16

2.3K 175 3
                                    

Lauren's POV:

- Masz zamiar mnie śledzić całą drogę powrotną? – pytam prześladującą mnie dziewczynę.
- Nie, wracam do domku moich rodziców.
- Dobra, to idź sama.
- Nie jesteś zbyt miła – mruczy.
- Doprawdy? Powiedziano mi, że to jeden z moich najsilniejszych atrybutów – wywracam oczami, nawet jeśli nie może zobaczyć mojej twarzy.
- Skłamano – chichocze za moimi plecami, a ja kopię kamyki znajdujące się pod podeszwą moich butów. Raz w życiu jestem wdzięczna, że Camila kazała mi zdjąć buty przed drzwiami domku. Inaczej tkwiłabym w tenisówkach Austina. To nie zbyt dobra perspektywa, a poza tym jestem prawie pewna, że jego stopy są o wiele większe niż moje.
- A więc, skąd jesteś? – pyta.
Ignoruję ją i kontynuuję wędrówkę drogą. Wydaje mi się, że powinnam skręcić w lewo za następnym znakiem stopu, mam cholerną nadzieję, że tak jest.
- Anglia? – pyta.
- Taa. Którędy teraz? – pytam, a ona wskazuje w prawo.
Oczywiście myliłam się.
- Twoi rodzice wiedzą, że cię nie ma? – ostatnią rzeczą, której w tej chwili potrzebuję jest wkurzenie kolejnych osób.
- Wątpię, mają towarzystwo i mnie ignorowali – wzdycha. Jej oczy są ciemno brązowe, a jej spódnica wlecze się po żwirze pod jej stopami. Przypomina mi Camilę, cóż, Camilę, której zostałam przedstawiona po raz pierwszy. Moja Camila już nie nosi swoich długich, obrzydliwych sukienek. Nauczyła się też nowego słownictwa. Całe uznanie dla mnie, za wkurwienie jej zbyt wiele razy.
- Też jesteś tu ze swoimi rodzicami? – jej głos jest cichy, a nawet słodki.
- Nie, no cóż, tak jakby.
- Czy oni są 'tak jakby' twoją rodziną? – uśmiecha się. Jej użycie 'czy oni są', zamiast zwykłego 'oni są' również przypomina mi o Camili. Ponownie lustruję wzrokiem dziewczynę, żeby upewnić się, że na pewno jest tutaj, a to nie jest jakiś dziwny żarcik w stylu 'Opowieści Wigilijnej', gdzie ona jest zjawą, która przybyła nauczyć mnie pewnej lekcji.
- Są moją rodziną, i moją dziewczyną. Mam dziewczynę, nawiasem mówiąc – ostrzegam ją. Nie wyobrażam sobie tej dziewczyny zainteresowanej dziewczynami,na pewno nie mojego pokroju, ale kiedyś myślałam to samo o Camili.
- Okej – mówi.
- Okej – podkręcam tempo, chcąc wytworzyć trochę przestrzeni między sobą i nieznajomą. Nasza dwójka skręca w prawo za znakiem stopu i przechodzi na trawę, kiedy mija nas furgonetka.
- Więc gdzie ona jest? Twoja dziewczyna?
- Śpi – użycie tego samego kłamstwa, które powiedziałam mojemu ojcu i Karen, ma sens.
- Hmm...
- Hmm co? – spoglądam na nią.
- Nic – mówi, patrząc przed siebie.
- Śledzisz mnie przez połowę drogi powrotnej. Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to – surowo zauważam.
- Po prostu wydawało mi się, że wyglądasz jakbyś próbowała uciec od czegoś albo ukryć się, nie wiem, nieważne.
- Nie ukrywam się, ona powiedziała, żebym poszła stamtąd do cholery, więc poszłam.
Co, do diabła, ta słaba naśladowczyni Vamili wie?
- Dlaczego cię wykopała?
- Zawsze jesteś taka wścibska?
- Tak, zawsze – uśmiecha się.
- Nienawidzę wścibskich ludzi – ostrzegam ją.
Oprócz Camili, oczywiście. Nieważne jak bardzo ją kocham, czasem chcę zakleić jej usta taśmą w następstwie jednego z jej przesłuchań. Jest dosłownie jednym z najbardziej natarczywych istnień ludzkich w historii.
Naprawdę to kłamię. Kocham jej prześladowcze zachowania, kiedyś ich nienawidziłam, ale teraz je rozumiem. Też chcę wiedzieć wszystko o niej, o tym, co myśli, co robi, czego chce. Zdaję sobie sprawę, o zgrozo, że teraz to ja zadaję więcej pytań od niej.
- Masz zamiar mi powiedzieć? – naciska dziewczyna.
- Jak masz na imię? – pytam ją, unikając odpowiadania jej.
- Lillian – zakłada włosy za ucho.
- Jestem Lauren.
- Opowiedz mi o swojej dziewczynie.
- Dlaczego?
- Wydajesz się być podłamana, więc komu lepiej się wyżalić, niż nieznajomej?
Nie chcę z nią rozmawiać, jest niesamowicie podobna do Camili i to sprawia, że jestem zaniepokojona.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – słońce zaczęło obniżać się na niebie, malując horyzont głębokim odcieniem różu
- A trzymanie tego w sobie to dobry pomysł?
- Widzisz, wydajesz się... miła i w ogóle, ale ja cię nie znam, a ty nie znasz mnie, więc ta rozmowa nie będzie miała miejsca – wyjaśniam jej, a ona marszczy brwi.
- Dobra – wzdycha Lillian.
Nareszcie, mogę zobaczyć znajomy, pochyły dach domku mojego ojca w oddali.
- Cóż, to mój – wyjawiam się.
- Serio? Czekaj... twoim tatą jest Ken, prawda? – plaska swoją małą dłonią w czoło.
Co do cholery?
- Tak? – obie zatrzymujemy się u końca podjazdu.
- Oczywiście, jestem idiotką! Z tym akcentem, jak mogłam nie pomyśleć o tym wcześniej – śmieje się.
- Nie łapię – spoglądam na nią.
- Twój tata i mój tata są przyjaciółmi, byli razem w college'u, czy coś. Ostatnią godzinę spędziłam, słuchając ich opowiadających historie o swoich dniach chwały.
- Och, to takie ironiczne – rzucam pół-uśmiech, nie czuję się tak niekomfortowo przy tej dziewczynie, jak to było kilka minut temu.
- Więc w rzeczywistości nie jesteśmy nieznajomyme – uśmiecha się.

After "Camren część IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz