49

3.7K 164 14
                                    

Soundtrack do rozdziału:

• The Neighbourhood - Flawless
• The Fray - She Is
• Maroon 5 - She Will Be Loved

Lauren's POV:

- Zamierzasz ją obudzić? – pyta Kimberly Camilę, kiedy wchodzę do kuchni. Jest trochę po ósmej, a Camila jest w pełni wyszykowana.
Kurwa, już jest poniedziałek. Ona musi iść do pracy, a ja muszę wrócić do Pullman. Przegapię dzisiejsze zajęcia, ale nie mogłabym się o to mniej troszczyć. Za mniej niż dwa miesiące będę miała swoje świadectwo.
- Wstałam – jęczę, wciąż oszołomiona od snu. Ostatniej nocy spałam spokojniej, niż podczas całego tygodnia. Mojej pierwszej nocy tu nie spałyśmy prawie przez cały czas.
- Hej – uśmiech Camili rozjaśnia ciemny pokój, a Kimberly po cichu ześlizguje się z wysokiego stołka i zostawia nas same w kuchni.
Przynajmniej raz mnie nie wkurza.
- Jak dawno wstałaś? – pytam ją.
- Dwie godziny temu. Pan Vance powiedział, że mogę dostać dodatkową godzinę, skoro się jeszcze nie obudziłaś.
- Powinnaś była mnie wcześniej obudzić – moje oczy chciwie rozbierają jej ciało. Jest ubrana w ciemnoczerwoną koszulę, schowaną w porządną, czarną ołówkową spódnicę do kolan. Materiał przytula jej biodra w taki sposób, że chcę ją przerzucić przez stołek, podciągnąć jej spódnicę, by odsłonić jej koronkowe majtki i wziąć ją tu, w tej chwili...
- Co? – wywołuje mnie z moich wyobrażeń. Drzwi frontowe się zamykają i odczuwam ulgę na myśl, że wreszcie jesteśmy same w tym gigantycznym domu.
- Nic – kłamię i podchodzę do w połowie pełnego dzbanka kawy. – Pomyślałabyś, że mają Keuriga, bogate dupki.
Camila śmieje się z mojej docinki.
- Cieszę się, że nie mają, nienawidzę tych rzeczy – opiera się łokciami o wysepkę kuchenną, a jej włosy spływają na zarys jej twarzy.
- Ja też – obłapiam wzrokiem to przestronną kuchnię, to znowu klatkę piersiową Camili, gdy ta wstaje. – Za ile musisz wyjść? – pytam ją. Ona krzyżuje ramiona na swojej klatce piersiowej, blokując mi widok.
- Dwadzieścia minut.
- W cholerę z tym – wzdycham. Obie podnosimy nasze kubki z kawą do ust w tym samym czasie. – Powinnaś była mnie obudzić. Powiedz Vance'owi, że nie przyjeżdżasz.
- Nie! – dmucha na parujący kubek w jej dłoniach.
- Tak.
- Nie – jej głos jest stanowczy. – Nie mogę czerpać korzyści z mojej osobistej relacji z nim.
Jej dobór słów wprowadza mnie w niepożądany stan zdenerwowania.
- To nie jest osobista relacja. Mieszkasz tutaj, bo przyjaźnisz się z Kimberly i ostatecznie dlatego, że to ja przedstawiłam cię Vance'owi – przypominam jej, wiedząc, jak się denerwuje, kiedy jej to wypominam.
Jej czekoladowe oczy wywracają się dramatycznie, a ona przemierza dużymi susami podłogę z twardego drewna, z szpilkami głośno klikającymi, gdy przechodzi koło mnie. Moje palce zaczepiają jej łokieć, zatrzymując jej teatralne wyjście, i przyciągam ją do siebie.
- Dokąd to się wybierasz? – przykładam usta do podstawy jej gardła.
- Do mojego pokoju po torbę – ciężkie podnoszenie się i upadanie jej klatki piersiowej kompletnie przeczą jej chłodnemu tonowi i jeszcze chłodniejszemu spojrzeniu.
- Powiedz mu, że potrzebujesz więcej czasu – żądam, lekko ocierając wargami o zarumienioną skórę poniżej jej szyi. Ona próbuje wyglądać na nietkniętą moim dotykiem, ale znam ją lepiej, znam jej ciało lepiej niż ona sama.
- Nie – podejmuje minimalny wysiłek, by się odsunąć, tylko aby móc udawać, że to robiła. – Nie chcę go wykorzystywać, oni już i tak pozwalają mi tu mieszkać za darmo.
- Więc ja do niego zadzwonię – nie ustępuje. On jej dziś tam nie potrzebuje. I tak ma ją już trzy dni w tygodniu. Potrzebuję jej bardziej niż Vance Publishing.

Camila's POV:

- Kim, cześć, tu Camila. Ja...
- Śmiało, już powiedziałam Christianowi, że prawdopodobnie cię dziś nie będzie – wcina mi się.
- Przepraszam za tę prośbę, ja...
- Camila, w porządku. Rozumiemy to – szczerość w jej głosie sprawia, że się uśmiecham, mimo mojego zdenerwowania na Lauren. Miło jest nareszcie mieć przyjaciółkę. Waga zdrady Dinyh wciąż odciska się mocnym ciężarem na moich piersiach. Rozglądam się po swojej tymczasowej sypialni i przypominam sobie, że jestem godziny od niej, od Pullman i od wszystkich fałszywych przyjaciół, których myślałam, że zaskarbiłam sobie podczas pierwszego semestru w college'u. Teraz to jest moje życie. Seattle to miejsce, gdzie przynależę i nigdy więcej nie będę musiała widzieć Dinyh ani nikogo z nich.
- Bardzo ci dziękuję – mówię.
- Nie musisz mi dziękować. Tylko pamiętaj, że wszystkie główne pokoje w domu są pod nadzorem – śmieje się Kimberly. – Jestem pewna, że po tym incydencie na siłowni nie zapomnisz o tym – moje oczy spoczywają na Lauren wchodzącej do pokoju.
Jej wyczekujący uśmieszek i sposób, w jaki te ciasne, ciemnoniebieskie jeansy opinają jej tyłek, rozpraszają mnie od słów Kimberly. Muszę się skupić, żeby przypomnieć sobie, co powiedziała kilka sekund temu.
Siłownia? O Boże. Krew zamarza mi w żyłach, a Lauren natarczywie się na mnie gapi.
- Ymmm, tak – mruczę, trzymając dłoń w górze, powstrzymując Lauren od podejścia choćby krok bliżej.
- Bawcie się dobrze – kończy rozmowę Kimberly.
- Oni mają kamery w siłowni! Widzieli nas! – panikuję.
- Wyłączyli je zanim zobaczyli cokolwiek – wzrusza ramionami, jak gdyby nic się nie stało.
- Lauren... oni wiedzą, że my... no wiesz, w ich siłowni! – moje ręce zostają wyrzucone w górę. – Jestem taka zażenowana! – zakrywam twarz dłońmi, ale są one szybko usunięte przez dłonie Lauren, zmuszające je do zsunięcia się w dół.
- Oni nic nie widzieli. Już z nimi rozmawiałam. Uspokój się – instruuje. – Nie sądzisz, że wychodziłabym z siebie, gdyby on naprawdę zobaczył cokolwiek na taśmie?
Nieco się relaksuje. Ma rację, byłaby w o wiele gorszym humorze, niż wydaje się być teraz, ale to nie znaczy, że nie jestem kompletnie upokorzona faktem, że wiedzą, jaka czynność nastąpiła po tym, jak zatrzymali nagranie.
- Ono nie jest nigdzie zapisane ani nic takiego, prawda? – nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Przesuwam koniuszkiem palca po małym tatuażu krzyża na dłoni Lauren.
- Co to ma znaczyć? – obronnie spuszcza na mnie swój wzrok.
Stare... hobby Lauren przewijają się przez mój umysł.
- Nie to miałam na myśli – szybko wyjaśniam.
- Jesteś pewna? – obserwuję, jak jej rysy tężeją, a zielone oczy napełniają się winą.
- Przestań – niweluję małą przestrzeń pomiędzy nami.
- Przestań co? – pyta.
W tej chwili mogę czytać w jej myślach, mogę powiedzieć, że odżywają w niej okropne rzeczy, które zrobiła.
- Nie rób tego, nie wracaj do tego.
- Nie mogę temu zapobiec – przejeżdża dłonią po twarzy w powolnym, lecz oszalałym ruchu. – To tak myślałaś? Że wiedziałam o taśmie i pozwoliłam mu ją obejrzeć?
- Co? Nie! Nigdy bym tak nie pomyślała – szczerze jej odpowiadam. – Połączyłam te sprawy dopiero kiedy coś powiedziałaś. Po prostu byłam paranoiczką. Wiem, że nigdy byś tego nie zrobiła – patrzę jej w oczy, zmuszając ją, by mi uwierzyła.
- Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek zrobiłby ci coś takiego – zatrzymuje się, biorąc długą pauzę i głęboki oddech. – Nie wiem co bym im zrobił, nawet Vance'owi – przyznaje twardo. Temperament Lauren jest czymś, z czym bardzo dobrze się zaznajomiłam w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
- Nie zrobiliby – staję na koniuszkach palców, aby ponownie połączyć nasze oczy.
- Ale jednak prawie zrobili, dopiero co, w ostatnim tygodniu – dreszcz trzęsie jej ramionami, a ja desperacko szukam dobrej rzeczy do powiedzenia, aby wyprowadzić ją z jej nagłej zmiany nastroju.
- Nic się nie stało – oczywista zamiana ról, gdy to ja ją teraz pocieszam, kiedy trauma właściwie miała być poniesiona przeze mnie. To nieprawdopodobnie ironiczne, ale to przemawia prawdziwie za naturę naszego związku i potrzebą Lauren obwiniania się za rzeczy, których nie mogła kontrolować.
- Gdyby on był w tobie – te słowa przywołują mętne przebłyski wspomnień z tej nocy, palców Dana wędrujących w górę mojego uda, Dinyh ciągnącej moją sukienkę.
- Nie chcę debatować nad hipotezami – pochylam się w jej stronę, jej ręce zaciskają się wokół mojej talii, więżąc mnie w klatce, chroniąc mnie przed nieistniejącymi groźbami.
- Ledwo co w ogóle o tym rozmawiałyśmy – patrzy wilkiem.
- Nie chcę tego robić. Rozmawiałyśmy o tym wystarczająco w domu mojej matki i nie tak chcę spędzić moje świeżo wolne popołudnie – posyłam jej najlepszy uśmiech, na jaki mogę się zmusić w nieudanej próbie rozweselenia nastroju.
- Nie mogłabym znieść kogokolwiek innego będącego z tobą, zwłaszcza w ten sposób – wyraz twarzy Lauren się nie rozweselił, jedynie się pogłębił. Jej zielone oczy płoną, wpatrując się w moje, a zaborczy uścisk jej palców zacieśnia się na rozpiętości moich bioder.
- Wiem – to wszystko, co mogę z siebie wymusić.
- Tylko ja. Ja jestem jedyną – przypomina mi. Musi to być jakiś tysięczny raz, odkąd ją spotkałam. Mogłabym słuchać ją mówiącą to kolejny tysiąc razy, a te słowa nigdy nie wydałyby mi się zbyt często używanymi.
- Jesteś. Nic się nie zmieniło, nic się nie stało. Przepraszam za wspomniane... - przerywają mi jej usta na moich, owładające mną, udowadniające jej zdanie zarówno sobie, jak i mnie. Jej język jest twardy, przebijający się przez moje wargi, by wymasować mój język. Koniuszki palców Lauren wpijają się w moje biodra jeszcze mocniej, a ja skamlę i mam dreszcze, gdy jej dłonie ślizgają się z mojego brzucha na klatkę piersiową. Laureb obejmuje moje piersi, a ja mocniej naciskam na jej ciało, napełniając jej łapczywe dłonie.
- Pokaż mi, że ja jestem tą jedyną – szepcze w moje usta i dokładnie wiem, czego chce, czego potrzebuje.
Klękam przed nią na kolana i naprędce pociągam za samotny guzik na jej jeansach. Suwak udowadnia, że jest większym problemem i krótko rozważam nawet wyrwanie wyszczerbionej, metalowej linii i zupełne zniszczenie spodni. Jednakże, nie mogę sobie tego zrobić, biorąc pod uwagę to, jak gorąco Lauren wygląda w ciasnych, niebieskich jeansach.
- Proszę – błaga. – Bez igraszek.
Lekko kiwam jej głową i ściągam jej bokserki, pozwalając im zwisać wokół łydek, razem z wymiętymi jeansami. Lauren jęczy jeszcze raz, tym razem odgłos jest o wiele głośniejszy, o wiele bardziej prymitywny, gdy powoli biorę ją w swoje usta. Wolne ruchy i pociągnięcia mojego języka wyrażają rzeczy, które próbuję wszczepić w jej paranoiczny umysł, zapewniając ją, że te akty przyjemności oraz miłości są tylko dla niej.
Kocham ją. Jestem świadoma tego, że to nie jest najzdrowszy sposób na pozbycie się jej niepewności, ale moja potrzeba ulżenia jej jest silniejsza, niż moja podświadomość, która w tym momencie wymachuje mi przed twarzą książką o samopomocy.
- Cholernie kocham to, że jestem jedyną osobą, którą miałaś w ustach - jęczy, kiedy używam ręki, by objąć to, czego moje usta nie zdołały dosięgnąć. - Te usta były tylko na mnie - jej szybkie ruchy bioder sprawiają, że się dławię oraz przejeżdża kciukiem po moim czole.
- Spójrz na mnie - instruuje mnie, a ja szczęśliwie zastosowuje się do jej wskazówek. Cieszę się tym, tak samo jak ona. Zawsze tak jest. Kocham ten sposób, w jaki jej powieki opadają za każdym moim długim ruchem języka. Kocham ten sposób, w jaki jęczy i pomrukuje, kiedy dodaję jeszcze więcej ssania.
- Kurwa, ty tak wiesz, co zrobić - odchyla głowę i czuję przez wolną rękę, jak zaciskają jej się nogi
- Jestem jedyną osobą, przed którą klękałaś.
Zaciskam moje uda, aby rozładować napięcie spowodowane jej perswazyjnymi słowami. Lauren używa jednej ręki, by przytrzymać się przy ścianie, kiedy moje usta przybliżają ją bliżej i bliżej szczytowania. Utrzymuję na niej moje spojrzenie, bo wiem, że to doprowadzi ją do absolutnej przyjemności. Jej wolna ręka zmienia położenie z mojej głowy do ust, przebiega wierzchem kciuka po mojej górnej wardze do miejsca, gdzie się porusza i przyspiesza ruchy.
- Kurwa, Camz - jej ciało sztywnieje, kiedy mówi jak wspaniale się czuje oraz jak bardzo mnie kocha i kończy w moich ustach.
W momencie, kiedy staje obok niej, bierze mnie w swoje ramiona i przytula w intymnym geście, który mnie niemal przytłacza.
- Przepraszam za przeciąganie tego całego gówna - szepcze w moje włosy.
- Ćśś - szepczę w odpowiedzi. Nie chcę wracać do konwersacji, która odbyła się parę minut temu.
- Idź w stronę łóżka - Lauren mówi, a mnie zajmuję chwilę, by zrozumieć jej słowa. Nie daje mi szansy odpowiedzieć, lekko przesuwa dłoń na moje plecy i prowadzi w stronę krawędzi łóżka. Jej ręce sięgają do moich ud i ściągają spódniczkę, aż moje nogi nie są całkiem obnażone.
Pragnę jej tak bardzo, że to aż fizycznie boli. To ból który tylko ona może stłumić. Kiedy się poruszam, by ściągnąć moje buty, zaciska rękę na moich plecach.
- Nie zdejmuj ich - warczy.
Jęczę, kiedy odchyla moje majtki i wchodzi we mnie, w sposób jaki tylko ona potrafi. Pożądam jej, ale to nic w porównaniu z przytłaczającą, pełną głodu, zmieniającą, osądzającą się miłością, którą do niej żywię i gdzieś głęboko we mnie wiem, że tylko do niej będę w stanie to czuć oraz wiem, że zawsze będzie tylko ona.

After "Camren część IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz