Rozdział 19

525 44 7
                                    


  Kiedy dotarliśmy do domu od razu weszłam do sypialni. Pociągnęłam Jack'a za sobą i po chwili siedzieliśmy na łóżku. Zaczęłam zastanawiać się, czy to w ogóle dobry pomysł. Wątpliwości narastały, ale gdzieś podświadomie podjęłam decyzje. Wstałam na chwilę z łóżka i podeszłam do niewielkiego, fioletowego pudełka. Złapałam je i usiadłam z powrotem na moim miejscu.
-Chcę odpowiedzieć na każde twoje pytanie-wyszeptałam.-Ale...ale najpierw musisz poznać moją przeszłość.
Zacisnęłam dłonie. Nie wierzyłam, ze to mówię. Że mówię to akurat jemu. Moje gardło ścisnęło się i nie potrafiłam nic powiedzieć. Ale nie chciałam płakać. Jeszcze nie.
Otworzyłam wieczko. Wewnątrz znajdowała się cała moja przeszłość.
-Pochodzę z rodziny królewskiej. Królestwo moich-przełknęłam ślinę.-rodziców jest niewielkie i praktycznie nie ma go na żadnej mapie.
-Jesteś...księżniczką?
Uśmiechnęłam się na tę myśl i podałam mu zdjęcie moich rodziców.
-Nie. Już nie. Kiedy się urodziłam...byłam inna. Dziecko obdarzone niesamowitymi zdolnościami. Bałam się. Tak bardzo się siebie bałam...Mój tata nie był tylko królem. Ukończył wysokie studia fizyczne, matematyczne i wiele innych. Był niesamowicie mądrym. Wcześniej nie było mu to potrzebne, dopóki się nie urodziłam. Oszalał na moim punkcie. A przynajmniej tak mówiła mama. Kiedy byłam na tyle mała, żeby nie kontrolować mocy, pilnował, bym nie zrobiła sobie krzywdy. A potem narodziła się Ania.-uśmiechnęłam się na myśl o małej siostrzyczce.-Ale ona nie była taka jak ja. Była normalna. Wtedy musiałam nauczyć się to kontrolować. Żeby Anna była bezpieczna.
Zamknęłam oczy czując napływające łzy. Odetchnęłam głęboko i ponownie spojrzałam do wnętrza pudełka. Wyciągnęłam z niego gruby zeszyt ze skórzaną okładką.
-Mój tato...on...zapisywał wszystko co odkrył. Codziennie jedliśmy rano razem śniadanie, potem musiał zająć się państwem. Był idealnym królem. Miał czas dla każdego i starał się, by nikomu niczego nie brakowało. Ale kiedy nadchodziła godzina 18.00 nikt nie miał prawa mu przeszkadzać. Zabierał nas wtedy do swojego gabinetu. Ja czarowałam, a Ania z tatą wpatrywali się we mnie i wydawali rozkazy. Tak spędzaliśmy każde wieczory. To on wymyślił rękawiczki, dzięki którym moja moc była chroniona. Dzięki niemu potrafię zmieniać kolor lodu, to on nauczył mnie wszystkiego. Bez niego nie byłabym taka.
Spojrzałam w górę by pozbyć się łez.
-Ale przecież musiałam coś zepsuć, nie? Pewnej nocy Anka wyciągnęła mnie z łóżka. Zawsze tak robiła kiedy widziała zorzę. Zwykle bawiłyśmy się po cichu lalkami, albo rozmawiałyśmy. Ale tej nocy Ania zażyczyła sobie śniegu. A ja posłuchałam. W wyniku...mojej głupoty, dostała lodowym odłamkiem w głowę. Prawie ją zabiłam. Pojechaliśmy do jakiegoś miejsca. Nie wiedziałam, co to. Niewiele pamiętam. Ale doskonale pamiętam jak bardzo się bałam. Spodziewałam się tego, że mój tato każe mnie wygnać, albo...zabić. Dostałam tabletki. Zjedzenie jednej z nich sprawiało, że moja moc przez rok nie dawała o sobie znać. Było jednak ale. Codziennie musiałam uwalniać swoją moc. Chodziło o to, żeby nie nazbierał się nadmiar mocy. Na początku było łatwo. Nasze codzienne nawyki zmieniły się. Tato pilnował, żebym nie czuła się niekomfortowo, żebym nie akceptowała siebie. Zawsze przy śniadaniu wymyślał coraz to nowy powód. To, że jego herbata jest za gorąca i trzeba ją ochłodzić, to prośba o lodową biżuterię dla mamy. Lub o własny śnieg w domu. To był jedyny czas, w którym naprawdę byłam w pełni szczęśliwa. Ten...ten zeszyt...tam...tam jest wszystko o mojej mocy. Każdy element. Każdy aspekt.
Przerwałam na chwilę. Czytałam go tysiące razy za każdym razem płacząc, kiedy widziałam charakterystyczne pismo taty. Otworzyłam go na ostatniej zapisanej stronie. Mojej ulubionej stronie. Widniało na niej jedno zdanie. Dwa słowa, na które kiedyś patrzyłam cały czas. "Jesteś niesamowita" Cały dziennik zapisany był w bezokoliczniku. A ostanie zdanie było skierowane do mnie. Bo tylko rozumiałam ten dziennik. Kiedy zorientowałam się, że od dłuższego czasu się nie odzywam przełknęłam ślinę i kontynuowałam.
-Nie tylko to robił. Był niesamowicie inteligenty, więc to jasne, że byłam najlepsza w szkole. Umiałam wszystko ponad program, więc nie miałam problemów ze szkołą. Ale to dzięki niemu. Potrafił z nudnych zadań domowych stworzyć ciekawą lekcję. Chodziłam do zwykłego gimnazjum. Moja mama powiedziała, że nie chce, byśmy były z Anią zadufane w sobie. Poruszałyśmy się więc wśród naszych rówieśników. O wszystko zadbali...
Znów przerwałam. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Powiedzenie tego wszystkiego było trudne i co najmniej bolesne.
-Pewnego ranka oświadczyli, że muszą pilnie wyjechać. A właściwie wypłynąć. Do dziś nie wiem po co... Pożegnałyśmy się z nimi i...i tyle. Kilka godzin potem dostałyśmy wiadomość. Ich statek....zatonął...a oni...zginęli.
Nie mogłam powstrzymać już łez. Po moich policzkach popłynęło morze słonych łez. Nienawidziłam płakać. Słona ciecz wypływająca z moich oczu była oznaką słabości. Była cierpieniem i bólem spowodowanym nagłym przepływem wspomnień. Zamknęłam oczy nie chcąc pokazywać jak słaba jestem. Nie chciałam żeby mnie taką widział. Nie chciałam jego litości. Nagle poczułam zimno na ręce. Wiedziałam, że złapał mnie za dłoń. Nie litował się nade mną. On rozumiał. Powoli otworzyłam oczy i napotkałam jego wzrok. Jego oczy zachęcały mnie do mówienia. Uśmiechnęłam się słabo. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Płakałam. Dużo. W tym czasie tylko spałam i piłam. Nie jadłam, nie mówiłam, nie wstawałam. Tak było do pogrzebu. Nawet nie mogliśmy ich pochować. Sprowadziliśmy dwa duże kamienie. Postawiliśmy je obok siebie i podpisaliśmy je ich nazwiskami. Potem już nie płakałam. Mój umysł przysłoniła mgła. Stałam się cicha i apatyczna. Psychologowie nie mieli nic do gadania. Nie uczyłam się, bo wszystkiego nauczył mnie tata. Więc nadal byłam najlepsza, ale nie udzielałam się, nie byłam aktywna. Zaczęłam się zadawać z bandą chuliganów. Twierdzili, że byłam taka jak oni. Zrobiłam sobie tatuaż, przekułam wargę, uciekałam z lekcji...I wtedy pojawił się on. Wychodziłam ze szkoły i siedział na jednym z murków. Zawołał za mną, a ja się odwróciłam. Powiedział:"Dlaczego zadajesz się z tymi debilami?" I tak się zaczęło. Już nie spędzałam czasu z tamtą paczką. Przychodziłam do niego. Do Petera. Byliśmy jak Yin i Yang. Dopełnialiśmy się. Aż w końcu zostaliśmy parą. Był pierwszym...pierwszym, którego naprawdę kochałam. Zakochałam się w nim na zabój. Ale ja nie mogę być szczęśliwa. Nawet jeżeli tak mi się wydaje, to tak nie jest. Na Peter'a czyhała jedna laska-Victoria. Wysoka, ładna i mściwa. Zapewniał mnie, że jestem tylko ja. Mówił, że kiedyś się ożenimy, że będziemy mieli dwójkę dzieci, że będziemy mieszkać w dużym domu z ogrodem. Myślę...nie, jestem pewna, że mnie kochał. Kochał mnie tak jak ja kochałam jego. I...i pewnego dnia wszystko spieprzyłam. Widzieliśmy się wtedy ostatni raz. Zbliżało się gorące lato, a wtedy zawsze wyjeżdżałam. Nie chciał, żebym wyjeżdżała. Wiedział o mojej mocy, ale nie chciał się ze mną rozstawać. W końcu jednak pożegnałam się w nim i wyjechałam obiecując, że będę pisać i dzwonić. Ale nie odpisywał mi. Nie dzwonił. Nie dawał znaku życia. Byłam przerażona. Wiedziona strachem wróciłam wcześniej. A to co zobaczyłam, rozdarło mi serce. Na kolanach Petera siedziała Victoria. Całowali się, a on...wkładał jej rękę pod bluzkę. Podeszłam do niej i szarpnęłam ją za włosy. A on zaczął na mnie wrzeszczeć, żebym odwaliła się od jego dziewczyny. Zachowywał się jak nie on. Jego oczy były puste, pozbawione emocji, które kiedyś widziałam, kiedy na mnie patrzył. Czułam, jakby wyszarpał mi serce. Co mogłam zrobić? Upiłam się prawie do nieprzytomności. To był jeden jedyny raz, kiedy piłam alkohol. Byłam niepełnoletnia, ale musiałam to zrobić. Wróciłam do zamku schlana w środku nocy. Chciałam przemknąć niezauważalnie do swojej komnaty, ale natknęłam się na Ankę. Powiedziała:"Oni by tego nie chcieli". Wtedy ta mgła, która przez ten czas okrywała mój umysł, wyparowała. Pozostawiła mój umysł czysty. Nie spałam wtedy całą noc. Jakiś czas później dowiedziałam się, że Peter miał wypadek. Doznał długotrwałego zaniku pamięci, a ta Victoria to wykorzystała. Ta suka wmówiła mu, że jestem jego psychopatyczną fanką, a on zawsze kochał tylko ją. A to wszystko przeze mnie. Bo nie było mnie tam z nim. Od tamtego czasu obiecałam sobie, że żaden chłopak nie namiesza mi już w życiu. Ale było coraz gorzej. Nagle okazało się, że musimy oddać królestwo, bo nie mamy ukończone 18 lat. Przejął je jakiś biznesmen, którego nawet nie widziałam na oczy. Mnie i Anię adoptowała daleka rodzina. Niestety, ktoś taki jak ja nie zasługuje na miłość. Od początku traktowali moją siostrę jak ich dziecko. Ja byłam tylko dodatkiem. Wszystko w moim życiu było spieprzone. Przyjęłam więc zimny wyraz twarzy, zacisnęłam zęby i zaczęłam żyć od nowa. Dopóki nie pojawiłeś się ty.
Podniosłam wzrok. Nic nie mówił. Oddychał miarowo i mrugał. Na jego twarzy nie drgał żaden mięsień. Wyglądał jak posąg-idealny, majestatyczny, nieporuszony. Nie wiedziałam, czy powiedziałam to słusznie. W końcu...streściłam mu moje życie. Kiedy już miałam wstać i wyjść złapał mnie za dłonie i zaczął przesuwać po nimi kciukami.
-Elsa.-powiedział głosem, który przyprawił mnie o dreszcze. Dopiero teraz spostrzegłam, jak blisko siebie siedzimy. Poczułam, jak atmosfera między nami zgęstniała-Nie obwiniaj się o to wszystko. Nie skrzywdziłaś Ani celowo. Kochasz ją. Nie mogłabyś jej skrzywdzić. To nie twoja wina, że twoi rodzice nie żyją. To był wypadek. Jeden spośród milionów innych. Nie odpowiadasz za to. A to, że ten dupek cię porzucił-poczułam jak napina mięśnie.-jest tylko idiotom. Posłuchaj mnie, jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką w życiu spotkałem. A żyje już ponad 300 lat.-podniósł moje ręce i pocałował. Znów przeszedł mnie dreszcz.-Posłuchaj, chcę spróbować. Chcę byś dała mi drugą szansę. Obiecuję, że nie będziesz już nigdy przeze mnie płakać.
-A jeżeli ciebie też stracę?-szepnęłam, spuszczając głowę.
Złapał mój podbródek i uniósł do góry tak, bym na niego spojrzała.
-Nawet tak nie mów. Nie stracisz mnie, bo ja nie stracę ciebie. Kocham cię, Elso.-powiedział i złączył nasze wargi. Tak bardzo mi tego brakowało. Kiedy jego ręka poluźniła uścisk, podniosłam ręce,wplotłam je w jego włosy i pogłębiłam pocałunek. Nawet nie zauważyłam, jak Jack zgrabnie przesunął nas tak, że teraz wisiał nade mną.

-Brakowało mi tego-powiedział, kiedy oderwał się ode mnie, by nabrać powietrza.-Uwielbiam cię całować-pocałował mnie w kącik ust.-Uwielbiam twoje usta.-pocałował mnie w brodę.-Uwielbiam cię całą.
Jego usta zjechały na moją szyję, którą zaczął zachłannie całować. Zagryzłam wargę, ale z moich ust i tak wydobył się jęk rozkoszy. Ścieżką pocałunków wrócił do moich ust. Jego dłonie wjechały pod koszulkę i zaczęły łaskotać mój brzuch. Uśmiechnęłam się przy jego ustach. Ściągnął błyskawicznie moją bluzkę i odrzucił ją gdzieś w kąt, pozostawiając mnie w samym staniku. Nie spodobało mi się, że on nadal ma na sobie bluzę, więc błyskawicznie ją zdjęłam. Moim oczom ukazał się umięśniony tors, który pragnęłam dotknąć. On w tym czasie zaczął całować mój dekolt i brzuch zostawiając po sobie uczucie zimna. Spięłam się, kiedy jego ręce powędrowały na moje spodnie. Chciałam tego z nim, ale nie teraz. Chciałam być gotowa, a dopiero dałam mu szansę. Wydawało mi się, że to zauważył, bo powrócił do moich ust. Pocałował je delikatnie i czule. Oparł się o moje czoło tak, że stykaliśmy się nosami.
-Nie chcę się spieszyć-powiedział, dysząc.-Chcę, być była gotowa. Ale chcę tego.
-Proszę, śpij dziś ze mną-wyszeptałam. Zaśmiał się i pocałował w czoło. Odsunął się ode mnie na niewielką odległość. Zastanawiałam się, co on kombinuje, kiedy poczułam, jak wciąga na mnie niezwykle miękki materiał. Już po chwili miałam na sobie jego, za dużą na mnie, bluzę. Była przyjemna w dotyku i pachniała nim. Co sprawiło, ze od razu zrobiłam się senna. Poczułam jeszcze jak Jack przyciąga mnie do swojego nagiego torsu i odpłynęłam.  

All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz