Biegnij Morgana biegnij!

4.7K 254 18
                                    

Wstałam półgodziny przed czwartą rano. Czekałam niecierpliwie. Kilka minut przed czasem do mojego pokoju wszedł bez pukania Gburek.
-Wybacz panienko, ale musimy iść.-
-Dobrze już idę. I mów mi po imieniu dobrze? Jestem wdzięczna, że mi pomagasz.-
-Zawsze jestem wierny rodowi Le Fay.-
-Myślałam, że należysz do rodu Riddle-
-Nie, ten ród ma mugolskich przodków, pani ojciec jest więc półkrwi.-
-Czyli ja także.- zastanowiłam się.
-O nie moja pani, krew Le Fay'ów jest magiczna i tępi każdy zarodek Mugolskiego pochodzenia. Jest pani czystej krwi. Ale nie mamy czasu musimy już iść.-
Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy korytarzem. Spojrzałam ostatni raz w portret mojej mamy. Uśmiechała się do mnie i pomachała. Kiedy ją mijałam przesłała mi całusa. "Powodzenia dziecko" wyszeptała. Gburek ruszył schodami w dół, jak się okazało prowadziły do lochów.
Nagle skrzat zatrzymał się i przykleił do ściany. "Wąż" powiedział niemo.
Wpadłam na pewien pomysł skoro mój tata ja także jestem wężousta. Nie udało mi się jednak.
-Nie jesteś wężousta Le Faye nie potrafią tego, mówiłem płynie w tobie krew Morgany Le Fay a nie Toma Riddle'a. - kiwnęłam na znak, że rozumiem. Musiałam wymyślić coś innego i przypomniałam sobie, że czytałam o swoim przodku. Morgana potrafiła czarować nie potrzebując zaklęć. Więc skupiłam się, nagle Nagini jak zahipnotyzowana wypełzła z lochów nie zwracając na nas uwagi.
-Gratuluje. Użyłaś pradawnej magii. Dawno nie widziałem takich czarów.-
-Skąd wiesz, że to ja?-
-Twoje zielone oczy robią się złote gdy czarujesz.-
-Na prawdę?-
-Chodź- skrzat ruszył nie odpowiadając na pytanie. Weszliśmy do lochów. Znalazłam Syriusza leżącego w jednej z cel.
-Tato!- Szepnęłam przejęta. Nie poruszył się. Musieli go torturować jeszcze później. -I co teraz?- zapytałam skrzata.
-Poczekaj, zaraz wracam.- i zniknął. Czekałam dobre pięć minut kiedy skrzat pojawił się wraz ze Zgredkiem, Moodym i Lupinem. Szalonooki stuknął laską i zamek w celi puścił. Wyciągnęli Syriusza i teleportowali go. Potem wrócili po mnie.
Kiedy już podchodziłam  do Remusa ktoś rzucił na niego Krucio. Upadł na kolana z grymasem bólu.
-Biegnij! Morgana uciekaj! Moody jest na zewnątrz poproś go o pomoc.- krzyknął Lupin.
Zaczęłam biec ile sił w nogach, ktoś krzyknął moje imię. Poznałam Bellę. Wybiegłam z rezydencji i wpadłam na aurora.
-Plany diabli wzięli. Lupin ma kłopoty. Musisz mu pomóc.-
-Dobrze! Łap Zgerdka i spadać mi stąd! Jeszcze tego brakuje, żeby was złapali.-
Skrzat złapał mnie za rękę i nagle znaleźliśmy się w siedzibie Zakonu. Ktoś mnie przytulił, rozpoznałam perfumy Mamy Molly.
-Jak dobrze, że jesteś. A gdzie reszta?-
-Nakryli nas. Lupin kazał mi uciekać a Moody ma mu pomóc.-
-Na Merlina lepiej by nic im się nie stało. Oby twój ojciec nie ścigał ich-
-To nie mój ojciec- zaprzeczyłam.
-No tak, ale w twoich żyłach...- nie dałam jej dokończyć.
-W moich żyłach płynie krew Le Fay. Gburek wytłumaczył mi, że ta magiczna krew mojego przodka- Morgany Le Fay niszczy krew choć w połowie należącą do mugola.
W pokoju zrobiło się nagle cicho. Dopiero teraz zauważyłam, że są tu wszyscy. Łącznie z przytomnym już Syriuszem.
-Czyli twoim przodkiem jest Ta Morgana?-
-Tak i to w prostej linii. Moja Matka należała do jej rodu i ja należę teraz.-
-Wiesz co to znaczy?- nie wiedziałam.- To znaczy, że należysz do rodu wrogiego potomkom Merlina, możesz byc potężniejszą czarownicą niż Dumbledore.- wytłumaczył mi wuj.
Wybałuszyłam oczy. "Mogę być najpotężniejszym czarodziejem?"

Za jakąś godzinę pojawili się Lupin i Moody. Oznajmili nam, że już wiedzą o mojej ucieczce i że Tom jest wściekły.
Bali się, że mnie będą szukać więc kiedy kładłam się spać pod moimi drzwiami stróżowali na zmianę członkowie zakonu. Na szczęście nikt nas nie zaatakował. Spałam spokojnie.
Ale jeszcze nie wiedziałam, że tak spokojnych nocy będzie coraz mniej.

Living in the Shadow//Córka Bellatriks LestrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz