Lauren's POV:
Próbuję przyciągnąć bliżej jej prawie nagie ciało, podczas gdy ona pogłębia pocałunek. Jej dłonie chwytają moje ramiona i prowadzę moją rękę w dół, pomiędzy jej uda.
Nie ma sensu tu tracić czas.
- Powinnaś była je zdjąć – przypominam jej, tarmosząc bok jej cienkich, mokrych majtek. Śmieje się, zdyszanym śmiechem, dopóki nie zasysa nagle powietrza, gdy moje palce w nią wchodzą. Jej jęki zostają ucięte przez moje usta znajdujące się na jej. Zaciska moją dolną wargę między swoimi, a ja prawie tracę kontrolę nad tym wszystkim. Jest tak cholernie seksowna i kusząca, a nawet się nie stara.
Kiedy zaczyna trząść biodrami, napierać sobą na moją dłoń, ściskam jej nadgarstek moją wolną ręką i usuwam ją spomiędzy moich ud. Jej ciało spoczywa na plastikowym siedzisku, jej nogi rozwierają się szeroko, a moje palce wciąż ją uraczają.
Te pierdolone majtki zaczynają działać mi na nerwy.
Grymasi, kiedy wysuwam z niej palce i wsuwam je za jej majtki, ściągając je tak szybko, jak to możliwe, i wrzucam do wody za nią. Strumienie zabierają je na drugą stronę jacuzzi, a ona chwyta mój nadgarstek, by zmusić mnie do ponownego dotknięcia jej.
- Czego pragniesz? – naciskam, chcąc usłyszeć od niej te słowa.
- Ciebie – uśmiecha się słodko, po czym zwiększa rozstaw swoich nóg ukazując, jak sprośna naprawdę jest. Daję jej to, czego chce i jestem nagrodzona jej dłonią zaciskającą się na mnie.
- Obróć się – mówię do niej.
Bez dania jej szansy na odpowiedź, przekręcam jej ciało, a ona skamle. Na moment panikuję, ale szybko zdaję sobie sprawę, że jest gotowa dzięki wodzie z dysz, tryskającej prosto na nią. Oczywiście, że skamle, za chwilę będzie krzyczała.
Klękam za nią, uwielbiam brać ją w ten sposób, mogę poczuć o wiele więcej jej, mogę dotykać kremowej skóry na jej plecach i zwrócić uwagę na każdy mięsień wytężający się pod jej skórą, obserwować jak walczy o każdy oddech, kiedy w nią wchodzę.
Przerzucam jej długie włosy na bok i przyciskam ją bliżej, powoli wchodząc w nią. Jej plecy wyginają się w łuk skierowany w moją stronę i biorę jej klatkę piersiową w moje dłonie, podczas gdy zaczynam wolno wślizgiwać się i wyślizgiwać. Kurwa, to jest tak cholernie świetne, lepsze niż zazwyczaj. To musi być ta gorąca woda tryskająca wokół nas, kiedy posuwam się bardzo powoli. Ona jęczy i sięgam w dół, by upewnić się, że nadal jest naciskana przez tłoki. Jej oczy są mocno zaciśnięte, a usta szeroko otwarte. Jej kłykcie są prawie białe od trzymania się brzegu jacuzzi.
Chcę się poruszać szybciej, wbić się w nią, ale zmuszam się do pozostania w tym wolnym, torturującym tempie.
- Lauren – jęczy.
- to tak jakbym wreszcie mogła poczuć każdy cal ciebie – w chwili, w której wypowiadam te słowa, panikuję i wychodzę z niej.
Gumka.
Nawet nie pomyślałam, żeby użyć pieprzonej gumki. Co ona ze mną zrobiła?
- Co jest nie tak? – dyszy, cienka warstwa potu pokrywa jej twarz.
- Nie mam na sobie gumki! – przeczesuję swoje mokre włosy palcami.
- Och... - mówi spokojnie.
Och?
- 'Och'? Co masz na myśli przez 'och'?
- Więc załóż gumkę – sugeruje.
- Nie chodzi o to! – wstaję, a ona nic nie mówi. – Gdybym o tym nie pomyślała, mogłabyś zajść w ciążę, mówiłam ci już jak jest z tym czymś – przypominam jej.
- Okej, ale sobie przypomniałaś – dlaczego jest taka spokojna?
Miała ten wielki plan, aby przeprowadzić się do Seattle, bobas na pewno by to spieprzył.
- Czy to twój plan, albo coś? Jeśli zaszłabyś ze mną w ciążę i prowadziła program o tym jak zapłodniła cię kobieta, myślisz, że pojadę z tobą? – brzmię jak cholerny teoretyk konspiracyjny, ale to ma sens.
- Nie mówisz serio – odwraca się ze śmiechem na ustach i próbuje zarzucić swoje ramiona wokół mnie, ale z całej siły się jej wymykam.
- Mówię.
- No proszę cię, to absurd. Chodź tutaj – próbuje po raz kolejny, ale unikam jej, przesuwając się na przeciwną stronę jacuzzi.
Ból lśni jak cholerny neonowy napis na jej twarzy, przykrywa swoje piersi dłońmi.
- To ty zapomniałaś o kondomie, a teraz mówisz, że ja próbuję złapać cię w pułapkę, zachodząc w ciążę? Posłuchaj sama siebie! – kręci głową w niedowierzaniu.
To nie byłby pierwszy raz, gdy jakaś pokręcona dziwka by to zrobiła.
Ale to nie jest jakaś nieznajoma, pokręcona dziwka, to jest Camila. Co do diabła jest ze mną źle?
Jestem pieprzoną paranoiczką.
- Idę wziąć prysznic – mówi, a jej oczy są zaszklone, kiedy wychodzi z wody, a następnie z jacuzzi. Obserwuję, jak znika w sypialni, po drodze trzaskając drzwiami w gniewie.
- Kurwa! – wrzeszczę, uderzając w spiętrzoną wodę, żałując, że nie może mnie walnąć w odwecie.
Moje poczucie winy dotyczące tej całej sprawy z Seattle sprawia, że wychodzę z siebie. Cóż – z tego, co ze mnie zostało. Muszę to naprawić, albo chociaż spróbować. Jestem jej to winna, szczególnie po tym jak oskarżyłam ją o najgłupszą z możliwych rzeczy. Nie miała nic wspólnego z moim zapomnieniem o gumce, no cóż, rozproszyła mnie rozbierając się do naga i wchodząc ze mną do wody, ale powinnam była pamiętać.
W jakiś pokręcony sposób, prawie chciałabym zupełnie o tym nie pamiętać... nie, nie chciałabym. Po prostu nie chcę, żeby ona ode mnie odeszła i nie wiem co jeszcze mam zrobić, aby przekonać ją do zostania. Dziecko nie jest odpowiedzią, to jest cholernie pewne. Zrobiłam chyba wszystko, co możliwe, oprócz zamknięcia jej w mieszkaniu. Ten pomysł, właściwie przeszedł mi przez myśl kilka razy, ale nie wydaje mi się, żeby jej się spodobał.
Większości osób by się nie spodobał.
Muszę wejść do środka i przeprosić za zawstydzenie jej i bycie suką wobec niej, zanim wróci cały klan. Może mi się poszczęści i zgubią się w lesie na parę godzin, a ja będę miała trochę spokoju i cholernej ciszy z Camilą. Jednak bez ciszy.
Powinnam była wiedzieć, że zadzwonienie do Sandry to zły pomysł. Po prostu nie wiedziałam co jeszcze mam zrobić, żeby nie jechała do Seattle, a wybrała się do Anglii ze mną. Ta kobieta ciągle dzwoniła do Camili, kiedy ona brała prysznic i ja nie miałam wyboru czy z nią pogadać. Musiałam odebrać telefon.
Musiałam jej powiedzieć, że Camila nie była już zatrudniona i może wcale nie byłaby solidnym najemcą. Musiałam jej powiedzieć, że Camila została wykopana z kilku mieszkań za nieopłacanie czynszu. Musiałam jej powiedzieć, żeby nie dzwoniła do niej, ani nie odpowiadała na żadne telefony. Żadna z moich fałszywych informacji nie miała sensu, ale wydaje mi się, że Sandra po prostu nie chciała zamieszania, które niosłoby ze sobą wynajęcie mieszkania Camili. Nie myślałam o tym, co zrobiłaby, gdyby się dowiedziała, a już na pewno nie myślałam o tym, gdzie zamieszkałaby, jeśli nie zmieniłaby zdania. Myślałam, że będąc tak zakręconym na punkcie kontrolowania jak ona, odłożyłaby w czasie swój wyjazd, jeśli nie miałaby gdzie zamieszkać.
Droga, żeby kurwa odejść, Lauren.
Wychodzę z jacuzzi i wchodzę do pokoju, teraz jest mi cholernie zimno, gdy mam na sobie tylko przemoczone bokserki. Przesuwam wzrok z mojego telefonu na drzwi łazienki połączonej z naszym pokojem. Nie mogę ani wejść tam i przeprosić ją, po czym pieprzyć ją przy ścianie prysznica, ani zadzwonić do Sandry i sprawdzić, czy mogę posprzątać bałagan, który zrobiłam, bez pomocy Camili.
Biorę swój telefon i koc z oparcia krzesła, a później wracam na balkon. Przewijam moje kontakty i znajduję nazwę Samuel. Naprawdę, kurwa, mądra przykrywka. W ogóle nie wiem, po co zapisałam numer tej kobiety. Myślę, że jakimś cudem wiedziałam, że zamieszam się w cholerną sieć i będę musiała zadzwonić do tej dziwki. Zmieniłam imię na wypadek gdyby Camila węszyła w moich rzeczach, a wiem, że węszyłaby. Myślałam, że już mnie przyłapała, kiedy spytała mnie o moją wyczyszczoną historię połączeń i słyszała, jak wydzierałem się na Vero przez telefon, a jednak nie. Jestem pewna, że wolałaby zobaczyć agenta nieruchomości niż Vero w moim rejestrze rozmów.
- Sandra Kennedy – pretensjonalna kobieta odbiera telefon. Ledwie ją słyszę.
- Halo? – mówi, a ja przełączam ją na głośnomówiący i kładę telefon na krześle, kiedy opasuję mały koc wokół ciała.
- Nazywam się Lauren Jauregui, rozmawiałam z panią w tamtym tygodniu o mojej... przyjaciółce, Camili Cabello, która była zainteresowana wynajęciem od pani mieszkania – wyjaśniam.
- Tak, pamiętam – wprost mogę zobaczyć jej wywracające się oczy.
- Dobrze. Cóż, czy wciąż masz to mieszkanie do wynajęcia?
- Nie, nie mam.
- Dlaczego do cholery nie masz?
- Bo jestem pośrednikiem i moją pracą jest zapełnianie pustych mieszkań.
- Masz jakiekolwiek inne puste mieszkania do zapełnienia? – staram się brzmieć tak życzliwie, jak tylko mogę, pomijając to, że mam ochotę skopać jej tyłek.
- Sprawiłaś, że odniosłam wrażenie, że twoja przyjaciółka Camila nie jest kimś, komu powinnam chcieć nająć mieszkanie. Skoro nie może mi zapłacić, ja nie mogę wynająć jej miejsca do zamieszkania.
- Tu jest szkopuł... ona nie jest taka zła, jaką ją przedstawiłam, właściwie to nigdy nie zniszczyła żadnych mieszkań, ani nie wyjechała bez płacenia – zaczynam wyjaśniać.
- Ty chora, samolubna suko – głos Camili zaskakuje mnie i wzdrygam się, zrzucając mój telefon z półki na drewnianą podłogę.
- Halo? – głos Sandry odzywa się wyraźnie przez głośnik.
Sięgam po telefon i wyłączam go, zanim spoglądam z powrotem na Camilę.
- Jak mogłaś? Jak mogłaś to zrobić? – zaczyna krzyczeć.
- Ja – nie wiem co, kurwa, powiedzieć.
- Nie! Nawet nie marnuj mojego czasu na swoje wymówki! Co do cholery sobie myślałaś? – wraca do domku, a ja ją gonię.
- Camila, posłuchaj mnie.
Jestem pieprzoną idiotką, oto co jest ze mną źle.
- Nie! To ty mnie posłuchaj, Jauregui – cedzi przez zęby, jej głos jest cichy. – Mam tego dosyć. Mam dosyć tego, że próbujesz sabotować wszystko w moim życiu, co nie kręci się wokół ciebie! – jej głos definitywnie już nie jest cichy.
- To nie jest to, co...
- Zamknij się! Zamknij się, do diabła! Jesteś najbardziej samolubną, arogancką, jesteś po prostu... ugh! – prawie krzyczy, wyrzucając swoje ręce w powietrze.
- Nie wiem, co sobie myślałam, przed chwilą próbowałam to naprawić.
- Dokładnie, to jest dokładnie to, o czym mówię. Zawsze coś robisz, zawsze coś ukrywasz, zawsze znajdujesz nowe sposoby, żeby kontrolować każdą jedną rzecz, którą robię i ja nie mogę dłużej tego znieść! To za wiele – krąży po pokoju, a ja stoję w miejscu, obserwując, jak wychodzi z siebie.
- Nie mogę znieść, że jesteś jakby nieco nadopiekuńcza i nie mogę znieść, że ciągle wdajesz się w bójki, i nie mogę znieść nawet tego, że przez połowę czasu jesteś kompletną suką, ponieważ, gdzieś głęboko, zawsze wiedziałam, że robiłaś to, co uważałaś za najlepsze dla mnie, ale nie tym razem. Próbujesz zrujnować moją przyszłość, a ja na to do cholery nie pozwolę.
- Przepraszam.
- Ty zawsze, kurwa, przepraszasz! To jest zawsze to samo bagno, robisz coś, ukrywasz coś, mówisz coś, ja płaczę, ty przepraszasz i bam! wszystko zostaje wybaczone. Ale nie tym razem – chwyta z łóżka poduszkę i rzuca nią o podłogę.
W porządku...
Wiem, że ma rację i wiem, że jest wkurwiona, może nawet bardziej wkurwiona, niż ją kiedykolwiek widziałam, więc trzymam usta zamknięte.
- Mam dość tego niekończącego się cyklu, mówiłam ci to już, a ty nie słuchasz. Znajdujesz kolejne sposoby, aby ciągnąć ten cykl, a ja jestem wykończona, jestem tak cholernie wykończona! – miota kolejną poduszką na ziemię i nie mogę się powstrzymać przed myśleniem, jak totalnie różne jesteśmy.
- Wykończona mną?
- Czy to powiedziałam?
- Powiedziałaś, że jesteś wykończona – mój głos zdradza mnie, łamiąc się na końcu.
- Powiedziałam, że jestem wykończona tym cyklem, jestem tak cholernie wyczerpana i nie mogę tego wytrzymać. Nie mogę tak dłużej! Miałaś zamiar pozwolić mi wyjechać do Seattle bez kąta do zamieszkania, tylko po to, by zmusić mnie, żebym nie jechała! – krzyczy. Łzy nie ciekną z jej oczu i to mnie denerwuje. Nic nie mówię, muszę pozwolić jej na wyładowanie swojego gniewu na mnie. Miękki odgłos poduszek uderzających o podłogę jest tak kontrastowy względem obijania moich pięści o ścianę, kiedy jestem wściekła. To nasze uosobienie - ona jest ciszą, bezgłośnym odgłosem piękna, a ja jestem cholernym młotem pneumatycznym, niszczącym wszystko na swojej drodze.
- Idź stąd! – wrzeszczy i następna poduszka uderza o ścianę.
- Nie, przykro mi, dobrze, ja...
- Idź stąd do cholery. Już – odwraca się, by na mnie spojrzeć z takim jadem w oczach, że moje stopy same niosą mnie do drzwi, zanim mój umysł może to załapać.