-Gadać, gdzie ona jest?!
Cisza.
Uderzenie.
Jęk.
-Powiedz kochanie, gdzie ją do cholery wywiozłaś?! Gdzie ją schowałaś? Nie ukryjesz jej wiecznie. Znajdę ją.
Cisza.
Uderzenie.
Jęk.
-Zostaw ją! Zostaw ją, ona nic nie zrobiła! To był mój pomysł!
-NIE!!! Doskonale wiem, że to jej inwencja twórcza. I nie broń jej. Jest tylko zwykłą suką. A dopóki nie powie mi, gdzie ona jest, będzie traktowana jak suka.
Cisza.
Uderzenie.
Jęk.
Tego wieczoru wszystko wykonywałam niemal mechanicznie. Rozebrałam się, wykąpałam i położyłam do łóżka. Pierwszy raz nie ubrałam tradycyjnie sweterka, nie zrobiłam kakao, nie usiadłam na parapecie i nie wspominałam. Położyłam się do łóżka i zasnęłam. Nawet nie chodziło o zmęczenie. Chciałam zasnąć i nie musieć myśleć o tej całej sytuacji. Bo nie rozumiałam.
Obudził mnie zapach kawy. Odwróciłam się w stronę poduszki. Mogłam jeszcze zamknąć oczy i zasnąć choćby na kilka minut...Zaraz?! Kawa?!
Zerwałam się gwałtownie. Ktoś tu był. Złodziej? Morderca? Gwałciciel?
Co robił? Boże, robił kawę idiotko! Ale dlaczego złodziej miałby robić kawę w moim domu.
Założyłam długi szlafrok i powoli wstąpiłam do kuchni.
Zamarłam.
-Dzień dobry słońce. Wyspałaś się?-spytał Jack.
Siedział na blacie i pił kawę. Spojrzałam na zegarek. 5:18. CO on tu robił tak wcześnie?
Otworzyłam usta, aby o coś go zapytać, ale nie mogłam się zdecydować które zadać. Było zbyt dużo niewiadomych. Skąd się tu wziął? Co tu robił? Dlaczego pił kawę w mojej kuchni? Jak się tu dostał? Czy był tu całą noc?
-Co tu robisz?-spytałam w końcu. Chociaż to nie było pytanie, na które najbardziej chciałam znać odpowiedź.
-O nie, nie bawię się tak.-zeskoczył z blatu i podszedł do mnie. Chciał mnie pocałować? Nie dam mu się. Wczoraj poniosło mnie. Dziś nie zamierzałam tak łatwo się poddać.-Nie unikasz moich pytań, więc ja nie będę unikał twoich. Będziesz mnie mogła spytać o co chcesz, ale za to ja będę chciał usłyszeć odpowiedzi od ciebie. Więc...spytałem, czy się wyspałaś?
-Em...tak. Teraz ja. Co tu robisz?
Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. Bawiłam go?
-Hmm...-zamyślił się.-Przed chwilą piłem kawę. A tak ogólnie to cię odwiedzam. Co robiłaś przez te dwa lata?
Byłam zirytowana, zmęczona i zdezorientowana. Jego ta sytuacja bawiła, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Nie znałam odpowiedzi na jego pytanie.
-No cóż....sama konkretnie nie wiem...Przez większość czasu byłam...tam...a potem znalazłam się tutaj. Nie wiem jak, więc nie pytaj. Jak się tu wszedłeś?
-Przez okno. Co to za miejsce, w którym wczoraj byłaś?
Irytował mnie. Bardziej niż kiedykolwiek. Odpowiadał zdawkowo, a ja potrzebowałam odpowiedzi.
-To...szpital. Albo ośrodek. Jak wolisz. Dla dzieci.
-Wyjaśnij.
-To nie jest pytanie. Poza tym teraz moja kolej. PO co tu jesteś?
-Żeby poznać odpowiedzi. A teraz opowiedz mi o tym miejscu. Proszę.
Wywróciłam oczami i przeszłam do salonu. Było tego dużo. Skoro chciał wiedzieć, musiałam mu powiedzieć. Lubiłam mówić o tym miejscu. To był mój drugi dom.
Przyszedł za mną i usiadł na kanapie. Ja usiadłam na parapecie i oparłam się o poduszki.
-Dzieci, które tam są chorują na chorobę Candlerra. Zajmujemy się nimi, usypiamy, rozmawiamy, bawimy...Takie całodobowe przedszkole.
-Co to za choroba, na którą chorują?
-Adam Candlerr był lekarzem. Kardiochirurgiem. Ożenił się bardzo wcześnie. Kochał swoją żonę, a kiedy zaszła w ciążę kochał ją jeszcze bardziej. Urodziła im się prześliczna dziewczynka. Dla Candlerra była księżniczką, córeczką tatusia, wymarzonym dzieckiem. Ale pewnego dnia coś się stało. Ich córka leżała bezwładnie na trawie. Tak po prostu biegła, a w pewnym momencie upadła. Przestała oddychać, a jej serce przestało bić. Przerażeni rodzice próbowali robić wszystko, a kiedy stracili nadzieje, dziewczynka nagle wstała i zaczęła się bawić. Jakby to nigdy nie nastąpiło. Candlerr potem badał ją. Odkrył, że jej serce starzeje się bardzo szybko. I kiedy dziewczynka miała 7 lat, jej serce liczyło około 70 lat. Aż w końcu któregoś dnia zasnęła i już się nie obudziła. Jej serce się zatrzymało. Potem miał jeszcze dwóch synów, ale żaden nie był chory jak ich siostra.
Jack wpatrywał się we mnie. Nie wiedziałam, czy zrozumiał. Ja rozumiałam. To była tylko legenda, w każdej opowieści inaczej opowiadana, ale wierzyłam, że jest prawdziwa.
-W tej placówce jest osiemnaścioro dzieci. Trzeba być przy nich całymi dniami i nocami, bo zaledwie z czworgiem z nich zostali rodzice. I to nie zawsze oboje. Rzadko przybywa ktoś nowy, ale dość często odchodzi. Kiedy przyszłam do ośrodka cała grupa miała 21 dzieciaków. Nie ma reguły kiedy zginą...
-Czyli...-odezwał się w końcu. Wiedziałam, że to dla niego ciężkie. Dzieci były jego życiem.- One żyją po to, żeby umrzeć?
-Każdy żyje by umrzeć, Jack.
Nie była to do końca prawda. On nie umrze. Ja nie umrę. Ale wolałabym umierać każdego dnia niż pozwolić, by te dzieci nie dożywały 16 roku życia.
Wstałam i weszłam do sypialni. Wzięłam telefon i sprawdziłam telefon. 6:23. Na 8 musiałam się zebrać do szpitala. Nie zamierzałam wypraszać Jack'a. Wiedziałam, że i tak by nie wyszedł. Kiedy weszłam do salonu on nadal siedział na kanapie w tej samej pozycji wpatrując się w jeden punkt. Wstrząsnęła go ta informacja.
Postanowiłam dać mu czas na przyswojenie jej. Wyszykowałam się do pracy, kiedy on ie poruszył się nawet o centymetr.
-Jack.-powiedziałam cicho i usiadłam obok niego spokojnie.-Jack, muszę iść do pracy. Nie mogę cię tu zostawić.
Spojrzał na mnie powoli. Wyglądał jakby był naćpany. Nie kontaktował. Jedyne co go zdradzało to niewyobrażalny żal w jego oczach.
-No tak...-powiedział, a jego głos był zachrypnięty.-Praca...Dzieciaki...mogę...Mogę iść z tobą?
-Czy to nie będzie dla ciebie za wiele? Jack...
-Elso, proszę. Pozwól mi iść.
Spojrzałam na niego. Przypominał mi zagubionego chłopca proszącego o pomoc. Nie mogłam mu odmówić. Nie miałam na tyle siły.
-Nie wiem, czy cię wpuszczą, ale spróbuję...Powiem, że chciałbyś być stażystą. Ja dzięki zajęciom z psychologii miałam lepszy dostęp do tej roboty, ale ty nie masz nawet tego. Możesz...być sprzątaczem? Albo pomagać w kuchni. Nie mogę obiecać ci nic innego...
-Nie ważne. Chcę tam być.
-No to chodź.-powiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Przez całą drogę nie odzywał się i znów był zamyślony. Nie chciałam, by czuł się źle, ale sam chciał to wiedzieć. Mimo wszystko czułam się winna...
Przepraszam, że tak się trochę spóźniłam z tym rozdziałem, ale...zasnęłam i jakoś przespałam tą 16....Jeszcze raz przepraszam. Kolejny rozdział już jutro, też około 16:00
Pozdrawiam i do jutra! ;*
CZYTASZ
All I want...Pov. Elsa ✔
FanficElsa Mare zu Pan, to obdarzona niezwykłą mocą siedemnastolatka. Swój dar uważa za przekleństwo i za wszelką cenę chce go ukryć. Skrywa tak wiele tajemnic, że nie sposób ich zliczyć. Ukrywa się. Nie ujawnia. Co się stanie, kiedy na jej drodze spotka...