Rozdział 39

299 30 1
                                    


Pierwszy dzień minął bez zmian. Starałam się ograniczyć stres do minimum. Nie pozwoliłam Jack'owi ruszać się z domu dłużej niż na dziesięć minut. Kiedy mijały, zaczynałam panikować. Nie lubił tego, więc nie zostawiał mnie. Dzięki temu, czułam się bezpieczniejsza.

Drugiego dnia zaczęłam przyzwyczajać się, że nic mi nie może się stać. Mrok bredził i nie mógł kontrolować małego życia wewnątrz mnie.

Trzeciego dnia znów zaczęłam się stresować. Dziecko od rana nie kopnęło ani razu, a ja zestresowałam się jeszcze bardziej.

-Przestań-usłyszałam zirytowany głos Jack'a. Nie zrozumiałam, o co mu chodzi, dopóki nie wyjął mojego kciuka z ust. Obgryzałam paznokcie. Nigdy mi się to nie zdarzyło, zawsze dbałam o dłonie, ale teraz dosłownie szalałam ze strachu.

-Przepraszam.-popatrzyłam na niego przepraszającym wzrokiem. Wziął w swoje dłonie moją rękę.

-Nie przepraszaj, tylko mi powiedz o co chodzi.

-Nie...jeszcze nie teraz. Proszę, nie męcz mnie. Jutro...jutro już będzie dobrze, tylko dziś...wytrzymaj jeszcze dziś, proszę...

Popatrzył na mnie z bólem w oczach. Wiem, że chciał mi pomóc, ale nie mógł. Gdyby się dowiedział...zdenerwował by się, co zdenerwowało by mnie i dziecko.

-Elsa...

-Nie, Jack. Proszę, daj mi dziś spokój. Prosze...

Westchnął i puścił moją rękę niemal agresywnie, a potem zszedł na dół, zostawiając mnie samą.

Jack wszedł do pokoju i spojrzał na mnie. Leżałam już w łóżku i czekałam na niego. Cały dzień unikaliśmy siebie, ale tak bardzo mi go brakowało...Położył się obok mnie, a potem przeniósł tak, że po chwili zwisał nade mną.

-Elsa-powiedział przesuwając palcami po mojej twarzy. Czułam kojące zimno i niemal zapłakałam z przyjemności

-Jack.

-Cokolwiek się dzieje, możesz mi ufać. Kocham cię. Wiesz o tym. Słońce, boli mnie to, że coś się dzieje, a ja nie mogę ci pomóc. Kochanie, proszę, PROSZĘ, powiedz mi, co jest?

Boże, ona tak bardzo mnie kochał, a ja byłam dla niego taka okropna. Poczułam jak ściera moje łzy. Już chciałam mu powiedzieć, ale poczułam chęć bliskości.

-Przytul mnie. I nie wypuszczaj.-szepnęłam, a kiedy mnie przytulił poczułam się bezpiecznie

-Nigdy.-szepnął i cmoknął mnie w czoło, a przeze mnie przeleciała fala miłości.

Minęła 23:30. Mrok mnie okłamał. Moje maleństwo było bezpiecznie. Praktycznie zostało mi jeszcze pół godziny, ale przez trzy dni nic się nie działo, więc te pół godziny nie robiło mi różnicy.

Chciałam poczekać do północy, ale oczy same mi się zamykały. Byłam zmęczona po trzech dniach oczekiwania i szybko zasnęłam.

Wydawało mi się, że nie przespałam pięciu minut. Obudził mnie potworny ból w dole brzucha. Pisnęłam i zwinęłam się w kłębek. Tak bardzo mnie bolało...

-Elsa, słońce, co się dzieje?!-usłyszałam głos Jack'a, ale nie byłam w stanie otworzyć oczu, z których i tak ciekły łzy bólu.

-Dziecko...-zdołałam wyszeptać, po czym po złapał mnie kolejny skurcz, a ja krzyknęłam.

-O Boże...-usłyszałam, a potem poczułam jak mnie podnosi.

Nie wiem gdzie byłam. Bolało mnie wystarczająco, by oderwać mnie od rzeczywistości. Czułam w gardle ogromną suchość i wydawało się, że spływa krwią, ale najgorszy był ból niżej.

Moje dziecko...Moje maleństwo...Uratują je...Będziemy bezpieczni...Oboje...

Poczułam ukłucie na ramieniu. Ostatnie co widziałam to zegar. 23:59.




Wybaczcie małe spóźnionko, zagapiłam się na Rio 2 xD

Kolejny rozdział zaraz jak skończę go pisać ;)


All I want...Pov. Elsa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz