Rozdział 18

571 46 4
                                    


  -Jeszcze jedno okrążenie!-krzyknął Jack. Nie wiem ile czasu już biegłam, ale miałam dość. Od rana biegałam wokół polany znajdującej się po drugiej stronie lasu. Wiedziałam, że trening nie będzie łatwy, ale moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa.
-Ja już nie daję rady!-wyjęczałam i zatrzymałam się, opierając ręce na kolanach. Kiedyś biegałam dość często, ale w pewnym momencie przestałam. Teraz, kiedy dyszałam i miałam ochotę zemdleć, żałowałam, że nie kontynuowałam. Kiedy moje oszalałe serce zatrzymało się uniosłam wzrok.
-Jack?-zawołałam, ale kiedy nie odpowiedział, ponowiłam okrzyk.-Jack!
Rozejrzałam się dookoła. Byłam sama po środku nicości. Zostawił mnie! Co za dupek! Tupnęłam nogą zdenerwowana. Nagle usłyszałam szelest. Obróciłam się gwałtownie w stronę dochodzącego dźwięku. Nie zobaczyłam nic. Dookoła mnie znajdował się ciemny las, pełen dzikich zwierząt, a ten idiota śmiał mnie zostawić!
Już miałam usiąść, kiedy usłyszałam krzyk. Prawie niedosłyszalny, cichy, ale bardzo wyraźny. Dźwięk, który pobudził mnie do działania.
-Elsa, uciekaj!
Wystarczyły dwa słowa, abym ruszyła biegiem w przeciwną stronę głosu Jack'a. Może powinnam mu pomóc, ale panika i strach przed Mrokiem sprawiły, że w moich żyłam popłynęła adrenalina, a ja zaczęłam pędzić przed siebie. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale kiedy usłyszałam, że ktoś biegnie za mną, biegłam jeszcze szybciej. Nie chciałam znów być złapana. Dopiero zaczęłam trenować. Nie byłam gotowa, by z nim walczyć.
Ktoś, kto mnie gonił był tuż za mną. Nie chciałam się poddać, ale nie miałam już więcej siły. Już chciałam się zatrzymać, kiedy poczułam czyjeś ręce na talii. Potknęłam się i upadłam na umięśnioną klatkę piersiową. Dopiero teraz zauważyłam, że miałam zamknięte oczy. Powoli otworzyłam je i...
Ujrzałam uśmiechniętą twarz Jack'a.
-Widzisz?-powiedział.-Mówiłem, że dasz radę.
W tym momencie coś we mnie pękło. Zmrużyłam oczy i zaczęłam okładać go pięściami.
-Ty dupku!-krzyczałam.-Wiesz jak się przestraszyłam?! Nigdy więcej nie rób czegoś takiego! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
Złapał mnie za nadgarstki i przewrócił nas tak, że teraz to ja leżałam pod nim.
-Muszę mieć stuprocentową pewność, że będziesz bezpieczna.-odgarnął kosmyk z mojego czoła. To muśnięcie jego palców sprawiło, że zniknęła złość.- A będziesz bezpieczna, jeżeli uciekniesz. Nie odstąpię cię na krok. Będę cię bronił, dopóki będę miał siły. Ale ty musisz uciec.
Przełknęłam głośno ślinę. Chciałam zignorować jego boski zapach, to, jak idealnie wygląda z tej perspektywy i jego słowa, ale nie potrafiłam. To było dla mnie zbyt dużo. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Ale kiedy spojrzał na moje usta i zaczął się do mnie zbliżać wszystko pękło jak bańka mydlana.
Odepchnęłam go i pośpiesznie wstałam. Spojrzał na mnie pytająco i już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przerwałam mu.
-Nie, Jack. Jeszcze nie...To koniec treningu? Jestem już zmęczona.
Włożył ręce do kieszeni i zacisnął usta.
-Na razie tak.-powiedział ze wzrokiem wbitym w ziemię.-Odpocznij, ale będziemy musieli jeszcze poćwiczyć panowanie nad twoją mocą.
Nawet nie spoglądając na mnie odleciał. Przewróciłam oczami. Znowu mnie zostawił! Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że byłam tuż obok domu. Uśmiechnęłam się z ulgą i natychmiast się do niego udałam.
