Czas mijał. Spędzałam z Jack'iem dużo czasu. Zaczęłam się do niego nie tylko przyzwyczajać. Zaczynałam czuć się przy nim tak swobodnie, jak przy Peterze...
Peter był moją pierwszą miłością. Pierwszą prawdziwą. Kochałam go bardziej niż jakiegokolwiek człowieka na ziemi. Traktowałam go jak moją przyszłość. Był mój. A ja byłam jego. A potem wypadek. Amnezja. Wszystko zostało zniszczone przez moją samolubność.
Nie miałam się nigdy więcej z nikim wiązać. Nie na stałe. Ale odkąd pojawił się Jack...wszystko się zmieniło. Kiedy był przy mnie czułam motyle w brzuchu. Kiedy dotykał czułam zimno. Coś, czego nie czułam nigdy. Z nikim. Nie wiedziałam, czy to coś znaczy. Jak bardzo to moja wina.
Ale działo się coś niedobrego. Kiedy z nim byłam wydawał się zamyślony. Smutny. Przygnębiony. Martwiłam się, że coś działo się w jego rodzinie. Coś niedobrego. Ale nie pytałam. Wiedziałam, że i tak by mi nie odpowiedział.
Była sobota. Leżałam na łóżku i czytałam książkę. Jack był u rodziny, zresztą tak jak w każdy weekend, więc nigdzie się dziś nie wybierałam. Anka poszła na imprezę z Punzie. Wysłałam z nimi jeszcze Meridę, bo z nią na pewno nic by się im nie stało. Wiedziałam, że moja siostra idzie tam tylko dla Kristoffa. Ostatnio mówiła tylko o nim.
Zamknęłam książkę i potarłam wewnętrzne kąciki oczu. Postanowiłam, że pójdę spać. To nie tak, że było późno, ale i tak nie miałam co robić. Wstałam z łóżka, żeby iść po piżamę, kiedy zabrzmiała moja komórka.
Odblokowałam ją natychmiast. Spodziewałam się, że to Anka. Ale to nie była ona. Napisał do mnie Jack, co było dziwne, bo jeszcze nigdy tego nie robił. Odblokowałam szybko telefon.
"Spotkaj się ze mną"
I tyle?
"Okej"-odpisałam.
O co chodziło. Najpierw do mnie pisze, a potem chce się spotkać? W WEEKEND? Coś było bardzo nie tak.
Odpowiedź przyszła niemal za chwilę.
"Będę za 15 minut."
CO?! Był w mieście?! Nie...nie rozumiałam, co się dzieje? On...powinien być u rodziny. CO tu robił?
Podeszłam do szafy. Nie po piżamę. Po coś...normalnego. Musiałam się też umalować i uczesać. I miałam na wszystko 15 minut.
Wyciągnęłam z szafy szarą koszulkę na ramiączkach ze zwisającymi falbanami i czarne leginsy. Przebrałam się jak najszybciej umiałam. Nie miałam czasu na pełny makijaż, dlatego umalowałam tylko rzęsy i nałożyłam na usta różową, matową szminkę. Ubrałam jeszcze naszyjnik z ciemną zawieszką i bransoletkę do kompletu.
Włosy wyprostowałam i spięłam po bokach. Wyglądałam...w miarę. Tym bardziej, że wyrobiłam się w 15 minut. Złapałam za telefon i ruszyłam na dół. Założyłam wygodne baleriny, złapałam skórzaną kurtkę i wtedy rozległ się dzwonek. Jack. Otworzyłam drzwi z uśmiechem.-Hej-powiedziałam radośnie.
-Przejdziemy się?-spytał tylko, a kiedy przytaknęłam złapał mnie za rękę i ruszył przed siebie.
Przez kilka minut szliśmy w milczeniu. Patrzyłam na nasze splecione palce. Żadnych wyjaśnień. Musiałam dowiedzieć się, co się z nim dzieje.
-Jack?-spytałam niepewnie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, jakby dopiero zauważył, że tam byłam.-Dlaczego nie jesteś u rodziny? Coś....coś nie tak?
-Nie.-powiedział natychmiast.-Nie potrzebowali mnie dziś. Postanowiłam, że wybierzemy się na spacer.
-Okej...Ale...
-Ciii...chodź, chcę ci coś pokazać.
I zaczął się wygłupiać. W jednej chwili się nie odzywa, a w drugiej skacze po drzewach. Gdyby nie był facetem posądziłabym go o okres. Ale jednak to nie wchodziło w grę. Roześmiałam się, kiedy stanął przy latarni i udawał....panią lekkich obyczajów. Odciągnęłam go, bo ludzie zaczęli się gapić. Przez te kilka sekund już widziałam wzrok dwóch dziewczyn wpatrzonych w MOJEGO Jack'a. On też się zaśmiał i wrócił do wygłupów.
Kiedy miasto się skończyło, a drzewa stały się wyższe znów znalazł się przy mnie.
-Co robiłaś?-spytał nagle.-Słońce, założę się, że czytałaś te swoje książki.
-Co?-spytałam głupkowato.
-Zanim po ciebie przyszedłem? Co robiłaś?
-Masz rację. Czytałam.-uśmiechnęłam się.
-Wiedziałem.-uśmiechnął się triumfalnie i splótł nasze palce.
-Jestem aż taka przewidywalna?
Parsknął w odpowiedzi, na co ja się oburzyłam.
-Co?!-spytałam.
-Wczoraj ględziłaś mi o tej książce cały czas. Mam wgląd na całą fabułę, a nawet nie przeczytałam tego opisu książki.
-To się nazywa blurb.
-Co?
-Blurb. Ten opis z tyłu książki tak się nazywa.
-Zawsze jesteś taka mądra?
-Zawsze jesteś taki niedoedukowany?
-Zawsze używasz słów, których nie rozumiem?
-Zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie?
-Zawsze jesteś taka wścibska?
-Zawsze musisz wszystko wiedzieć?
-Zawsze...-zawiesił się. Wygrałam. Uśmiechnęłam się.
Zwróciłam wzrok przed siebie.
-Hej, ja znam to miejsce-powiedziałam. To tu zostawił mnie kiedyś Jack.
-Tak. Znasz je. Wtedy...-speszył się.-nie dokończyłem czegoś. Chodź.
Pociągał mnie w stronę jakichś krzaków. Okej, ufałam mu, ale nie chciałam się nimi zranić. Stanęłam gwałtownie.
-Elsa?-spojrzał na mnie pytająco. Odetchnął i pogłaskał mnie po policzku.-Zamknij oczy.
Spojrzałam na niego. Nie wyglądał na psychopatę zaciągającą obce panienki w krzaki. Jego oczy hipnotyzowały i mówiły "Zamknij oczy. Zamknij oczy". Zamrugałam kilka razy i wykonałam polecenie. Poczułam, że jack znów mnie ciągnie do przodu. Oczekiwałam, że poczuję jakieś gałęzie i krzaki. Tymczasem nie czułam nic. Zupełnie jakbym szła po asfalcie. Nie było dołów, kamieni. Niczego.
Nagle stanęliśmy.
-Otwórz oczy.-powiedział. Był tak blisko mnie. Czułam jego oddech. Przeszedł mnie dreszcz.
Podniosłam powieki. Staliśmy na środku niewielkiej polanki. Wokół rozciągały się różnorodne drzewa. Po lewej stronie natomiast znajdowało się jeziorko. Nie było ogromne, ale wydawało się głębokie. W tafli odbijał się księżyc.
-Wow...-ten widok zaparł mi dech w piersiach. Obróciłam się i ujrzałam Jack'a leżącego na trawie i wpatrującego się w niebo. Położyłam się koło niego. Na niebie znajdowało się tyle gwiazd...Układały się w nieznane i znane mi konstelacje, które mogłam oglądać bez końca. Mogłabym tu zostać na zawsze. Zamrugałam i zobaczyłam, że Jack opiera się na łokciach i patrzy na mnie przenikliwie.
-Nie przeszkadzaj sobie-powiedział poważnie. Uśmiechnęłam się i wróciłam do oglądania gwiazd.
