Special

6.8K 305 15
                                    

Postanowiłam dziś dodać specjalne opowiadanie, z niego możecie się sporo dowiedzieć o Morganie i jej stosunkach z Syriuszem, bo mianowicie będzie to opowiadanie jak Syriusz radził sobie z wychowaniem Morgany. Będę pisać w osobie pierwszej jako Syriusz. (tak jakby prowadził pamiętnik).


Tego dnia mocno lało, nie spodziewałem się gości szczególnie, że przeżywałem żałobę po zmarłym przyjacielu i musiałem uważać. Byłem podejrzanym o jego morderstwo. "Przeklęty Glizdogon!! Jak go znajdę nogi z *upy powyrywam, będę go torturował a na koniec sprawię, że będzie błagał o śmierć a ja mu łaskawie daruję życie by żył w męczarniach!!" w głowię kłębiły się najróżniejsze rodzaje i sposoby torturowania tego szczurzego tchórza, to pozwalało zachować ludzkie zmysły. Podszedłem do drzwi i otworzyłem, nikogo nie było. Ale tylko mi się zdawało. Pod moimi nogami coś się poruszyło, spojrzałem w dół z lekkim przestrachem myśląc, że to jakiś stwór lub coś od ministerstwa co ma mnie ukarać zabić i tym podobne. Pod moimi stopami leżało małe zawiniątko, spod plątaniny koców patrzyła się na mnie para małych niebieskich oczek. Dziecko miało śliczną delikatną buźkę. Zdziwiony podniosłem dziecko i w pierwszej chwili pomyślałem, że to dziecko Potterów podrzucone mi bym się nim zajął. Jak się rozczarowałem, gdy w liście napisanym przez Narcyzę okazało się, że to dziecko Belli. Trochę się zdziwiłem, Bellatriks wyszła za Rudolfa z przymusu, nie myślałem, że będą mieli dzieci. Od razu postanowiłem odnieść dziecko z powrotem, lub nawet oddać je mugolom, ale wtedy stało się coś czego nikt by się nie spodziewał. Dziewczynka (jak się później okazało) mrugnęła oczkami i list w moim ręku zapłoną. Nie byłem na sto procent pewny czy to jej wyczyn, ale postanowiłem zająć się nią.
Pierwsze trzy lata były najgorsze. Póki nie nauczyła się sama jeść i wypróżniać miałem niezłe problemy. Oczywiście pieluchy zmieniał jej Stworek ja wżyciu nie dotknąłbym takiego paskudztwa, do tego śmierdziało bardziej niż Troll. Budziła mnie co noc, co noc musiałem przygotowywać jej parzone mleko a gdy nie było mleka poiłem ją wodą, wiem nie było to mądre bo zużywała więcej pieluch, ale miałem wtedy resztę nocy dla siebie.
Kiedy Morgana (bo tak ją nazwałem) zrobiła pierwsze kroki byłem wniebowzięty, skakałem i krzyczałem z radości, Stworek jedynie patrzył i kręcił smętnie głową, ale wiedziałem, że lubi małą, kiedy karmił ją lub przewijał nucił bardzo przyjemne melodie a Morgana uśmiechała się do niego.
Jeszcze bardziej ucieszyłem się gdy z jej ust wydobyło się słowo "Tata" później z czasem zaczęła mówić "mama". Kiedy już umiała chodzić mówić i jeść samodzielnie nie pytała się o mamę, uważała że wszystkie dzieci mają tylko ojców i Skrzaty do opieki. Bawiliśmy się co dzień wymyślając to nowe zabawy, raz pilotowaliśmy aeroplan, innym razem uczyliśmy się łatwych i zabawnych zaklęć. Kiedy była trochę starsza nauczyłem ją swoich najlepszych psikusów. Nauczyłem ją przemiany w zwierzę i razem jako dwa psy czarny i szaro-biały wędrowaliśmy po mieście lub lasach. W wieku 6 lat uznałem, że powinna znać prawdę o matce. Na początku pogniewała się myśląc, że mówię tak bo nie chce już być jej tatą, ale kiedy dałem jej list od jej matki ze zdjęciem Czarnego pana i śmierciożerców wkoło zrozumiała. Niestety potem wiedząc, że jest potomkinią śmierciożerców często miała koszmary że Voldemort wraca i ją zabiera ode mnie siłą. Spała wtedy ze mną. Później jednak udało jej się o tym nie myśleć i znów mogliśmy bawić się i wygłupiać. Wiodło nam się szczęśliwie i wesoło. Przy niej zapomniałem o strachu przed Ministerstwem i może dlatego, że straciłem czujność znaleźli nas. Kocham ją nad życie, nikogo nie darzyłem tak wielkim uczuciem. Morgana była moją córką, czułem to całym sobą i nie ważne było to, że jest córką Belli, mogłaby być córką nawet samego Czarnego Pana a ja i tak będę ją kochał, bo to ja ją wychowałem i to ja zaznałem szczęścia jakie rozsiewa wokół to dziecko. I kiedy ludzie z Ministerstwa zaczęli pukać do drzwi pierwszy raz od wielu lat (dokładnie odkąd w moim życiu pojawiła się Morgana) bałem się. Tak strasznie się bałem, ale nie o siebie, tylko o Morganę, że ją stracę a ona straci mnie. Schowałem ją w windzie kuchennej i nakazałem Stworkowi by podtrzymywał zaklęcie. Gdy odwróciłem się do niej zauważyłem jej przerażenie, wiedziałem że się boi ale jeszcze bardziej wiedziałem że jej tak jak i mnie pękło serce. W tym właśnie momencie utraciliśmy to co było nam najdroższe. Siebie wzajemnie. Powstrzymując potok łez poprosiłem by obiecała, że nigdy nie zapłacze, a ja obiecałem jej, że wrócę do niej bo kocham ją nad życie.  Moją najwspanialszą i jedyną córkę jaką darowano mi wychowywać. Obiecaliśmy sobie na mały paluszek, a wtedy ta obietnica dla siedmioletniej dziewczynki była tak samo ważna jak dla mężczyzny obietnica przypieczętowana krwią. Kiedy zamknąłem drzwiczki windy i rzuciłem zaklęcie chroniące drzwi wejściowe ustąpiły, do środka weszli ludzie z ministerstwa, oskarżali mnie o morderstwo mojego przyjaciela, zaprzeczałem gorliwie i kiedy rzucono na mnie zaklęcie krępujące zacząłem się wyrywać, szarpać, krzyczeć. Zachowywałem się jak wariat, bo uświadomiłem sobie że już może nigdy nie ujrzę ślicznej twarzyczki mojej córki. Kiedy wreszcie po długim przebiegu rozprawy i wysłaniu mnie do Azkabanu, siedząc w celi po prostu się rozpłakałem, płakałem między innymi za smutek Morgany, która obiecała nie płakać i płakałem za swój własny, bo wiedziałem, że Morgana już nigdy mnie nie zobaczy, a ja jej.
I w tym momencie miałem tylko jeden cel. Dotrzymać słowa danego córce na mały paluszek.

Living in the Shadow//Córka Bellatriks LestrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz