"Potwory nie żyją w szafie czy pod łóżkiem. One żyją w nas."
To był jego ostatni wpis.Właściwie, miał rację. Można to odebrać tak, że substancja, którą wstrzyknął sobie i innym jedynie owego potwora wywołała...tak myślę.
- Lilly obudź się wreszcie!- Krzyczała Jeff potrząsając mną.
- Co...co się stało...?- Powiedziałam wciąż niekontaktując.
- Oberwałaś i uderzyłaś głową w skałę...już myślałam, że...
- A-ale żyję.- Uśmiechnęłam się blado. Czułam, że na twarzy mam kolejną ranę. Szła od kawałka nosa znajdującego się między oczami do połowy lewego policzka.
W sumie, całkiem całkiem.
Kiedy się podniosłam, razem z Jeff ruszyłyśmy pomagać walczącym.
Jednak...walki nie było.
- Ile byłam nieprzytomna?- Zapytałam patrząc na stojącego nieruchomo stwora przed nami.
- Z minutę...?- Podrapała się z tyłu głowy z lekkim uśmieszkiem.- Jak Cię dziabnął, zniknął na jakiś czas. Przed chwilą go znaleźliśmy...
Obserwowałam jego szeroki uśmiech pokazujący rząd ostrych kłów. W pewnym momencie jego ciało zaczął wstrząsać śmiech wpierw cichy, jednak stopniowo robiący się coraz głośniejszy. W końcu słychać było echo jego głośnych śmiechów.
- A więc jednak...postanowiliście wrócić i to nie sami.- Z jego chudego gardła wyszedł chrypowaty, zdarty głos.- Pewnie już poznałaś moją tajemnicę, co?- Spojrzał centralnie na mnie.- Jednak zagadki nie rozwiązałaś, lub zrobiłaś to za późno. Szkoda- Ponownie się zaśmiał.
Zrobił dwa chwiejne kroki w naszą stronę, po czym ruszył na nas biegiem. Tuż przed nami skoczył i wylądował w środku szyku. Był cholernie szybki. Swoimi długimi pazurami wywrócił osoby wokół.
- Daj sobie spokój...- Powiedziała Jeff ni to do siebie, ni to do stwora idąc w stronę wroga.
- Czekaj co Ty...- Nie zdążyłam dokończyć, bo przyjaciółka przyspieszyła i osłoniła jednego z wywróconych przed atakiem pazurów z góry.
- Hą?- Mruknął stwór jakby z uznaniem.- Popełniłaś błąd.- Widząc ruch jego drugiej łapy ruszyłam na pomoc. Ku mojemu zdziwieniu wyminął moją katanę docierając do celu.
Jednak przez mój atak nie trafił jak chciał.
Z policzka Jeff zaczęła spływać krew. Na jej lewym policzku widniały trzy, głębokie szramy.
Zacisnęła zęby i odepchnęła jego pazury, które wciąż napierały na nią z góry.
- Czego stoicie? Chcecie umrzeć?- Wrzasnęła do oniemiałych osób otaczających nas.
- No, mnie dwa razy się tego nie powtarza.- Powiedział śpiewnie Klemens wymachując swoją piłą. Reszta również wreszcie się ocknęła.Potwór był cholernie szybki i inteligentny. W przeciwieństwie do reszty wrogów, zmieniał co chwila taktyki i schematy uderzeń. W dodatku jedyna możliwość zabicia go, to zmiażdżenie jego czaszki, co i tak było prawie niemożliwe przez to, że najdłuższy czas na jaki udało nam się go powalić, to jakiaś sekunda.
W pewnym momencie zaryczał, jakby coś go bolało, a zawsząd przybyło jeszcze 5 potworów.
Naukowcy.
Jednak na szczęście byli łatwi do załatwienia. Zabito ich w kilka minut.W końcu Klemens wpadł na pomysł.
- Skoro mi jest dane ciągłe ratowanie was, to co poradzić.- Westchnął i wyjął z plecaka...sprey.- Wziąłem na wszelki. I tak go nie lubię.- Mruknął i nim wróg spostrzegł z czym do niego podchodzi, już stanął w płomieniach.
- Dlaczego dopiero teraz?- Westchnęła Kat.
- Eheheh...zapomniałem o nim.- Powiedział zawstydzony.
Stwór jednak szybko się ocknął i cofnął się.
- Na to czekałam.- Powiedziała zadowolona Jeff i odbijając się od ściany i wymijając jakoś płomienie skoczyła na czaszkę potwora. Kiedy Klemens skończył swój atak, dziewczyna do nas wracała. Na prawym oku jednak miała ranę. Konkretniej, szła ona od brwi, kończąc się na kości policzkowej. Nie uszkodził jednak oka.
- W porządku?- Zapytałam patrząc na jej rany.
- Ta, żyję.- Mruknęła.
- Siadaj. Muszę Cię opatrzeć.- Odstawiłam Jeff na bok i przymusiłam do tego, by usiadła. Na jej twarzy widziałam niechęć. Idźcie przodem.- Zwróciłam się do reszty ignorując minę przyjaciółki.
- Macie dla nas jeszcze jakieś niespodzianki?- Zapytał wkurzony głównodowodzący.- Mieliście oczyścić teren.
- Lista, którą porównywaliśmy liczbę wrogów była niekompletna, poza tym jak sam widziałeś, nasz wróg w przeciwieństwie do jego podwładnych miał w sobie na tyle rozumu, by móc mówić, choć z trudem, co nie udawało się pozostałym. Był więc na tyle inteligentny, by móc się ukryć. Patrząc na to, co było zapisane w dzienniku, nie powinno być ich więcej.- Powiedziałam. Mamrocząc coś pod nosem staruszek odszedł z resztą grupy.- Zostałyśmy same.- Westchnęłam wyciągając opatrunki.
- Wiesz, że możesz mi tego oszczędzić...- Mruknęła.
- O nie! Ty nakleiłaś mi jakiś wielki plaster na moją ranę, więc ja zrobię to samo Tobie.- Powiedziałan pokazując jej język. Zaśmiała cicho.- W dodatku nie chcę, żeby Ci się coś wdało.
- Pffff.
- Ładnie go załatwiłaś.- Powiedziałam i kiwnęłam głową w stronę ciała stwora.
- Każdy mógł to zrobić...
- Ale zrobiłaś to Ty. Kocie.
- Kocie...Kiedy skończyłam, Jeff wyglądała nawet bardziej bajecznie niż ja. Przez resztę drogi szłam z głupkowatym uśmieszkiem spoglądając na nią co chwila.
Uśmiechała się razem ze mną.