3

91 4 0
                                    


Po skończonych lekcjach atmosfera trochę się uspokoiła. Dziewczyny o dziwo odpuściły temat, widząc, że nie chciałam z nimi rozmawiać. Aria miała autobus dopiero za 2 godziny, a żadna nie miała co robić dzisiaj specjalnego, więc poszłyśmy do kawiarni. Nie powinnam się opychać zbytnio słodyczami, ale nie potrafię sobie odmówić, kiedy widzę tyle dobroci za szybą przy kasie. 

- Co zamawiacie?

- Ja latte i sernik.

- Mi weźcie białą kawę i jabłecznik.

- A ty Soph? Bierzesz coś?- zapytała się Aria.

- Mleczną czekoladę i murzynek. 

- Zmartwię cię, ale nie ma tu żadnych ciemnoskórych.

- Nie jesteś śmieszna Zoe. 

- Dobra, luzuj. Idę zamówić z Arią i zaraz wracamy.

Wybrałyśmy miejsce przy samym oknie, na skórzanych sofach, które są najwygodniejsze a dodatkowo znajdują się w kąciku przy oknie przyozdobionym malymi lampkami. Po chwili podeszła pani z naszymi zamówieniami. Oczywiście każda musiała zrobić snapa a mój telefon jak zwykle zaciąć. Przy okazji przyszło mi powiadomienie, że Matt zaczął mnie obserwować na instagramie.

- Kurde.

- Co jest Soph?

- MATT ZAOBSERWOWAŁ JĄ NA INSTAGRAMIE!- zaczęła krzyczeć Grace.

- Nie wiesz, że nieładnie zaglądać komuś w telefon? 

- Mówię wam, coś się szykuje! - jak zwykle Zoe musi sobie marzyć.

- Tak, pewnie, macie rację! Zaobserwował mnie na instagramie, pora brać ślub!

- Przecież to tylko projekt o rozmnażaniu i rozwoju człowieka, który musisz wykonać z mega przystojnym kapitanem drużyny, który zaobserwował cię na instagramie i zapewne teraz przegląda twoje wszystkie zdjęcia. Faktycznie, to nic takiego - zaczęła się śmiać Lily.

- Dobra, czyli rozumiem, że jutro jedziesz ze mną po suknię ślubną. Grace, może dołączysz? W końcu niedługo po mnie przyjdzie czas na ciebie i Johny'ego.

- Zamknij się - twarz Grace zaczęła się zabarwiać na czerwono.

- No ale przecież on...

- ZAMKNIJ SIĘ ! 

- No Grace! Gadaj! 

- To po prostu zwykły znajomy, ok? 

- Czyli nie chciałabyś z nim być? - zaczęła się droczyć Lily.

- Nie.

- Spoko, to ja dzisiaj to niego napiszę.

- NAWET SIĘ NIE WAŻ ZOE!

- Ale czemu? Przecież to tylko znajomy, nikt ważny.

- Ehhhh.

- Dobra, słuchaj Grace. Napisz do niego, popytaj o zainteresowania, znajdźcie wspólny temat.

- Ale ja nie chcę wyjść na zdesperowaną i pisać jako pierwsza - zaczęła się bronić.

- W takim razie ja z nim popiszę dzisiaj i załatwię to za ciebie- wysłałam jej "serdeczny" uśmiech.

- Ty się lepiej zajmij Matt'em.

- Myślę, że lepiej Johnym, który właśnie zmierza do tej kawiarni. 

Wszystkie gwałtownie odwróciły głowę w kierunku, którym patrzę. Po chwili do budynku wszedł Johny wraz ze swoimi kumplami. Oczywiście jednym z nich był Matt, więc zapowiada się wspaniale. Grace zaczęła panikować i chciała się zmywać do domu. Niestety, chyba jestem zbyt wredna, żeby nie skorzystać z okazji, no bo skoro ona nie potrafi odpuścić tematu Matt'a, to czemu ja mam jej odpuścić?

- Cześć Johny!- zaczęłam krzyczeć i machać w jego kierunku. Chłopak obrócił się, odpowiadając serdecznym uśmiechem i zaczął się zbliżać w naszym kierunku.

- SOPH!  CZY TY JESTEŚ CHORA?! - zaczęła krzyczeć na mnie szeptem Grace.

- Z Soph chyba jest jak najbardziej w porządku, ale tobie radziłabym się ogarnąć, bo obecnie wyglądasz jak soczysty, dojrzały pomidor- zwróciła uwagę Zoe.

- Cześć dziewczyny! Co tam? - zagadał a po chwili dołączyli do nas pozostali. Kurde.

- W sumie to ja się muszę już zbierać na autobus, do zobaczenia jutro. - pożegnała się z nami Aria i zmierzała w kierunku wyjścia.

- CZEKAJ! Odprowadzę cię! - zaczęła spanikowana Grace. Śmiesznie ją oglądać, kiedy jest zakłopotana i zawstydzona. 

- Aria, jedziesz busem 574?

- Tak a co?

- Tak się składa, że też nim wracam. Poczekaj, wezmę tylko kawę na wynos i możemy iść.

- Nie ma problemu - odpowiedziała Aria, której Grace wysłała mordercze spojrzenie. Biedna chciała uciec przed Johnym, a tu się okazuje, że będzie szła go odprowadzić na przystanek. Jak uroczo!

Johny odebrał swoje zamówienie i poszli na przystanek. W tym czasie reszta przysiadła się do naszego stolika, składając wcześniej zamówienia. Każdy aktywnie się udzielał, ale ja jakoś nie miałam ochoty na rozmowę z nimi, bo niby o czym? Słuchałam ich uważnie i nie wiem co mnie podkusiło,żeby spojrzeć na Matt'a. Niczym z romansidła- "nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały". Nie ukrywam, trochę poczułam się dziwnie, kiedy patrzył tak w moje oczy, więc speszona chciałam odwróciłam wzrok, kiedy spstrzegłam nagle kpiącą minę. To są jakieś żarty? Tak chcesz się bawić? Nie ma problemu. Od razu w jego kierunku powędrował środkowy palec, który wzbudził u niego szydercze parsknięcie. Czyżby to była wojna? Prowokuje jak cholera. Nie chciałam pozostać dłużna, więc przyłaczyłam się do tej jakże dziecinnej zabawy, dopóki rozmowy nie ucichły a wszystkie oczy zostały skierowane na nas.

- Eee, dobrze się czujecie?

Spojrzeliśmy zdezorientowani na resztę. Trzeba przyznać, że faktycznie musiało to wyglądać dziwnie z boku, ponieważ zachowywaliśmy się jak małe dzieci. Nastała krótka chwila niezręcznej ciszy, którą na szczęście przerwała kelnerka przynosząca zamówienia chłopaków. 

- Więc jak planujecie zrobić ten projekt? Będą jakieś doświadczenia? - zaczął się nabijać Max.

- Oh, zamknij się. - próbowałam go uciszyć.

- To takie słodkie,kiedy się złościsz - najwyraźniej Max wolał ciągnąć rozmowę dalej.

- To takie irytujące, kiedy próbujesz podrywać, ale ci nie wychodzi.

- Uuuu, ostro! Lubię takie! - zaczęli się wszyscy śmiać.

- Szkoda, że ja nie lubię skończonych kretynów. Do jutra - wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z kawiarni.

- No ej, nie obrażaj się.

Zignorowałam to i po prostu wyszłam. Może i uznacie mnie za obrażalską, ale chyba każdy miałby dość, jakby przez cały dzień jego znajomi o tym trąbili. No faktycznie, dosłownie wydarzenie roku! Zaczęłam zmierzać w kierunku przystanku, kiedy niespodziewanie usłyszałam głos, którego najmniej się spodziewałam.

- Czekaj! Gdzie idziesz? 

- Jak widać przed siebie.

- To może poczekasz chwilę i podwiozę cię?- odwróciłam się i spojrzałam na zakłopotanego Matt'a, który drapał się po karku.

- To miłe, ale daleko nie mam. Podjadę autobusem.

- Daj spokój. Będziesz szybciej w domu a ja przy okazji poznam bliżej i dogłębniej osobę, z którą będę robił projekt.

A już myślałam, że jest normalny.

- Nie śmieszne. 

- Nawet nie zamierzałem, żeby było. Nie odmawiaj mi, bo już to dzisiaj zrobiłaś.

Podniosłam na niego wzrok i od razu przypomniała mi się sytuacja z rana, która cóż, była niezręczna i dziwna.

- To jak Bailey? Jedziesz?

- W sumie co mi szkodzi. Zgadzam się, Warren.

NiezależnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz