- Wisconsin! - mówi głośno Karen, klaszcząc w dłonie.
- O, mój Boże - prycha Lauren, kładąc głowę na oparciu.
- Możesz przestać? Dobrze się bawi - besztam ją.
- Texas! - krzyczy Austin.
- Po prostu otwórz drzwi, chcę tutaj wysiąść - dodaje Lauren.
- Jak ty dramatyzujesz - droczę się, spoglądając na nią.
- Tak się cieszymy, że będziecie mogli zobaczyć naszą łódkę i domek - mówi Karen.
- Domek? - pytam.
- Tak, mamy tam mały domek na wodzie. Myślę, że ci się spodoba - podkreśla Karen.
Oddycham z ulgą na myśl, że nie będę musiała spać na łódce tak jak zakładałam.
- Mam nadzieję, że będzie słonecznie, jak na luty jest bardzo ładnie, jest nawet lepiej niż w lecie. Może będziemy mogli razem jeszcze tu wrócić? - mówi Karen, patrząc we wsteczne lusterko.
- Taa - mówimy jednocześnie z Austinem.
Lauren przewraca oczami. Najwyraźniej ma zamiar być niezadowolona i zachowywać się jak dziecko przez resztę drogi.
- Camila, jesteś przygotowana do wyjazdu do Seattle? Rozmawiałem wczoraj z Christianem i już nie może się doczekać na twój przyjazd - mówi Ken i czuję na sobie oczy Lauren.
- Będę się pakować jak wrócimy, ale już zapisałam się na zajęcia na nowym kampusie - mówię mu.
- Ten kampus nie może się równać z moim - droczy się Ken, na co Karen wybucha śmiechem.
- Nie, tak naprawdę jest w porządku. Jeśli będziesz miała jakieś problemy, daj mi znać.
- Dziękuję, tak zrobię.
- A propos, zatrudniamy nowego profesora z kampusu w Seattle w następnym tygodniu, ma zastąpić jednego z naszych wykładowców religii.
- Och, którego? - pyta Austin, patrząc na mnie.
- Soto, tego młodego. To wasz wykładowca, prawda?
- Tak - odpowiada Austin.
- Czemu odchodzi? - pytam.
- Właściwe nie pamiętam, wydaje mi się, że zmienia uczelnię - mówi Ken.
- Bardzo dobrze - zaznacza Austin pod nosem, ale na tyle głośno, że słyszę to i uśmiecham się do niego.
- Znalazłyście już mieszkanie? - głos Karen jest cichy.
- Nie, miałam już mieszkanie, a przynajmniej tak mi się wydawało, ale wygląda na to, że kobieta, z którą je załatwiałam zniknęła z powierzchni ziemi. Było idealne, akurat na moją kieszeń i niedaleko biura - mówię jej.
Chcę dodać, że Lauren nie wybiera się ze mną, ale mam nadzieję, że dzięki tej wycieczce uda mi się zmienić jej zdanie.
- Mam paru znajomych w Seattle, mogę się zorientować czy da ci się załatwić jakieś mieszkanie przed poniedziałkiem, jeśli chcesz? - proponuje Ken.
- Nie - wtrąca Lauren.
- Właściwe bardzo chętnie - spoglądam na nią. - W innym wypadku wydam fortunę na mieszkanie w hotelu do momentu aż nie znajdę innego miejsca.
- Spokojnie, jestem pewna, że Sandra do niej oddzwoni - mówi Lauren.
- Skąd wiesz, jak ma na imię? - pytam ją.