza widniały różne, srebrne wzory przynoszące na myśl wijące się pnącza. I wtedy coś sobie przypomniałam.
- Ale wtedy...myślałaś, że nie żyję...- Jeff rzuciła mi spojrzenie i uśmiech z za pleców, które ciężko było jednoznacznie odebrać. Było w nim trochę smutku, triumfu, radości i ciężkiego do odgadnięcia uczucia.
Wtedy wbiegłyśmy na parter. Ciemne wnętrze i dywany były w gruzach, wszędzie leżały trupy i porozwalane sprzęty. W korytarzu unosił się pył. Powoli i ostrożnie stawiałyśmy kroki wsłuchując się różne odgłosy, które mogłyby zdradzić pozycję wroga.
Aż...
Jeff zrobiła krok w bok jednocześnie spychając mnie na bok i unikając śmiertelnego ciosu. Jednak...
Po chwili z jej prawego oka zaczęła tryskać krew. Będąc jeszcze w szoku przyłożyła dłoń do krwawiącego miejsca, a po chwili zacisnęła zęby i pięści. Nie czekając na dalsze strzały zaraz po zobaczeniu tego, że krwawi wybiegłam zabijając sprawcę. Kiedy tylko to zrobiłam, ku mojemu zdumieniu z za moich pleców wybiegła moja przyjaciółka tnąc i siekając dalszych wrogów.
- Kurde...- Mruknęłam przystając.- Wkurzyliście ją.- A wtedy na moje usta wpełzł drapieżny uśmiech. Wbiłam ostrze w ciało następnego napastnika.
Kiedy razem z Jeff powybijałyśmy wrogów w pobliżu, zapytałam, czy da radę walczyć dalej w takim stanie. Ona jedynie uśmiechnęła się okrutnie, oderwała kawałek swojej bluzki i owinęła wokół rannego oka zatrzymując krwawienie.
- Zaprzestać walki? Takie są przecież najlepsze.- I pobiegła piętro wyżej.Bo w końcu każdy podczas walki zamienia się w bestię, czyż nie?