Rozdział 5

847 65 7
                                    

Po przebudzeniu wyglądałam gorzej niż zwykle. Przez to, że nie zmyłam makijażu moja skóra uporczywie piekła. Umyłam twarz i nałożyłam na nią krem nawilżający. Oczywiście nie mogłam się dziś umalować, bo moja skóra nie zniosła by tego. Wyprostowałam włosy. Po ostatniej akcji z białowłosym...z Jack'iem nie zamierzałam ryzykować. Wpięłam w nie małą spinkę w kształcie kwiatka nieokreślonego gatunku. Potem zbiegłam po schodach na dół. Anki nie było. Pojechała na wycieczkę razem z Punzie. Przywitałam się szybko z przybranymi rodzicami i wyszłam do szkoły.
Zanim weszłam na teren mojej szkoły średniej zastałam rozmawiających Astrid i Czkawkę. Chłopak mojej przyjaciółki nie chodził do naszej szkoły. Uczęszczał do czegoś w stylu: "szkoła dla kujonów". Ale i tak był fajny. Jak na kujona oczywiście.
-Jak długo już tak się miziają?-powiedziała Merida, która pojawiła się nagle przede mną.
-Och, daj spokój-powiedziałam z rozbawieniem.-Nawet się jeszcze nie przytulili.
-Może i nie, ale dosłownie zjadają się wzrokiem.
W tym momencie zakochana para przytuliła się, na co Merida wydała z siebie jęk zażenowania. Potem Czkawka pocałował jeszcze Astrid w policzek i poszedł.
-No dobra.-znów wtrąciła się Merida.-Astrid, chodź Mam dość tej waszej "miłości".
Zaśmiałam się i ruszyłam za dziewczynami. Po prawej stronie budynku ujrzałam Jack'a. Uśmiechał się odrobinę, a jego twarz zasłaniały mu te jego białe włosy. Ręce założył na piersi i spoglądał na mnie. Muszę przyznać-wyglądał seksownie, ale to i tak nie miało nic do tego, że był dupkiem. Uniosłam pytająco brwi. Nie odpowiedział i nie podszedł. Odetchnęłam, przybrałam zimny wyraz twarzy i weszłam do szkoły.
Lekcje mijały szybko. Nie było żadnych afer, niespodziewanych kartkówek, czy zmian. Aż nadeszła pora lunchu. Sprawdziłam mój plan lekcji. Wkroczyłam do stołówki i dostałam zawału. Po tej przerwie miały się odbyć zajęcia artystyczne plastyczne. Zawsze wszystkie prace malowała mi Punzie. Ale ja nie miałam żadnej pracy. Rzuciłam torbę obok dziewczyn i ciężko opadłam.
-Co jest?-spytała Merida przeżuwając sałatkę.
-Jestem udupiona.-jęknęłam.
-Aha, spoko. To może...no wiesz podaj nam jakieś szczegóły, co?
-Dziś środa-powiedziałam spokojnie i zamknęłam oczy.-Pani Pillow, tak, ta z plastyki czeka na moją pracę zaliczeniową! Ale ja jej nie mam, bo nie ma Roszpunki! Muszę zaliczyć ten przedmiot! Muszę!
Kiedy tylko to powiedziałam przede mną usiadł Jack. Gdybym nie była tak wściekła i zrozpaczona byłabym zaskoczona, ale teraz jego obecność wydawała się zbędna.
-Co jest, słońce?-spytał, jak gdyby nigdy nic. Dziewczynom opadły szczęki. Widziałam jak wyciągają komórki, ale tylko odwróciłam się do nich i syknęłam:
-Ani. Mi. Się. WAŻCIE!-potem odwróciłam się do chłopaka.-Właśnie opowiadałam moim drogim przyjaciółką, jak to właśnie kończy mi się życie.
Jack przekręcił głowę, a jego włosy poruszyły się i opadły na czoło. Uśmiechnął się, jakbym powiedziała coś śmiesznego.
-Co takiego?-rzekł.
-Kojarzysz panią Pillow?
-To ta rozwrzeszczana stara babka z fryzurą na bocianie gniazdo?-powiedział, a kiedy przytaknęłam dodał-Ciężko żebym jej nie kojarzył. Co z nią nie tak?
-Właśnie...-dopiero teraz dotarło do mnie, co się właściwie dzieje. Przysiada się do mnie chłopak, nazywa mnie skarbem, a potem rozmawia ze mną jak z kumpelą. Czułam, że Anka będzie wniebowzięta. Pokręciłam głową i kontynuowałam rozmowę.-Miałam oddać jej pracę zaliczeniową na dziś, ale...
-Czekaj, czekaj, czekaj...-powiedział i podniósł rękę.-Jest początek roku. Praca zaliczeniowa?
-Och...To długa historia.
-Mam czas....
-Ale ja go nie mam!-krzyknęłam, może ciut za głośno. Zamknęłam oczy i odetchnęłam.-Jestem tutaj tylko dla muzyki. Plastyka to jedyne, co mi w życiu nie wychodzi. Dlatego moja kuzynka-Roszpunka wykonuje za mnie wszystkie prace. Oczywiście pani Pillow doskonale o tym wie i powiedziała, że zaliczy mi przedmiot dużo wcześniej, jeżeli wykonam jej pracę dodatkową. Ale ja jej nie mam. I będę musiała się męczyć do końca roku.
Spoglądaliśmy przez chwilę na siebie. Jego intensywnie błękitne oczy przyciągały mnie i nie chciały puścić. To było nawet...przyjemne. Gapiłabym się tak dalej, gdyby nie to, ze mrugnął i przerwał kontakt wzrokowy.
-Pomogę ci.-powiedział.
-Że jak?-uniosłam brwi.-Ty...umiesz rysować?
-Nie, ale jestem w miarę sprytny. Wstań.-rozkazał. Nie chciałam uciekać się do podstępu, ale może to było jedyne wyjście? Spojrzałam na niego jeszcze raz. Wydawało mi się, że wie, co robi. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Potem przybliżył się do mnie.
-Zobaczymy, czy jesteś dobrą aktorką-wyszeptał muskając wargami moje ucho. Przeszedł mnie dreszcz.-Udawaj bezsilną.
Nawet nie spostrzegłam się kiedy złapał mnie w pasie i zaczął nieść.
-O Boże!-krzyczał, jakby naprawdę coś się stało.-Niech mi ktoś pomoże. Błagam!
Chciało mi się śmieć, ale zachowałam powagę. Zamknęłam oczy i rozluźniłam mięśnie. Gdyby nie to, że właśnie odgrywaliśmy niezłe przeznaczenie, mogłabym uznać to za przyjemne. Takie noszenie na rękach. W tym krótkim czasie mogłam wyczuć jego zapach-świeży i zimny. Dokładnie taki do niego pasował.
Poczułam, jak kładzie mnie na czymś miękkim. A potem słuchałam co mówi.
-Proszę pani, z Elsą dzieje się coś niedobrego. Myślę, ze to może być permanentne zmęczenie! Moja kochana Elsa cały czas się uczy. Cały czas siedzi w książkach. To nie do pomyślenia!
Pielęgniarka podeszła do mnie i zaczęła badać. Dotykała moje czoło, brzuch, badała odruchy. W końcu wstała i powiedziała do Jack'a:
-Elsa ma obniżoną temperaturę ciała. Poza tym to faktycznie może być zmęczenie. Najlepiej będzie, jeżeli pójdzie do domu.
-Nie...-powiedziałam jak najsłabiej umiałam.-Ja muszę zostać w szkole.
Pielęgniarka zdjęła rękawiczki i oparła się o blat biurka.
-I co ja mam z wami zrobić?-odetchnęła.-No dobrze. Teraz muszę wyjść na zajęcia, więc gabinet będzie wolny. Możesz tu zostać, Elso. Odpocznij i poczujesz się lepiej. Wszystkie szafki są zamknięte, klucz trzyma pan dyrektor, więc nawet nie próbujcie niczego zabrać.
Potem zadzwonił dzwonek, a ona wyszła zamykając nas.
-Już poszła.-powiedział Jack siadając na krześle obok mnie.