Po powrocie wzięłam kąpiel, przebrałam się i zjadłam spóźnione śniadanie. Obiadem tego nie można było nazwać, bo było jeszcze dużo za wcześnie. Potem poszłam do salonu i usiadłam na kanapie, na której spał Jack. Zamknęłam oczy i zdałam się tylko na zmysł dotyku i zapachu. Pachniała nim. Jego świeżym, lekko miętowym zapachem, który nigdy go nie opuszcza. Była miła w dotyku. Przesuwałam dłońmi po jej siedzeniu wyobrażając sobie, że jeszcze kilka godzin temu leżał na niej chłopak. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Jak już skończysz obmacywać moją kanapę, możemy iść poćwiczyć...-powiedział Jack, który pojawił się znikąd. Otworzyłam gwałtownie oczy przestraszona. Poczułam, jak palą mnie policzki, ale nie zamierzałam dawać mu tej satysfakcji. Wstałam z kanapy i przeciągnęłam się.
-Idziemy-powiedziałam podchodząc do niego i udając, że teoretycznie nic się nie stało.-I wcale jej nie obmacywałam.-dodałam i wyszłam do korytarza po buty. Podążył za mną.-To gdzie idziemy?
-Nie wychodzimy z domu-stwierdził, a ja ściągnęłam buty. Trochę się zirytowałam, ale nie dałam tego po sobie poznać.
-No to co będziemy robić?
-Chodź-powiedział tylko i ruszyliśmy do salonu. Jack podszedł do kominka i przyglądał się przez chwilę figurkom. Potem zaczął dotykać każdej z nich, a ja zmarszczyłam brwi. Co on do cholery robi? Już miałam iść usiąść na kanapie, kiedy jego ręka spoczęła na kamieniu. Wtedy, tuż obok mnie na podłodze otworzył się właz i pojawiły się schody. Wpatrywałam się w nie zahipnotyzowana.
-Wiedziałem, że gdzieś to musi być.-powiedział jakby sam do siebie.
-Ukryte schody?-spojrzałam na niego z uniesioną brwią.-Serio?
-No co?-uśmiechnął się.-Element tajemniczości musi być.-Stanął przy przejściu i wystawił rękę-panie przodem.
Przewróciłam oczami, ale wykonałam polecenie. Po chwili byłam w dużym, drewnianym pomieszczeniu pełnym poduszek. Spojrzałam na Jack'a który jakby nigdy nic usiadł na jednej z nich. Zrobiłam to co on i usiadłam na przeciwko niego.
Czekałam, aż wyda jakieś polecenie, ale on tylko się mi przypatrywał.
-No co?-zapytałam z wyrzutem.
-Nie nic...-poruszył się i zatopił bardziej w poduszce.-Okej, wiesz po co tu jesteśmy?-pokręciłam głową na "nie"-Kiedyś Mrok zawładnął snami dzieci i sprawił, że dzieci przestały w nas wierzyć. Bo widzisz, naszym źródłem i siłą są dzieci i ich wiara. Bez niej stajemy się całkowicie bezsilni. Udało na się go powstrzymać i byliśmy niemal stuprocentowo pewni, że Mrok już nigdy więcej nie powróci. Ale North, to znaczy Mikołaj, jest przezorny. Na całym świecie kazał zbudować miejsca takie jak te-domy w pełni zaopatrzone w broń i pożywienie. Mówił, że jeżeli Czarny Pan wróci zdołamy ukryć dzieci i je obronić. Oczywiście my uważaliśmy to za brednie. No dobra, ja tak uważałem. Nie sądziłem, że takie miejsca się przydadzą.
Zaśmiałam się krótko. Cała opowieść była przerażająca a jednocześnie tak nieprawdopodobna, że aż śmieszna.
-Co cię śmieszy?-spytał i ściągnął brwi.
-Hmm...-udałam, że się zastanawiam.-jest kilka takich rzeczy. Na początek to, że Mikołaj ma na imię North. Po drugie...Czarny Pan? Serio? Coś jak Voldemort w Harrym Potterze?Widać, że koleś ma nierówno pod sufitem. No ale do rzeczy. Skoro byliście prawie pewni, że zniknął, to po co się pojawił? I czego chce ode mnie?
-Nie wiem. Nie wiem w jaki sposób wrócił i jak bardzo niebezpieczny jest. Dlatego zależy mi na twojej ochronie. Dopóki nie odkryjemy jego celów musisz nauczyć się bronić.
-No dobra, to co mam robić?
Uśmiechnął się wyzywająco.
-Na początek zacznijmy od czegoś prostego. Powtarzaj za mną.
Wyciągnął rękę przed siebie i stworzył malusieńką śnieżynkę. Obrócił ją kilkakrotnie wokół palców i sprawił, że zniknęła. Do tej pory nie byłam w stanie zrozumieć tego, że mamy takie same moce. Spojrzał na mnie jakby mówił: "Teraz ty".
Wyciągnęłam rękę przed siebie i spróbowałam odzwierciedlić jego ruch. Ku mojemu zirytowaniu, nie potrafiłam stworzyć tak niewielkiego przedmiotu. Jasne, potrafiłam tworzyć zabawki, ciuchy, buty, a nawet biżuterię, ale stworzenie czegoś tak małego było dla mnie nierealne.
-Jak to zrobiłeś?-spytałam podenerwowana.
-Jak to jak? Normalnie.To najprostsze ćwiczenie jakie zdołałem wymyślić. No dobra, w takim razie sama pokaż, co potrafisz.
Wstałam i potarłam palce. Co ja mu miałam pokazać? Odetchnęłam głęboko. Machnęłam ręką wokół siebie. Moja koszulka w błyskawicznym tempie zmieniła się w błękitną bluzkę, a dżinsy-w zielone, połyskujące spodnie. Dotknęłam jeszcze swoich bosych stóp i zaraz pojawiły się na nich fioletowo-błękitne tenisówki. Uniosłam ręce, machnęłam palcami i moje włosy zamieniły się w skrupulatnie upiętą fryzurę z powpinanymi śnieżynkami. Przejechałam dłonią od ucha, w stronę szyi do drugiego ucha i zaraz miałam na sobie kolczyki i naszyjnik. Spojrzałam na Jack'a. Wpatrywał się we mnie z lekko otwartymi ustami. Po jego minie nie można było wywnioskować, czy o to mu chodziło, czy nie. Machnęłam szybko dłońmi i wszystko, co do tej pory stworzyłam zniknęło. '
-Potrafię jeszcze tak-powiedziałam, by wyrwać chłopaka z transu, w którym obecnie się znajdował. Obróciłam się do niego bokiem. Znów potarłam palce i machnęłam nimi do góry. Dwie poduszki, będące moim celem, podniosły się do góry. Kiwnęłam palcami, a poduszki szybko podleciały i spoczęły na moich rękach. Rzuciłam je pod swoje stopy i odwróciłam się do Jack'a. Usta miał całkowicie otwarte i patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Co?-wzruszyłam ramionami i usiadłam na poprzednim miejscu. Chłopak potrząsnął głową i uśmiechnął się.
-Nic, tylko...jak to zrobiłaś? Jak zmieniłaś kolor lodu? I jak sprawiłaś, że poduszki się poruszyły?
Odwróciłam wzrok.
-To...żeby to wiedzieć, musiałbyś poznać moją przeszłość. A...a ja chyba nie jestem na to gotowa.
Patrzyłam wszędzie, byle nie na niego. Chciałam mu zaufać, ale...ale nie potrafiłam. Oczekiwałam, że zacznie mi tłumaczyć, że mogę mu zaufać. Nie chciałam jednak by to zrobił, bo nie mogłam zaufać komuś na siłę. Zamknęłam oczy. Nie chciałam go zranić.
Niespodziewanie poczułam dotyk na swoich dłoniach. Uniosłam wzrok i napotkałam zatroskane spojrzenie chłopaka.
-Chodź, pokaże ci coś-powiedział tylko. Nie było długich wywodów i wyznań. Miałam ochotę dziękować mu za to. Wstałam i podążyłam za nim na górę. Nie puścił mojej ręki, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie było przyjemne. Byłam pewna, że mogłabym się do tego przyzwyczaić.
Wyszliśmy na zewnątrz. W pewnym momencie Jack zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Ponownie złapał mnie za rękę, którą musiał uwolnić na czas ubierania butów. Zmusiłam go, żeby też je ubrał, chodź upierał się przy tym, że ich nie potrzebuje. W końcu jednak wygrałam
-Obejmij mnie-powiedział kierując moje ręce na jego kark. Bóg mi świadkiem jak bardzo chciałam to teraz zrobić. Odsunęłam się jednak gwałtownie, a on uśmiechnął się uroczo.-Spokojnie. Chcę cię gdzieś zabrać, ale musimy tam polecieć.
Momentalnie wszystkie moje mięśnie się napięły.
-Po..polecieć?-wyjąkałam. Bałam się wysokości. Nigdy tego nie lubiłam i chociaż wizja lotu z Jack'iem była kusząca, nadal się tego bałam.
-Tak. Ale spokojnie. Obejmij mnie mocno i zamknij oczy. Obiecuję, że cię nie puszczę.
Jego obecność sprawiała, że naprawdę się uspokajałam. Zamrugałam kilka razy a potem objęłam go. Wziął mnie na ręce, a kiedy poczułam jak się unosimy, ścisnęłam go mocniej. Zaczął głaskać mnie po plecach. To sprawiło, że moje mięśnie się rozluźniły, a ja przetrwałam lot bez ataków paniki.
Kiedy wylądowaliśmy usłyszałam wesołe śmiechy dzieci. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się na jakiejś dzielnicy, na której dzieci wesoło ganiały. Jack, który stał tuż obok mnie, zagwizdał głośno. Wszystkie dzieci zatrzymały się gwałtownie i spojrzały w naszą stronę. Nagle zerwały się do biegu i rzuciły się na chłopaka.
-Jack! Jack!-krzyczały. Zaśmiałam się zastanawiając, jak wytrzymuje nacisk tylu, niewielkich co prawda, ciał.
-Dosyć dosyć!-śmiał się Jack powoli wstając.
-Jack, chodź pokażę ci moje rysunki dla ciebie!-zawołała jedna dziewczynka.
-Jack, Jack! Kiedy zrobisz zimę? Bo to na razie jest strasznie kiepskie.-zawtórował jej chłopczyk.
-No! Tylko błoto! I co nim się mamy rzucać?-oburzył się jakiś inny chłopiec.
-Zwariowałeś?! Mama by nas sprała, gdybyśmy wrócili ubrudzeni błotem.-szturchnęła go jakaś dziewczynka.
Przypatrywałam się tej scenie z uśmiechem. Jack znał te dzieci, a one znały jego. I uwielbiały go. Chłopak wstał i otrzepał się.
-Powoli, powoli!-powiedział, kiedy dzieci zaczęły zasypywać go kolejnymi pytaniami.-Chciałbym wam kogoś przedstawić. Cisza!
Dzieci spojrzały na mnie z zaciekawieniem i momentalnie ucichły.
-Moi drodzy-to jest Elsa, moja...przyjaciółka.
Dzieci zaczęły szeptać między sobą i chichotać. Uśmiechnęłam się i powiedziałam nieśmiałe "cześć".
-No dobra, idziemy lepić bałwana!-krzyknął Jack.-Kto pierwszy na górce, ten stawia ostatnią kulę!
Maluchy, jakby usłyszały rozkaz, od razu pobiegły w jedną stronę.
-Jamie, ty zaczekaj-powiedział cicho chłopak. Tak cicho, że ledwo ja byłam w stanie to dosłyszeć. Jeżeli powiedział to do jakiegoś dzieciaka, nie usłyszałby. Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy wszyscy zniknęli na środku został chłopak z brązową czupryną, wpatrujący się intensywnie we mnie.
-I tak bym został-powiedział.
-Jamie-to Elsa, Elsa-to Jamie.-przedstawił nas sobie Jack. Jamie podszedł do mnie. Kucnęłam i uścisnęłam mu rękę. Zaraz w moje ślady podążył Jack i też kucnął.-Elsa, kiedyś, zanim zostałem Strażnikiem, nie widziało mnie żadne dziecko-powiedział ze smutkiem.-Nikt mnie nie widział. To właśnie Jamie zobaczył mnie po raz pierwszy. Jako pierwszy we mnie uwierzył. Pomógł pokonać Mroka. I wierzył do końca.
Mówił to wszystko z wielką dumą. Uśmiechnęłam się na myśl o odwadze tej niewielkiej duszyczki.
-Nie słodź, nie słodź.-przewrócił oczami i otworzył jakiś zeszyt.
-No dobra, idziemy na górkę. Reszta pewnie tam czeka!-krzyknął Jack i pobiegł przed siebie. Ja nie zamierzałam biec, tym bardziej, że była obolała po porannym treningu. Szłam obok Jamie'go, który uparcie coś notował z swoim notatniku.
-Co tam tak zapisujesz, co?-spytałam, kiedy dotarliśmy w miejsce, gdzie bawiły się dzieci i Jack.
-Wszystko.-odpowiedział i usiadł pod drzewem, więc zrobiłam to samo.- Chcę wiedzieć jak to jest możliwie, że Jack panuje nad śniegiem. Kiedy już będę to wiedział, wynajdę maszynę, która sprawi, że też będę taki.
Uśmiechnęłam się, kiedy usłyszałam jak wielką wyobraźnię ma ten mądry chłopak. Mógł mieć jakieś 9-10 lat, ale wydawał się być dojrzały jak na swój wiek.
-Hm...Jack panuje nad śniegiem?-udałam, że o tym nie wiem.
-Nie udawaj, że o tym nie wiesz. Musiał ci o tym powiedzieć. Widziałem jak na ciebie patrzy.
Wydawał się...zazdrosny. Zazdrosny o mnie.
-No dobra, powiedział mi. Mogę ci zdradzić tajemnicę?
Uniósł głowę w ekscytacji. Pokiwał nią i czekał, aż powiem mu sekret. Nachyliłam się w jego stronę, wyciągnęłam rękę i potarłam palce. Machnęłam placami, wokół których zatańczyły śnieżynki. Chłopak wpatrywał się w to z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Wow...Masz taką samą moc jak on?!-krzyknął z ekscytacją w głosie. Zaraz jednak posmutniał tak bardzo, że sama straciłam humor.- Teraz będzie spędzał czas z tobą, prawda?
-Nie, dlaczego tak myślisz?
-Już dawno powinna być zima.-mruknął spuszczając wzrok.-Jak na razie nigdzie oprócz północy nie ma prawdziwej zimy. On już nas zostawia. Jeszcze trochę i w ogóle nie będzie chciał się z nami spotykać.
Uderzyły mnie jego słowa. Nie chciałam, żeby tak myślał, a już na pewno nie chciałam zabierać im przyjaciela.
-Jamie, nie zamierzam zabrać wam Jack'a. Nie przeżyłby bez was. Bez ciebie. To, że mam taką samą moc nie oznacza, że zabronię mu spotkań z tobą. Ale co do tej zimy to masz racje. Jest strasznie kitowa. Obiecuję, że od jutra każę Jack'owi zrobić najbardziej śnieżną zimę jaką zna ten świat.
Chłopak uśmiechnął się uroczo, a ja mu zawtórowałam. I nagle, ni stąd, ni zowąd przytulił mnie. Do oczu napłynęły mi łzy i objęłam go.
-Fajna jesteś-powiedział i pobiegł w stronę rozbieganych dzieci, które lepiły bałwana. Poczułam chęć bycia sama. Ruszyłam przed siebie.
Robiło się już ciemno, a zachodzące słońce sprawiało, że niebo przyjęło piękne kolorowe barwy. Myślałam na dzisiejszym dniem. Jack poznał mnie z Jamie'm. Pokazał mi swój skarb. Bo byłam pewna, że chłopak nim był. Miałam dość zgrywania tego, że nic do niego nie czuję. Chciałam móc normalni i bez skrępowania się do niego przytulić. Pragnęłam jego dotyku. I bardzo pragnęłam mu zaufać. I pierwszy raz miałam wrażenie, że mogłam. Wiedziałam, że to by oznaczało, że będę musiała cofnąć się do przeszłości, chodź przysięgłam sobie, ze tego nie zrobię. Ale miałam wrażenie, że przy nim mogę to zrobić. On dawał mi na to nieme pozwolenie. Przystanęłam wpatrując się w zachodzące słońce. Oddychałam głęboko i podejmowałam decyzje.
Nagle poczułam, jak ktoś obraca mnie błyskawicznie i przytula mocno. Wiedziałam, że to Jack, ponieważ wyczułam jego zapach. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, kiedy głaskał mnie uspokajająco po włosach.
-Nigdy więcej tak nie rób-wyszeptał w moje włosy.-Martwiłem się. Bardzo. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
Przejął się mną. Wdychałam jego zapach i podjęłam decyzję. Zaufam mu.
-Chodźmy do domu-szepnęłam nie odrywając się od niego i oplatając jego szyję.-Chcę...chcę byś poznał moją przeszłość.
Kiedy uniósł się w górę nie bałam się już. Cieszyłam się tym, że jestem w jego ramionach. Ufałam mu.  

  Kocham was bardzo i dziękuję, za każde słowo, które po sobie zostawiacie! ;* ;* ;*    

All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz