Wpadłam na górę do pokoju, założyłam skórę, grube spodnie i chwyciłam miecz, po czym wybiegłam z budynku.
Przeskakiwałam przez krzaki, trawy i doły mając delikatne deja vu.
Zbiegłam z góry i wpadłam do miasta.
- Jeff!- Wrzasnęłam. Odpowiedziało mi jedynie moje echo. No i powolne smęty trupów zwabionych odgłosem. Odruchowo chwyciłam lewą ręką miecz i skrzywiłam się.
- Dzisiaj trzeba prawą.- Mruknęłam i powtórzyłam czynność za pomocą drugiej dłoni. Ruszyłam przed siebie, aż moją uwagę nie przykuł napis nad balkonem jednego z mieszkań. "Kocie II". Delikatnie się uśmiechnęłam na myśl o Jeff.
Zaczęłam wspinać się, aż w końcu dostałam się do zabarykadowanego okna.
Zaczęłam pukać.
- Jeff...?- Zapytałam.
Wtedy usłyszałam jak ktoś coś przy tym grzebie.
Po chwili mogłam wejść.
Znalazłam się w niewielkim saloniku. Byli tam też Klemens, Alice i...
- Jeff!- Pisnęłam doskakując do przyjaciółki. Miała ranę na klatce piersiowej.
Dość głęboką.
- Co wy tu robicie?!- Zapytałam.- Dlaczego nie jesteście w drodze do...- Wtedy zauważyłam, że wszyscy byli ranni.- Co się...stało...?
- To była pułapka.- Powiedziała Alice.
- W pewnym momencie pojawił się jakiś gościu i zaczął nas atakować mieczem. Potem zaczęli strzelać...z trudem się uratowaliśmy.- Powiedział Klemens.
- Możecie iść?- Zapytałam. Skinęli. Chwyciłam Jeff w ramiona i ruszyliśmy.
Kiedy wyszliśmy z brudnego i poniszczonego budynku, usłyszałam szczęk pistoletu.