-Zwariowałeś.-powiedziałam i głęboko odetchnęłam.
-Może...-odpowiedział.-Na twoim punkcie na pewno.
Roześmiałam się. Jego "plan" się udał. Byłam spokojna. Ale wiedziałam, że Ania już wie o nim i o mnie. W domu nie da mi żyć.
-Chodź ze mną na randkę.-powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Co?
-No...chodź ze mną na randkę.
-Okej, teraz już wiem, ze zwariowałeś. Pielęgniarka to się przyda, ale nie mnie, a tobie.
-Ej, pomogłem ci. Chcę mieć coś w zamian. Mógłbym poprosić o kasę, przysługę, ale proszę tylko o spotkanie. Nie uważasz, że to dobry układ?
Spojrzałam na niego. Dlaczego ten koleś tak się na mnie uwziął? Nie słyszał pogłosek o mnie?
-Jeżeli to Ania kazała ci się ze mną umówić, to daj sobie spokój. Naprawdę.
-Elsa, nie wiem, kim jest ta twoja "Ania" i nie wiem dlaczego uważasz, ze mnie na ciebie nasłała. Po prostu...chcę się z tobą spotkać. To wszystko. Obiecuję, jedna randka i dam sobie spokój.
Zamrugałam kilka razy. Nie rozgryzłam go na tyle, żeby wiedzieć, jaki ma w tym cel, ale co mogłam zrobić? Musiałam się zgodzić. Nie chciałam więcej słuchać, jaka to jestem beznadziejna z jego ust.
-No dobrze.-rzekłam na co on uśmiechnął się szeroko.
-Świetnie-powiedział i podszedł do okna. Następnie je otworzył.-Będę po ciebie w piątek o 18.00.
A potem skoczył. Wyskoczył z okna. Co prawda nie byliśmy wysoko, ale i tak mógł sobie coś zrobić. Podleciałam do okna i wyjrzałam przez nie. Nigdzie go nie było. Nie wiedziałam co zrobił, ale i tak to było ryzykowne.
Po skończonych lekcjach, z czego dwa ostatnie było wuefy, byłam przeżuta i wypluta. Weszłam do domu bezszelestnie z zamiarem wpełznięcia do łóżka i zostania tam przez resztę dnia. Moje zamiary nie miały sensu, ponieważ miałam siostrę, która...
-O!M!G!-krzyknęła mi do ucha, kiedy skoczyła na mnie.-Elsa! Elsa! Elsa! ELSA!!! Słyszałam! Wiem! O matko! Ty...
-Anka!-zaczęłam ściągać swoją rozbrykaną siostrę z mojej szyi.-Zabijesz mnie zaraz! Spokój!
-Okej...Słyszałam, że pożerałaś się wzrokiem z jakimś ciachem! I że Astrid i Czkawka to przy was był pikuś! Elsa, gadaj, kto to jest, skąd go znasz i kiedy wybierasz się z nim na randkę!!!
Jakby czytała w moich myślach.
-Po. Kolei. Jestem wykończona, dlatego ty mi zrobisz kawę, a ja opowiem ci o co chodzi z tym kolesiem, okej?
-Jasne! Już lecę!
Udałam się do pokoju, gdzie przebrałam się w coś wygodniejszego. Zanim zdążyłam wpełznąć do łóżka w drzwiach stanęła Anka.
-Okej, kawa gotowa! A teraz gadaj!
-To Jack. I nie, nie jest moim chłopakiem. To ten sam, od którego dostaje dawkę krytyki. I nie, nie zakochałam się. A niósł mnie tylko dlatego, że potrzebowałam pomocy. I wcale nie pożerałam go wzrokiem!
-Słyszałam, że ty go nie pożerałaś, a dosłownie połykałaś go wzrokiem. I on ciebie też. Mniejsza. Umówiliście się na randkę?
Skłamać czy powiedzieć prawdę?
-Nie-wybrałam pierwszą opcje, ale nie zagłębiałam się w temat.
-Och...spokojnie, jeszcze cię zaprosi.
"Nawet nie wiesz jak szybko"-pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.

All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz