Po ukosie z prawej do lewej na dół.
Po ukosie z lewej do prawej w górę.
Pchnięcie.
Podłożenie nogi.
Pchnięcie.
Zmiażdżenie czaszki.
Tak wyglądał mój plan na pozbycie się wroga.
Jednak ciężko jest go wykonać, kiedy stworów jest więcej niż jeden.Zaraz po wrzasku, przerywając ciszę zbiegło się na nas z 11 stworów. Wyskoczyli z obu części tunelu jak mrówki z mrowiska.
Po tym jak wbiegło ich 10, powoli przyczłapał stary stwór, wychudzony jeszcze bardziej niż reszta i widocznie zmęczony.
On był źródłem wrzasku.
Postanowiłam działać.
Wzięłam ogromny rozpęd wbiegając niemal na sufit i z całą siłą skoczyłam na czaszkę nieświadomego zagrożenia stwora.
Jeff zaraz po tym pozbawiła życia innego.
Kiedy z "młodych" została piątka, krzyknęłam do Kat i Klemensa:
- Resztę zostawamy wam! My zejmiemy się staruszkiem.- Ostatnie zdanie mruknęłam do siebie. Po chwili jednak zobaczyłam rękę zatrzymującą mnie. Należała ona do Jeff.
- Nie wiemy jak mocny jest. Daj mi go chociaż sprawdzić nim przystąpisz do walki.
- Właśnie dla tego Ci nie dam.- Powiedziałam z uśmiechem na ustach przewracając katanę w ręku.
- Ugh...- Westchnęła. Uśmiechnęłam się do niej promiennie i ruszyłam na wroga.-Cholera, za szybki.- Kat, która niedawno do nas dołączyła już dyszała i była zmęczona ciągłymi unikami, bo tylko to przez większość walki mogliśmy robić.
Każdy próbował go powalić, jak najbardziej uszkodzić, jednak niewieke to dawało. Przemykał między nami jak cień, a gdy już nas minął, mieliśmy jedynie rany.
- Dosyć tego.- Klemens wyjął z plecaja sprey na komary...i coś, czego nie ujawnił. Byłam jednak prawie pewna co to jest.
- Skąd w ogóle masz ten sprey?- Zapytała zdziwiona Kat.
- Nawet nie wiesz jakie dziwaczne rzeczy znajdziesz u mnie w plecaku.- Spojrzał się na mnie.
- Chyba nie chcę wiedzieć.- Mruknęłam. Wtedy stwór ruszył na nas przerywając "pogawędkę". Klemens odpalił zapalniczkę i zaczął psikać spreyem za ogniem tworząc prowizoryczny miotacz ognia.
Stwór zaczął się wić i krzyczeć gorzej niż wtedy, gdy wzywał resztę do ataku.
Cóż. Ogień jest jednym z najlepszych lekarstw na podobne sytuacje.Po niedłgim czasie sprey się skończył, a niezadowolony Klemens odszedł na bok próbując coś z niego wykrzesać. Razem z Jeff i Kat podeszliśmy do leżącego na ziemi stwora z czarną skórą. Podbiegłam do ściany, odbiłam się od niej i zmiażdżyłam mu czaszkę.
Dla pewności.- To nie fair! Ja tu ratuję wam zadki, a jedyne co otrzymuję, to koniec mojego spreyu! Lubiłem go!- Marudził kocur.
- To po co cały zużyłeśm wystarczyło go ogłuszyć.- Mruknęła Kat.
- W dodatku pragnę zauważyć, że uratowałeś zadek również i sobie. Otrzymałeś więc możliwość wyrzucania z siebie dalszych, bezsensownych słów męczących innych wokoło, ale zaczynam się zastanawiać, czy Cię jej przypadkiem nie pozbawić...
- Czy Ty próbuhesz być zabawna?- Mruknął.
- Zaznaczam jedynie prawdę wyliniały kocurze.
- To nie ja mam powycinane włosy w jakieś krótkie kudły. Postrzępione i nierówne.- Mruknął. Poczułam rumieniec wstydu na policzkach.
- Przynajmniej nie przeszkadzają jak poprzednio!- Rzuciłam na swoją obronę.
- Wolałem, kiedy były dłuższe...
- Oj cicho...
- Czy wy zawsze wyglądacie jak dwójka dzieciaków spierających się o kredki?- Zapytała Kat z wrednym uśmiechem na ustach. Jeff zaśmiała się na to określenie.Wtedy doszliśmy do jakiegoś spadu. Kiedy tam zeszliśmy, zobaczyliśmy klapę prowadzącą jeszcze niżej.
Na dole było jeszcze ciemniej niż w pozostałych miejscach, w których tu byliśmy...albo tylko nam się tak wydawało.
Jeff uparła się, że zejdzie pierwsza, więc ja postanowiłam iść zaraz za nią. Kocur i Kat osłaniali tyły.
Zaświciłyśmy latarkami. Miejsce wyglądało trochę jak piwnica. Było to puste pomieszczenie z dachem podpieranym przez grube, drewniane bele.
Było tu jednak brudno.
Było tu również dużo krwi.- Halo? Ktoś tam jest? Mamy...gości?- Ułyszałyśmy cichy głosik. W jednym rogu, siedząca dotąd czarna postać, chwiejnie się podniosła i wyraźnie na nas patrzyła.
Nastała cisza.
![](https://img.wattpad.com/cover/72259903-288-k482263.jpg)