Lauren's POV:
- Jestem pewna, że znajdziesz jakiś nocleg do poniedziałku - mówię do niej. Moje usta wypowiadają te słowa, chociaż umysł jest temu przeciwny, ale nie mam nad tym żadnej kontroli.
To jasne, że nie chcę, by ode mnie odchodziła. Chcę uwięzić ją w moich ramionach i pocałować ją we włosy. Chcę jej powiedzieć, że zrobię dla niej wszystko, że zmienię się dla niej i będę ją kochać, aż do dnia mojej śmierci. Zamiast tego, odwracam się na pięcie i zostawiam ją samą.
Słyszę jej krzątanie się w pokoju i wiem, że powininnam tam pójść i zatrzymać jej pakowanie, ale czy to ma jakiś sens? I tak wyjeżdża w poniedziałek, więc równie dobrze może odejść teraz. Nadal jestem zdumiona, że chciała spróbować związku na odległość. To, by nie zadziałało. Jej pobyt kilometry stąd, z dwoma-trzema telefonami na dzień, bez spania w tym samym łóżku. Nie wytrzymałabym tego.
Będę robić wszystko niezależenie. Teraz, kiedy nasz związek jest już skończony, nie będę siebie winiła za picie oraz przejmowała się każdym błędem, jaki popełnię. To nie jest to, co oczywiście chciałabym robić. Wolałabym siedzieć na kanapie z nią, zmuszającą mnie do ciągłego oglądania 'Przyjaciół', niż spędzić chociaż jedną minutę bez niej.
Chwilę później pojawia się w korytarzu, taszcząc za sobą dwie walizki, jej torebka jest przewieszona przez ramię, a twarz ma bladą jak ściana.
- Nie sądzę, bym czegoś zapomniała, z wyjątkiem paru książek, ale mogę zakupić nowe egzemplarze - mówi niskim i drżącym głosem.
To jest ten moment, którego obawiałam się, odkąd poznałam tę dziewczynę. Zostawia mnie, a ja nie mogę nic zrobić, by ją zatrzymać.
- Dobrze.
- Dobrze - przełyka ślinę i prostuje swoje ramiona. Kiedy dociera do drzwi, unosi swoją rękę, by chwycić swoje kluczyki z haczyka, a jej torebka lekko zsuwa się z jej ramienia. Nie wiem, co jest ze mną nie tak, powinnam ją zatrzymać, albo jej pomóc.
- Czyli te wszystkie kłótnie, płacze, budowanie miłości, uśmiechy i cała reszta poszło na marne - mówi cicho, złość już nie przejawia się w jej głosie.
Przytakuję, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Jeśli bym to zrobiła, stałoby się to dla nas sto razy trudniejsze, przeczuwam to.
Potrząsa swoją głową i otwiera drzwi, przytrzymując je nogą, by przeciągnąć za sobą walizki.
- Zawsze będę cię kochać, mam nadzieję, że to wiesz - mówi tak cicho, że ledwie mogę usłyszeć.
Przestań gadać, Camila, proszę.
- Ale ktoś inny też będzie, mam nadzieję, że tak samo jak ja.
- Ćśś - lekko ją uciszam. Nie mogę tego słuchać.
- Nie będziesz zawsze sama. Wiem to, mówię tylko, że jeśli chciałabyś sobie pomóc czy coś, nauczyć się kontrolować gniew, mogłabyś znaleźć jakieś... - próbuje mi coś zasugerować, a ja przełykam rosnącą gulę w moim gardle.
- Wyjdź, po prostu wyjdź - zamykam jej drzwi przed nosem i słyszę gwałtowny wdech po drugiej stronie drewna. Co jest ze mną, do kurwy nędzy, nie tak?
Zaczynam panikować i pozwalam, by ból rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Trzymałam go w sobie zbyt długo, ledwie go kontrolowałam, aż do jej wyjścia. Targam się za włosy i upadam na kolana na betonową podłogę. Nie wiem, co ze sobą zrobić. Jestem oficjalnie największą szmatą na świecie i nic nie mogę na to poradzić. To wszystko brzmi tak prosto, wystarczyło wyjechać z nią do Seattle oraz żyć długo i szczęśliwie, ale w rzeczywistości to nie jest takie łatwe. Wszystko by się tam zmieniło, byłaby za bardzo zajęta stażem i zajęciami, zdobyłaby nowych przyjaciół, doświadczyła nowych rzeczy i zapomniała o mnie. Nie byłabym jej dłużej potrzebna.
Że co?
Pierwszy raz zdałam sobie sprawę, jaką jestem egoistką. Zdobyć nowych przyjaciół? Co jest takiego złego w nowych znajomościach i próbowaniu nowych rzeczy? Powinnam być tam, obok niej i razem z nią ich doświadczać. Dlaczego przez taki długi okres czasu chciałam odciągnąć ją od Seattle zamiast po prostu z nią wyjechać? To wszystko, czego ode mnie oczekiwała, a ja nie mogłam jej tego zapewnić.
Gdybym teraz do niej zadzwoniła, mogłaby zawrócić samochód, a ja bym spakowała moje fatałaszki i znalazłabym nam jakiekolwiek miejsce do zamieszkania w Seattle.
Nie, ona nie wróci. Dała mi szansę, by ją zatrzymać, a ja nawet nie spróbowałam. Próbowała nawet sprawić, bym poczuła się lepiej, ale ja tylko oglądałam umierający płomyk nadziei w jej oczach. Powinnam była ją pocieszyć, a zamiast tego zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
'Nie będziesz zawsze sama' - twierdzi. Jest w błędzie. Będę zawsze samotna, bo wiem, że ona nie będzie. Znajdzie kogoś, kto będzie ją kochać w sposób, jaki ja nie mogłam tego zrobić. Nikt nie będzie bardziej kochać tej dziewczyny niż ja, ale być może ktoś pokaże jej, jak to jest być kochaną, jak to jest kogoś kochać pomimo całego gówna. Zasługuje na to. Myślenie o tym sprawia, że ledwo mogę złapać oddech, ale tak właśnie powinno być. Powinnam pozwolić jej odejść dawno temu, zamiast wbijać w nią swoje szpony i pozwolić, by marnowała na mnie swój czas.
Jestem rozdarta, jedna część mnie wierzy, że wróci do mnie dzisiaj, może jutro i wszystko mi wybaczy, ale druga część mi podpowiada, że to ma na celu naprawienie mnie.
Nie wiem, ile czasu minęło, zanim podniosłam się z podłogi i poszłam do sypialni. Kiedy to robię, prawie znowu się załamuję. Bransoletka, którą jej dałam leży na stercie papieru, jej czytnik i egzemplarz 'Wichrowych Wzgórz' również. Łapię bransoletkę, bawię się jej nutami i klnę na siebie. Czemu to tutaj zostawiła? To był prezent ode mnie w czasie, kiedy byłam zdesperowana, by pokazać jej, jak bardzo ją kocham. Potrzebowałam jej miłości i przebaczenia, a ona mi je dała. Ku mojemu przerażeniu, kawałkiem papieru spod bransoletki, był ręcznie napisany list, który jej podarowałam. Moja klatka piersiowa powoli się rozpruwa i cała jej zawartość upada na podłogę, kiedy zaczynam go czytać. Wspomnienia zalewają mój umysł; ten pierwszy raz kiedy wyznałam jej swoją miłość, a następnie to wycofałam; randka z brunetką, która miała mi zastąpić Camilę; to uczucie, kiedy zobaczyłam ją w korytarzu po przeczytaniu tego listu. Kontynuuję śledzenie wzrokiem kartki.
'Kochasz mnie, a nie powinnaś, właśnie dlatego cię potrzebuję. Zawsze cię potrzebowałam i zawsze będę. Kiedy mnie zostawiłaś w ubiegłym tygodniu, prawie mnie to zabiło, byłam kompletnie zagubiona. Jestem kompletnie zgubiona bez ciebie. Poszłam wtedy na randkę, nie zamierzałam ci o tym mówić, ale nie mogę ryzykować tego, że znów cię stracę'
Moje palce drżą, ledwo trzymam ten kruchy papier, ale staram się wytrzymać, aż nie skończę czytać.
'Wiem, że jesteś lepsza ode mnie. Nie jestem romantyczna, nie napiszę ci wiersza, ani nie zaśpiewam ci piosenki, nie jestem nawet miła. Nie mogę ci obiecać, że cię znów nie zranię, ale mogę ci przysiąc, że będę cię kochała, aż do dnia mojej śmierci. Jestem okropna i nie zasługuję na ciebie, ale mam nadzieje, że pozwolisz mi przywrócić twoją wiarę we mnie. Przepraszam za cały ból, który ci przysporzyłam i wiedz, że zrozumiem, jeśli nie potrafisz mi wybaczyć'
Mimo wszystko i tak mi wybaczyła, ona zawsze przebaczała mi moje krzywdy, ale nie tym razem. Miałam przywrócić jej wiarę we mnie, ale zamiast tego w kółko ją ranię. Moje ręce szybko rozdzierają papier na kawałki, które opadają na betonową podłogę i wirują wokół siebie, dopóki nie powstaje z tego stosik.
Jak mogłam zniszczyć ten list? Wiem, ile ta gówniana kartka papieru dla niej znaczyła, a ja bez skrupułów zamieniłam ją w nicość.
- Nie! Nie, nie, nie! - rzucam się na ziemię i rozpaczliwie próbuję pozbierać kawałki, by poskładać papier w całość. Jest ich za dużo, żadny z nich nie tworzy wyraźnych wersów, więc upuszczam je ponownie na podłogę. Tak samo musiała się czuć, kiedy próbowała mnie naprawić. Kopię moim butem cały stos papierów, po czym zbieram je ponownie, kładę na biurko i przykrywam książką, by nic nie mogło ich zdmuchnąć. Tą książką jest oczywiście 'Duma i Uprzedzenie', bo jakżeby inaczej.
Kładę się na łóżko i czekam na kliknięcie w drzwiach, które sygnalizowałoby jej powrót, lecz to nigdy nie nadchodzi.
