Lauren's POV:
- Chce znaleźć Camilę, więc może wreszcie stąd wyjdziemy? - narzekam, a mój temperament kroczy już nad powierzchnią ostrego zachowania.
- Zrobiłem co mogłem, Lauren, przepraszam - mówi mój tata.
Spoglądam na Austina, żeby się trochę uspokoić. Nie wiem czemu, ale kiedy Camili nie ma w pobliżu, on jest najlepszą do tego rzeczą.
- Taa - mamroczę, szukając wzrokiem Camili w jej fioletowej sukience.
Jakaś dłoń klepie mnie po ramieniu. To Austin.
- Będziemy w środku, mam parę dokumentów do podpisania i ludzi, którym muszę podziękować. Spotkamy się na zewnątrz.
Austin wraz z moim ojcem wchodzą do tego cholernego pokoju 'posiedzeń', kiedy ja przemierzam korytarz. Gdzie ona, do cholery, jest? Przecież by nie odeszła.
Weszłam do toalety i tam też jej nie ma. To jest chyba już ostatnie miejsce, gdzie mogłaby być. Może jest w samochodzie?
Wychodząc na zewnątrz, czuję powiew wiatru. Niesie on głos, którego nie spodziewałam się usłyszeć. Odwracając się, zauważam, że on tam jest, cóż oni tam są. camila i Zayn.
Czemu on, do kurwy nędzy, tu jest?
Czemu, do cholery, Camila jest na zewnątrz i z nim rozmawia?
Jakiej części z 'zostań tutaj' nie zrozumiała?
- Że co? - rusza swoimi ramionami z zimna.
- Słyszałaś mnie. Każ mi cię zostawić w spokoju i nigdy się do ciebie nie odezwać, a tak zrobię.Lepiej niech mu powie, że nie chce mieć z nim nic do czynienia. Niech powie mu, że nie chce więcej widzieć jego pieprzonej twarzy.
- Ale ja tego nie chcę. Nie chcę, żebyś się do mnie nie odzywał - mówi, rozrywając mnie na kawałki.
- Więc czego chcesz? Ponieważ wydajesz się być równie zdezorientowana co ja! Wciąż do mnie piszesz i się ze mną spotykasz, całujesz mnie, śpisz ze mną w moim łóżku, zawsze do mnie przychodzisz, kiedy cię rani! Czego ode mnie chcesz? - wrzeszczy na nią, więc robię krok w jego stronę.Niezależnie od tego, jak bardzo jestem na nią wkurzona, on nie ma prawa podnosić na nią głosu.
- Sama nie wiem! Kocham ją i to nigdy się nie zmieni. Przepraszam, że wysyłałam ci sprzeczne sygnały, ale ja...
- Powiedz mi dlaczego wyjeżdżasz do Seattle w przeciągu tygodnia i jeszcze jej o tym nie powiedziałaś! - krzyczy, patrząc wprost na mnie.
- Nie wiem... Powiem jej, kiedy będę miała okazję.Seattle?
- Nie mówisz jej, bo wiesz, że cię zostawi.- Ona... Cóż... - szuka odpowiednich słów.
- Wiesz co, Camila? Później mi podziękujesz.
- Za co? - na twarzy tego łotra zaczyna pojawiać się uśmieszek.
- Za to, że jej powiedziałem - unosi swoją rękę, wskazując na mnie. Widzę, jak jej ciało nieruchomieje.To się nie dzieje, to się nie może dziać naprawdę. Nigdy by nie zaplanowałaby wyjazdu, którego celem jest zostawienie mnie.
Kiedy się do mnie odwraca, jej ruchy są skrupulatnie wolne. Swoje czekoladowe oczy ma szeroko otwarte ze zdziwienia, kiedy napotyka mój wzrok.
- Lauren... - jej głos jest cichy, gubi się w wietrze.
Niepewna co powiedzieć, stoję z raz rozdziawioną, raz zamkniętą buzią i tak bez końca, dopóki nie zbieram się, by coś rzec.
- Więc to są twoje plany? - udaje mi się odezwać.
Odgarnia swoje włosy z twarzy, usta zaciska w grymasie, a następnie pociera rękoma swoje skrzyżowane ramiona.