Zastanawiałam się, jak to jest latać. Czy widzi się wtedy gwiazdy bliżej? Czy księżyc uśmiecha się do ciebie, kiedy jesteś otulana przez wiatr? Od zawsze chciałam latać. To było moje marzenie, odkąd mama opowiedziała mi bajkę o Rosabelli. Była księżniczką o złotych oczach. Mieszkała w pięknym zamku otoczona przez miłość rodziców i poddanych. Pewnego dnia stanęła w oknie, uniosła ramiona i poleciała. Bajka dla dzieci, ale kochałam ją. Mama zawsze powtarzała mi, że jeżeli kiedyś będę chciała-polecę.
-Elsa?-z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka. Uniosłam się na łokciach tak jak on, by być z nim twarzą w twarz.
-Jack?-zapytałam naśladując jego głos.
W odpowiedzi złączył swoje wargi z moimi. Kochałam momenty, kiedy mnie całował. Pochylił mnie i chwilę potem leżałam już na trawie a on pochylał się nade mną. Całował mnie tak mocno i namiętnie, że zaczęłam zastanawiać się, czy coś jest nie tak. Moje myśli zostały rozwiane, kiedy jego ręka zjechała w stronę uda i znalazła się pod moją bluzką. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułam elektryzujące zimno. Wczepiłam swoje dłonie w jego włosy i jęknęłam kiedy jego ręka głaskała mnie po brzuchu. Znów zadrżałam, kiedy jego usta zaczęły tworzyć drogę w stronę obojczyka. Pocałował moje ramie i wrócił do ust.
Nagle odsunął się ode mnie jak oparzony.
-Jack?-spytałam zdezorientowana.
-Elsa...ja...ty....my...-jąkał się, wstał i zaczął chodzić w kółko.
-Jack. Co się dzieje? Dlaczego tak się zachowujesz? Czy...co jest nie tak?
Spojrzał na mnie. Wsadził dłonie do kieszeni.
-Nie mogę z tobą być-rzekł bez emocji.-Co?-chyba się przesłyszałam.-Co?
-Zrywam z tobą.
I to by było na tyle. Miałam wrażenie, że złapał za kij bejsbolowy i walnął mnie nim z całej siły, a ja rozsypałam się na miliony małych kawałeczków, których nie da się już posklejać. Zamrugałam i również wstałam. Nie rozumiałam co tu się właśnie stało. W jednej chwili leżeliśmy na trawie oddając się pocałunkom, a w drugiej on mówi, że mnie nie chce? Czułam, że ulatuje ze mnie powietrze, a wraz z nim wszystkie moje emocje.
Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie. W jego oczach malował się ból. Ale mnie nie chciał.Uśmiechnęłam się, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-W takim razie-zaczęłam.-żegnaj.
Wyszłam z tego miejsca pierwszym lepszym przejściem. Zaczęłam biec. Chciałam pozbyć się uczucia pustki, które we mnie wstąpiło. Zapomnieć o dzisiejszym dni. Upaść i płakać dopóki się nie odwodnię. Ale ja tylko biegłam. Płuca mnie piekły, a gardło zdawało się być zdarte. Ale ja biegłam.
Kiedy tylko przekroczyłam próg domu wbiegłam do swojego pokoju i zanurzyłam się w swoim łóżku. I dopiero teraz zaczęłam płakać. Zaczynało mi brakować powietrza, ale nie potrafiłam opanować łez płynących z moich oczu. Nie potrafiłam wymazać z pamięci jego twarzy kiedy mnie całował i dotykał. Ani zapomnieć momentu, kiedy mówił, że mnie nie chce.
CZYTASZ
All I want...Pov. Elsa ✔
FanfictionElsa Mare zu Pan, to obdarzona niezwykłą mocą siedemnastolatka. Swój dar uważa za przekleństwo i za wszelką cenę chce go ukryć. Skrywa tak wiele tajemnic, że nie sposób ich zliczyć. Ukrywa się. Nie ujawnia. Co się stanie, kiedy na jej drodze spotka...