Rozdział 24

390 35 4
                                    

  Leżałam w swoim pokoju na swoim łóżku. Uśmiechałam się sama do siebie. Wiedziałam, że już za kilka minut ma przyjść Jack. Przewróciłam się na bok i spojrzałam w okno. Stał tam. Osłonięty kapturem, mój Jack. Otworzyłam niemal natychmiastowo okno, a on wpił się zachłannie w moje usta. Odsłoniłam mu kaptur i wplotłam palce w jego cudowne włosy. Odsunęłam się od niego odrobinę i zaśmiałam się, na co on uśmiechnął się szeroko. Był tu. Mój Jack.
Chwilę potem leżeliśmy na łóżku. On obejmował mnie w tali tak, bym była jak najbliżej jego, a ja głaskałam go po twarzy. Mogłabym zostać w takiej pozycji przez całe życie. Przez wieczność. Ale on miał inne plany. Wstał z łóżka i podszedł do mojego biurka. Otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej nóż. Miałam dwa pytania: Skąd wziął się tam nóż? i Po co mu on?. Jack wyszedł bezceremonialnie z pokoju. Wstałam mozolnie z łóżka i wyszłam z pokoju. Drzwi do pokoju Ani były otwarte, więc postanowiłam tam zajrzeć. Weszłam do pokoju i doznałam szoku. Na łóżku leżało bezwładnie ciało mojej siostry. Całe we krwi. Z okropnymi ranami na całym ciele. A obok niej stał uśmiechnięty Jack. Podbiegłam do niej jak najszybciej mogłam i przytuliłam jej wątłe, martwe ciało. Moja mała siostrzyczka...Załkałam żałośnie czując, jak jej krew spływa mnie między palcami. Spojrzałam w bok. Jack stał tam nadal uśmiechnięty. Zamachnął się, a ja poczułam, jak ostrze noża wbija się w moje plecy.
Zerwałam się gwałtownie. Ciało mojej małej siostrzyczki zniknęło z moich rąk. TO był tylko sen. Tylko przerażający koszmar. Starałam się unormować oddech. Po moich policzkach spływały łzy, które wysychały w zastraszającym tempie. Powietrze było suche, co wcale nie pozwalało mi oddychać wolniej. Rozejrzałam się dookoła. Chciałam dojrzeć, gdzie jestem. Na marne. Wszystko spowijała ciemność, która napawała mnie strachem. I wtedy go dojrzałam. To było niemożliwe, żeby widać go było w tej ciemności, ale on był jak najgorsza i najciemniejsza czerń na ziemi. Dumny i mroczny.
-Nareszcie się obudziłaś.-powiedział zbyt entuzjastycznie Mrok. Nie zamierzałam leżeć bezczynnie. Wstałam i od razu zaatakowałam jednak...nic się nie stało. Nie powstała ani jedna śnieżynka. Spróbowałam jeszcze raz i znów nie stało się nic. Spojrzałam na niego pytająco, a on zaczął się śmiać.-Działa!-krzyknął jakby sam do siebie, a potem podszedł bliżej mnie.-Słońce, widzisz, doskonale wiem jak działa twoja moc. A jaka jest najszybsza droga żeby zablokować twoją moc? Pozbawić wilgotności! I widzisz, pomieszczenie w którym jesteśmy jest stale jej pozbawiane. Pozostaje jej tu tylko tyle, by wystarczyć ci do życia.
-Po co tu jestem?-spytałam, bo nie miałam innego wyjścia.
-Chcę byś porzuciła tego dzieciaka.
-Kogo?
-Jack'a. Posłuchaj, on nie bawi się w długotrwałe związki. Pobawi się i rzuci. Nie chcę, żebyś cierpiała.
-Nie porzuci mnie, bo mnie kocha-syknęłam przez zaciśnięte zęby i ruszyłam do niego z pięściami. Niewiele mogłam mu tym zrobić, ale byłam tak zdesperowana, że nie myślałam logicznie.
-Rozczarowujące-powiedział jak gdyby nigdy nic i zniknął.
Przychodził tak każdego dnia. A przynajmniej tak mi się wydawało, że każdego, ponieważ nie mogłam liczyć czasu.
Prosił bym rzekła się uczuć do Jack'a. Mówił, ze bez niego, będzie mi lepiej. Będę szczęśliwsza.
Pokazywał mi straszne wizje. Wizje Jack'a i Ani razem. Wyśmiewających się ze mnie. Ale to były tylko jego wizje. Nie uwierzyłam w żadne jego słowo.
Dopóki nie ujrzałam na własne oczy.
Siedziałam jak zwykle w swojej celi. Nogi podkuliłam, objęłam je ramionami, a głowę umieściłam na kolanach. "Powinien zaraz przyjść"-pomyślałam. Ale nie nadchodził. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest. Przecież zawsze przychodził, by mnie gnębić. Ale zamiast niego w pomieszczeniu pojawiła się kobieta. Mroczna kobieta z pustymi oczami i ciemną, opadłą skórą. Obeszła mnie dookoła, stanęła z tyłu i objęła mnie. Poczułam nieprzyjemne "rwanie" na całej skórze, a już po chwili stałam przed Mrokiem, który zakładał mi kajdanki. Nie rozumiałam co się do cholery działo?! Wtedy Mrok odsłonił mi widok i ujrzałam go.
Stał tam, wyraźnie zmęczony. Jego skóra, nigdy nie była tak blada jak była w tamtym momencie. Oczy stały się matowe, pozbawione swojego radosnego blasku, napełnione smutkiem i złością.
Jack. Przyszedł by mnie uratować. Chciałam do niego podejść. Przytulić się do niego. Objąć i nigdy nie puszczać. A wtedy on się odezwał głosem pustym i beznamiętnym, chociaż zabarwionym złością.
-Jak mogłaś? Nie chce cię znać!-krzyknął i odleciał. Tak po prostu. Miał mnie na wyciągnięcie ręki i po prostu mnie zostawił. DO moich oczu napłynęły łzy.
-Och..-cmoknął Mrok stojący tuż obok mnie.-Mówiłem, ze tak będzie. Ale ty nie chciałaś mnie słuchać, słońce.
-NIE NAZYWAJ MNIE TAK!-wrzasnęłam.
-Dobrze. Już nigdy więcej tak do ciebie nie powiem.-rzekł z nutą szczęśliwości w głosie, a potem znów poczułam "rozrywanie" skóry, a po chwili byłam w swojej celi, gdzie zaniosłam się głośnym płaczem.


CHCĘ  WAM SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ, ZA 1K WYŚWIETLEŃ. 

JESTEŚCIE WSPAIAŁE. 

KOCHAM <3 

All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz