24

2.6K 180 29
                                    

Camila's POV:

- Temperatura spadła o przynajmniej dziesięć stopni - mówi Robert, kiedy otwiera drzwi wejściowe restauracji. Zimne powietrze omiata mnie i owijam się ramionami, by się rozgrzać. - Nie mam żadnej kurtki do zaoferowania, bo nie sądziłem, że będzie aż tak zimno. Mógłbym ciebie chociaż podrzucić do domu, ale piłem. Jak widać, tej nocy kiepski ze mnie dżentelmen.

- Jest w porządku, serio - uśmiecham się. - Jestem pijana, więc jest mi ciepło, co nie ma najmniejszego sensu - chichoczę i podążam za nim przez restaurację. - Aczkolwiek sądzę, iż powinnam nosić inne buty.

- Może chcesz się zamienić? - żartuje. Lekko ściskam jego ramię, na co się rumieni chyba z setny raz podczas tego wieczoru.

- Twoje wyglądają na bardziej komfortowe niż te, które nosi Lauren. Jej buty są ciężkie i zawsze zostawia je pod drzwiami, więc... nieważne - kręcę głową w różne strony, by skutecznie pozbyć się tematu Lauren i jej butów.

- Wolę ten styl, bo interesuje się sportem.

- Ja też, ale chłopakiem nie jestem - śmieję się. Moja głowa wręcz pływa w winie, a usta pozwalają mówić każdą myśl, jaka przyjdzie mi do głowy, niezależnie od tego, czy jest niedorzeczna. - Jak dojdę do domków letniskowych?

-  A o jakie chodzi ci konkretnie? W tym mieście jest ich pełno - przytrzymuje mnie, kiedy prawie potykam się o krawężnik.

- Uhm, jest to ulica z małą tabliczką, potem są trzy albo cztery domki, następnie kolejna uliczka - próbuję odtworzyć drogę, jaką jechałam do restauracji, ale nie ma to najmniejszego sensu.

- Za dużo mi to nie mówi... - śmieje się - ale możemy się przejść i go poszukać, dobrze?

- Okej, ale jeśli nie znajdziemy go w dwadzieścia minut, idę do hotelu - jęczę, bojąc się spaceru i wybitnej dyskusji z Lauren, która na mnie czeka po powrocie. Chodzi mi o totalną i  wykańczającą awanturę z jej strony. Zwłaszcza, kiedy się dowie, że piłam z Robertem.

- Czy denerwują cię osoby, którą mówią ci co masz robić? - zwracam się do niego, kiedy idziemy przez ciemne ulice.

- Jeszcze nie miałem takiej sytuacji, ale z pewnością by mnie wkurzały.

- Jesteś szczęściarzem. Wiem jak to jest, kiedy ktoś dyktuje ci co masz robić, gdzie  pójść, z kim rozmawiać, gdzie mieszkać. To strasznie działa mi na nerwy.

- Wiem, o co ci chodzi.

- Chce coś z tym zrobić, ale jestem bezradna.

- Może Seattle ci w tym pomoże.

- Może... Chciałabym coś zrobić, uciec czy na kogoś nakrzyczeć

- Nakrzyczeć? - śmieje się i zatrzymuje, by zasznurować swoje buty. Przystopuję parę metrów przed nim i przyglądam się otoczeniu. Teraz w mojej głowie jest natłok myśli z ewentualnym potencjalnym i lekkomyślnym zachowaniem, którego nie mogę powstrzymać.

- Tak, w szczególności na pewną osobę - twarz Lauren przewija mi się przez głowę.

- Powinnaś rozegrać to wolniej. Wiem, że takie wyładowanie złości jest dobre i w ogóle, ale może lepiej zacząć od czegoś lżejszego? - mówi. Zajmuje mi to chwilę, by zrozumieć, że mi docina, ale i tak widzę w tym coś humorystycznego.

- Mam na myśli, w tej chwili chcę zrobić coś... szalonego - umieszczam górna wargę między zębami, głębiej rozmyślając nad tym pomysłem.

- To przez to wino, jest mocne i wypiłaś dosyć dużą dawkę w krótkim czasie - nie mogę się powstrzymać i oboje wybuchamy śmiechem. Jedyną rzeczą, która przywraca mnie do normalności, są małe lampiony w stylu jakieś restauracji wiszące z małego budynku.

After "Camren część IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz