Rozdział 16

647 43 2
                                    

  Widziałam ciemność. Czułam pustkę. Nie słyszałam nic. Byłam wypruta z jakichkolwiek emocji i wspomnień. Nie pamiętałam kim byłam i kim jestem. Istniałam i nic poza tym. Po chwili poczułam przebłysk. To było jak otwarcie oczu, po bardzo długim śnie. Poczułam przypływ wspomnień. Zamrugałam kilka razy i usiadłam, zauważając, że wcześniej leżałam. Nazywałam się Elsa. Miałam siostrę, Annę. Moi rodzice nie żyją. Poznałam chłopaka Jack'a. Miał taką samą moc jak ja. Moc. Uniosłam rękę do góry. Poruszyłam palcami i nadgarstkiem. Chciałam uwolnić moc i...nic się nie stało. Spróbowałam znowu i nic. Pozbyłam się jej. Uśmiechnęłam się. Opuściłam dłoń. Nie miałam mocy. Nie miałam już jak krzywdzić. Byłam szczęśliwa, ale czułam pustkę. Od zawsze potrafiłam panować nad lodem i śniegiem. A teraz...brakowało mi tego. Brakowało mi czegoś, co niszczyło mi życie. Brakowało mi kawałka siebie.
Poczułam ciepło. Przyjemne ciepło. Odwróciłam się i ujrzałam światło. Nie takie jak światło żarówki, ani takie jak pociąg. Jasne, ciepłe światło tak mocne, że musiałam odwrócić wzrok. Było jak słońce. Nagle poczułam jak ciepło oplata mnie. To było niesamowicie piękne uczucie. Zamknęłam oczy i zaśmiałam się. Wtedy coś do mnie dotarło. Umierałam. Szłam do nieba. Kiedyś zastanawiałam się jak to jest. I było to zdecydowanie przyjemne uczucie. Słyszałam głosy. Moich rodziców. Śmiali się i cieszyli, gotowi przyjąć mnie do siebie. Wyciągnęłam ręce do przodu i zatrzymałam się. Otworzyłam zamknięte oczy. Głosy oddalały się, a ja spadałam. Z każdą chwilą przybierałam tempa. Upadek będzie bolesny. Bardzo bolesny.
Leciałam tak szybko, że wydawało mi się, że moja świadomość rozpada się na kawałki i ulatuje. Znów zostałam pozbawiona wspomnień i emocji. Szykując się na upadek skuliłam się i zamknęłam oczy.
Poczułam moc uderzenia. Wszystko mnie bolało. Każdy oddech sprawiał trudność. Nie mogłam się poruszyć. Nie mogłam NIC zrobić.
-Żyje-usłyszałam beznamiętny głos.-Przyprowadzić go tu.
Potem zasnęłam. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Obudziło mnie zimno. Czułam jak moja ręka jest zimna i zapragnęłam natychmiast otworzyć oczy. Okazało się to trudniejsze niż się tego spodziewałam. Próbowałam podnieść powieki, które okazały się nad wyraz ciężkie. Kiedy w końcu mi się to udało oślepiło mnie światło. Syknęłam, bo poczułam ból głowy.
-Leż spokojnie-usłyszałam zachrypnięty, męski głos. Należał do Jack'a. tego samego, który miał moc taką jak ja. I tego samego, o którego wypytywał ten facet. Ta straszna istota.
-Nic mu nie powiedziałam-powiedziałam od razu. Mój głos jednak nie brzmiał tak, jak to zaplanowałam. W odpowiedzi zaśmiał się tylko i spuścił głowę z rozbawienia.A potem spojrzał na mnie uśmiechnięty szeroko. Co mu się stało? Spojrzałam na swoją rękę, która nadal była zimna. Trzymał mnie. Trzymał mnie za rękę. Czy on oszalał?! Przecież....on mnie nie chce. Po co mnie trzyma? Z litości? Współczucia?
Chcąc oderwać się myślami od chłopaka rozejrzałam się dookoła. Byłam w pustym pomieszczeniu. Nie było tam nic.
-Gdzie jestem?-spytałam.
-Wszystko ci opowiem.-w końcu odważyłam się spojrzeć na niego.- Obiecuję. Ale ty też musisz opowiedzieć mi o sobie.-uśmiechnął się. O co mu do cholery chodziło?! Zamknęłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się stało.
-Kim była ta istota?-zaczęłam i pochłonął mnie wir pytań.-Czego ode mnie chciała? Ca z ranami? Masz taką samą moc jak ja?! Kim ty w ogóle jesteś?! Co ja tu robię?! Gdzie jestem?!
-Spokój!-powiedział. Był...rozbawiony. Co?! Już chciałam na niego nawrzeszczeć, kiedy on zaczął mówić.- Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz. Jesteśmy...w miejscu, gdzie spędzałem każdy weekend.
-U twojej rodziny?!-zdziwiłam się. Spędzał weekendy u jakiejś rodzinki z obsesją na punkcie świąt. Jasne...
-Mówię ci przecież, że nie jestem tym za kogo mnie bierzesz. To nie moja rodzina. To znaczy...nie łączą nas pokrewieństwa krwi.-Puścił moją rękę i wstał. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wodziłam wzrokiem za Jackiem-Widzisz ja jestem Strażnikiem.
-Kim?-spytałam głupkowato.
-Strażnikiem. A dokładnie to Strażnikiem Zabawy. A rodzina, do której jeździłem, a właściwie leciałem, to również Strażnicy. Mikołaj, Wróżka Zębowa, Piaskowy Ludek i Zając Wielkanocny. Jesteśmy nieśmiertelni. Wszyscy.
Okej...spotykałam się z niezrównoważonym psychicznie chłopakiem.
-Jasne...-odpowiedziałam niepewnie i zaczęłam się rozglądać za jakąś ewentualną drogą ucieczki. Tuż za nim znajdowały się drzwi. Bingo!
-Nie jestem wariatem, Elso. Widziałaś już Mroka, widziałaś moją moc, widzisz to miejsce. Musisz mi uwierzyć.
-Mroka?-spytałam, nie wiedząc o co chodzi.
-Mroka. Porwał cię. Nie pamiętasz?
-Nie, nie. Pamiętam. Tylko nie przedstawił mi się.
-Jasne.-prychnął pogardliwie.-Dobra, wróćmy do Strażników. Widzę, ze nie chcesz mi uwierzyć. Spróbuj wstać, to ci to udowodnię.
Ruszyłam stopami i przekręciłam się tak, że nogi zwisały mi z...no właśnie czego? Leżałam na jakimś blacie. Pff...Nawet nie mieli łóżka. Gdzie on mnie przytachał?!
Chcąc się wydostać stąd jak najszybciej stanęłam na nogach. Niestety zbyt szybko. Zakręciło mi się w głowie. Złapałam za nią i już miałam upaść, kiedy poczułam jak oplatają mnie czyjeś silne ręce.
-Wszystko w porządku?-zapytał zatroskany.
Spojrzałam w górę. Napotkałam nienaturalnie błękitne oczy.
-Jest okej.-powiedziałam i wyswobodziłam się z jego ramion. Miałam doskonałą szansę na ucieczkę. Nadal jednak czułam ból w okolicach brzucha, ramion i nóg. Czyli w sumie...wszędzie. Byłam poraniona. Wiedziałam to. Nie miałabym szans na ucieczkę. Mogłam tylko zostać tu z Jackiem i nie dać się mu zabić w napadzie szaleństwa. Ruszył przed siebie, a ja podążyłam za nim. Pchnął drzwi, które były moją drogą ucieczki przepuścił mnie. A ja po raz drugi dziś doznałam szoku.
Znajdowałam się w ogromnym pomieszczeniu, z ogromnym globusem pośrodku. Wszystko tam było jak we śnie. Tego...tego nawet nie da się opisać słowami. To było jak...jak ogromne centrum dowodzenia światem w klimacie MOCNO świątecznym. Moja daleka ciotka też miała obsesje na punkcie Bożego Narodzenia, ale to była gruba przesada. Wszystko w czerwono-zielonych kolorach, wszędzie ozdoby, bombki skarpety. Poczułam ucisk w głowie. Odwróciłam się i doznałam szoku. Znowu?!
Obok chłopaka stał wysoki, barczysty mężczyzna, ogromny królik, dziewczyna ze skrzydłami i niski złoty mężczyzna. Okej, albo szaleństwo Jack'a jest zaraźliwe, albo miałam przed sobą Mikołaja, Zająca Wielkanocnego, Wróżkę Zębową i Piaskowego Ludka. Ucisk w głowie nasilił się, a ja znów ujrzałam ciemność.
Obudziłam się w zupełnie innym miejscu niż poprzednio. Tym razem pierwsze co zauważyłam, a raczej poczułam to łóżko. Leżałam na najwygodniejszym łóżku na ziemi. Było tak miękkie i puchate, że dosłownie się w nim zapadałam. Podniosłam się powoli i znów poczułam ból głowy, mniejszy niż poprzednio. Miałam już dość tych wszystkich "szoków".
Rozejrzałam się szybko po miejscu w którym byłam. Przypuszczałabym, że to pokój, ale sądząc po wielkości na pewno nim nie był. Gdzie ja znowu jestem?!
-To pokój Jack'a-odezwał się jakiś głos. Dopiero teraz zauważyłam, że przy oknie stoi...Mikołaj. Okej, muszę się do tego przyzwyczaić.
-A myślałam, że to ja mam duży pokój-mruknęłam przekornie.
-Byłaś umierająca-zaczął, a ja przestraszyłam się jego ostrego tonu.-A właściwie umarłaś. Jack błagał nas o to, żebyśmy cię ratowali. Rozumiesz? Błagał nas.-odwrócił się do mnie.- Twoje rany były nie do wyleczenia. Wiedzieliśmy to odkąd tu przybyłaś. Uratowaliśmy cię. Wiesz w jaki sposób?
Pokręciłam głową. Mikołaj nie powinien wywoływać takich emocji, nie?
-Sprawiliśmy, ze jesteś nieśmiertelna.
I co teraz poczułam? SZOK! Znowu...Cholerne deja vu...
-Nie ekscytuj się tak-powiedział beznamiętnym tonem, który przyprawiał o dreszcze.-Nie możesz nikomu powiedzieć. Jack nie wie i tak ma pozostać. Jeżeli za dokładny rok nadal będziesz chciała komuś powiedzieć, będziesz mogła. Rok.
-Zaraz, zaraz, zaraz...co znaczy...nieśmiertelna?
-Jak to co?-oburzył się.-Żyjesz wiecznie, trudno cię zabić, rany goją ci się szybciej...-wymieniał. Kiedy to do mnie dotarło przełknęłam głośno ślinę. Będę żyła wiecznie. Anna...wezbrał się we mnie gniew.
-Jak śmieliście bez mojej zgody robić coś takiego?!-huknęłam.
-A co mieliśmy zrobić?!-odpowiedział tym samym.-Umierałaś! Patrząc na to, jak jesteś niewdzięczna mogliśmy pozwolić ci umrzeć!
W moich oczach pojawiły się łzy. Spuściłam głowę i usłyszałam trzaśniecie drzwiami. Wyszedł. Ukryłam twarz w dłoniach. Moje życie się skończyło. Nie tak naprawdę. Ale po części tak. Zdałam sobie sprawę, ze będę patrzyła na śmierć najbliższych. Anna...Roszpunka...Merida...Astrid...A Jack nie mógł o tym wiedzieć.
-Elsa?-usłyszałam zatroskany głos Jack'a. Nie podnosiłam wzroku, a kiedy poczułam jak mnie obejmuje, wtuliłam się w niego.
-Chcę już stąd iść.-powiedziałam nadal płacząc. Widocznie się spiął. Coś było nie tak.
-Elsa...nie możesz jeszcze wrócić do domu.
-Co?-podniosłam się i napotkałam jego wzrok. Szczękę miał zaciśniętą, a wzrok nieobecny.
-Rany nie zagoiły się jeszcze do końca. A potem...musisz zacząć się bronić. To znaczy musisz się nauczyć bronić przed Mrokiem. Nie wiem czy będzie chciał ci coś zrobić, ale mimo wszystko chcę, byś była bezpieczna.
-Nie chcę tutaj być.-rzuciłam, przez zaciśnięte zęby.-Nie chcę i koniec.
Odetchnął ciężko i głęboko. Wstał i przeszedł się krótko po pokoju.
-No dobrze-powiedział w końcu, a ja odetchnęłam z ulgą.-Wyjedziemy stąd jak najszybciej będziesz chciała. Po lewej masz łazienkę. Masz dwie godziny.
I wyszedł. Trochę zbiło mnie to z tropu, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. Najważniejsze było to, że opuszczałam to miejsce. Wstałam powoli z łóżka i skierowałam się na lewo, do łazienki. Łazienki, pff...! To było jakieś prywatne spa, a nie łazienka! Duża wanna, prysznic, lustra...Wow...
Odkręciłam wodę i dodałam pierwszego lepszego olejku. Spojrzałam w lustro. Nie byłam w swoich ubraniach. Ktoś mnie musiał przebrać i miałam nadzieję, ze to nie sprawka Jack'a. Zdjęłam ubrania i bandaże tak, że zostałam tylko w bieliźnie. Znów spojrzałam w ogromne lustro i gorzko zapłakałam. Musiałam oprzeć się o umywalkę by nie zemdleć.
Odkąd pamiętam byłam powodem zazdrości wszystkich dziewczyn. Miałam idealne ciało. Po mamie. Nie pojawiałam się na plażach, czy basenach. Ale to nie znaczy, że ukrywałam swoje ciało. O nie.Często występowałam w różnych pokazach mody czy konkursach piękności w szkole. Może to było puste zachowanie, ale skoro natura tak mnie obdarzyła chciałam z tego skorzystać. Dziewczyny zawsze mówiły mi, że zostanę modelką.
Teraz wszystko zostało zaprzepaszczone. Moje ciało było bestialsko zniszczone. Ideał przerwany. Zostałam oszpecona. Popatrzyłam na brzuch i dotknęłam rany. Zabolało. Odwróciłam wzrok. Ściągnęłam bieliznę i weszłam do wanny. Piekło, ale zdecydowanie było warto. Przyjemna woda rozluźniała moje mięśnie. Oczywiście nie kąpałam się w CIEPŁEJ wodzie. Nigdy. Byłam przeciwieństwem człowieka. Ciepło mnie zabijało, a zimna nie czułam. No...dopóki nie pojawił się Jack.
Kiedy wyszłam z kąpieli zorientowałam się, że nie mam żadnych ubrań. Świetnie. Spojrzałam na owiniętą w ręcznik siebie w lustrze. Dawno tego nie robiłam, ale...Potarłam palce. To pozwalało mi się skupić. Machnęłam kilka razy ręką. Mój ręcznik zaczynał pokrywać się drobnymi kryształkami lodu. Poruszyłam palcami. Moje włosy zafalowały i spięły się z tyłu delikatną, lodową broszką. Na powiekach osiadł niebieski kolor, a na ustach fioletowy.
Spojrzałam w dół. Miałam na sobie zwiewną sukienkę. Błękitna na górze, z długimi rękawami. Lekko opinająca w talii, rozchodzącą się ku dołowi przechodząca w fiolet. Dotknęłam swoich nagich stóp, na których od razu pojawiły się niebieskie baleriny. Znów spojrzałam w lustro. Sukienka zakrywała KAŻDĄ ranę, a oto mi chodziło, I nie wyglądałam też, jakbym odwaliła się na imprezę, tylko jak na normalny dzień w szkole. Przynajmniej dla mnie. Wyrzuciłam swoje stare ubrania do kosza i wyszłam z łazienki.
Nie wiem ile czasu w niej siedziałam. Nigdzie nie było zegarka. Ale chciałam już stąd zniknąć. Teraz.
Skierowałam się więc do drzwi. Pchnęłam je, a moim oczom ukazał się chaos. Ale nie taki straszny i niepotrzebny, a przyjemny i świąteczny. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Gdybym nie czuła się tu tak nieswojo cieszyłabym się jak małe dziecko. Myślę, że moim kolejnym marzeniem, właśnie w tej chwili, zostało spędzenie tu radosnych chwil. Zeszłam po schodach oglądając nadal wszystko dookoła i zachwycając się. W końcu dostrzegłam Jack'a. Przypatrywał się mi z otwartą buzią. Stanęłam przed nim i zachichotałam. Potrząsnął głową i również się uśmiechnął.
-Pięknie wyglądasz-powiedział i złapał mnie pod ramię. I wtedy dostrzegłam wrogie spojrzenia utkwione we mnie. Wpatrywali się we mnie jakbym kogoś zabiła. Wszyscy oprócz tej dziewczyny. Ona nie spoglądała na mnie z pogardą, a jedynie smutkiem i współczuciem.
-Chodźmy już stąd.-szepnęłam, bojąc się, że jeżeli powiem to na głos któryś z nich się na mnie rzuci. W końcu miałam przed sobą ogromnego zająca, mięśniaka i...okej, Pisakowy Ludek nie wyglądał zbyt groźnie. Ale ta dwójka zdecydowanie tak.
Bez słowa ruszyliśmy do przodu. Kiedy doszliśmy do ogromnych drzwi chłopak po prostu je pchnął. Moim oczom ukazał się mój raj. Śnieg i mróz. Mój żywioł. Spojrzałam dookoła. Wiedziałam gdzie byłam.
-Jesteśmy na Biegunie Północnym?!-krzyknęłam. Zawsze chciałam się tu znaleźć. W końcu...to było jak mój drugi dom.
-No...tak-odpowiedział i oparł sobie jakąś laskę o ramię.-Wiesz...Mikołaj, fabryka zabawek...dzieckiem nie byłaś?

dzieckiem nie byłaś?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Byłam. Jasne, że byłam. Tyko wiesz...w końcu przestaje się być dzieckiem i takie rzeczy okazują się nieprawdą.
-Niech ci będzie-mruknął.
-To jak dostaniemy się stąd do...gdzie my w ogóle zmierzamy?
-Polecimy-odpowiedział tylko i zaśmiał się.
-CO?!
-No wiesz...uniesie nas wiatr.
Byłam w sukience. Jeżeli mówił prawdę nie mogłam tak lecieć.
-Serio?-spytałam.
-Nie.-powiedział sarkastycznie.-Widziałaś Mikołaja i ogromnego kangura. Dziewczyno! Musisz zrozumieć, że to wszystko jest normalne. Naprawdę.
-Okej.-wzruszyłam ramionami. Potarłam palce i machnęłam ręką. Moja sukienka zmieniła się w błękitną bluzkę i fioletowe spodnie. Z ust Jack'a wyrwało się ciche "Wow" na co zaśmiałam się.
-No to co? Lecimy?-zapytałam podpierając boki. Znów potrząsnął głową i uśmiechnął się przebiegle.
-Obejmij mnie-powiedział pewnie.
-Że co?
-Obejmij mnie. To ja potrafię latać. Poza tym jesteś ranna.
Zmrużyłam oczy. Niedoczekanie. Założyłam ręce na piersi. A wtedy poczułam, jak łapie mnie za szyję i nogi i ciągnie do góry. Czując wiatr smagający mnie po twarzy i widząc jak szybko zwiększamy wysokość zaczęłam piszczeć wniebogłosy. Jack natomiast tylko się śmiał. Nie miałam wyjścia. Oplotłam rękami jego szyję. Zamknęłam oczy. Nie lubiłam wysokości. Ale zimno, jakie czułam, promieniujące od Jacka zdecydowanie mnie uspokajało. Starałam się unormować oddech i skupiać się na boskim zapachu chłopaka.
Nie wiem ile tak lecieliśmy, ale kiedy wylądowaliśmy wcale nie chciałam odchodzić od Jack'a. Ale musiałam. Powoli postawiłam nogi na ziemi, a kiedy już stałam otworzyłam oczy. I napotkałam rozbawione spojrzenie chłopaka.
-Boje się wysokości-syknęłam.
-Okej-podniósł ręce w geście niewinności-chodź, pokażę ci dom.
Odwróciłam się do niego plecami. Przede mną znajdował się ogromny domek na drzewie. Zawsze marzyłam, żeby mieć coś takiego w ogródku i mieszkać tam.
-Ładnie się urządziłeś...-powiedziałam nie spuszczając wzroku z chatki.

-powiedziałam nie spuszczając wzroku z chatki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-No wiem. Chodź pokaże ci wnętrze.
Już chciałam za nim pójść, ale zdałam sobie z czegoś sprawę.
-Czekaj-rzekłam, a on się odwrócił.-Nie mam tu żadnych ubrań. Proszę...leć do mojego domu. Do Ani. Niech spakuje mi jakieś ubrania. I powiedz jej, ze nic mi nie jest.
-Dobrze. Masz tu klucze i obejrzyj sobie wszystko. Potem wszystko ci opowiem-powiedział i podał mi pęk kluczy. Wyminął mnie i już miał polecieć, kiedy go zatrzymałam.
-Poczekaj.-nie wiedziałam, co robię. To bardziej był impuls.-Powiedz jej też, żeby dała ci fioletowe pudełko spod mojego łóżka.
Zamknęłam oczy. Co ja do cholery robiłam?! Kiwnął głową i odleciał. To może być fatalne w skutkach, ale w końcu musiałam stanąć twarzą w twarz z prawdą. Szczególnie teraz, kiedy moje życie było zagrożone.
Weszłam na górę i otworzyłam drzwi. Widok był boski. Wszystko z drewna w połączeniu z nowoczesnością dawało przytulny wygląd. Usiadłam na kanapie w salonie. Była tak niesamowicie miękka. Nie chciałam spać, ale kiedy moje powieki zaczęły opadać, oddałam się przyjemnemu uczuciu i zasnęłam.  

All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz