Lauren's POV:- Pamiętasz coś? Cokolwiek z ubiegłej nocy? – pytam ją po raz drugi.
- Dlaczego tu przyszłaś? – odzywa się cicho, unikając odpowiedzi.
- Co on tutaj robi? – wskazuję głową w stronę kuchni, gdzie wiem, że Shawn chowa się za ścianą i podsłuchuje naszą rozmowę. Nie znoszę tego padalca.
- Sprawdza tylko, jak się czuję.
- Nie musi tego robić – od tego ja tu jestem.
- Lauren – krzywi się. – Tylko nie dzisiaj, proszę.
- Przepraszam – czuję się jak jeszcze większa suka, niż ta, którą byłam kilka sekund temu.
- Dlaczego tu przyszłaś? – pyta ponownie.
- Przywiozłam ci auto. Nie chcesz mnie tutaj, co? – wcześniej, aż do tej chwili, nie brałam pod uwagę tego, że Camila może nie pożądać mojej obecności. Dni, w których potrzebowała mnie jako pocieszenie, są już przeszłością.
- Nie, to nie to. Jestem po prostu zdezorientowana.
- W związku z czym?
- W związku z tobą, ubiegłym wieczorem, Dinah i całą resztą. Wiedziałaś, że ustawiła Beccę z Zaynem, pomimo tego, iż wiedziała, że ona się spotyka z Shawnem? To wszystko było dla niej tylko gierką, intrygą, i rzeczywiście nienawidziła mnie przez ten cały czas – ma zaszklone oczy.
- Nie, oczywiście, że nie wiedziałam – odpowiadam.
- Nie miałaś żadnego pojęcia, że coś ją do mnie zniechęcało?
Cholera jasna.
- Może trochę. Vero wspomniała raz czy dwa, ale nie podawała żadnych, konkretnych szczegółów, więc nie sądziłam, że aż tak.
- Vero? Odkąd to ona się o mnie troszczy?
- Nie troszczy. Nadal cię nienawidzi – odzywam się. – Ale zadzwoniła do mnie po tej całej cholernej sprawie i się wkurwiłam. Nie chciałam, żeby ona czy Dinah zepsuły to, co jest między nami. Myślałam, że Dinah będzie po prostu wciskać swojego nosa, tak jak zawsze to robi, ale nie wiedziałam, że okaże się pieprzoną psychopatką – gdy na nią spoglądam, ociera łzy ze swoich policzków.
Przysuwam się do niej, by zmniejszyć między nami przestrzeń, lecz natychmiast odskakuje.
- Hej, w porządku – sięgam za jej ramię i przyciągam do swojej piersi. – Ćśś – moja dłoń spoczywa na jej włosach, a po kilku sekundach szamotania się, Camila ustępuje i siedzi cicho.
- Chcę zacząć wszystko od początku, chcę zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie sześć miesięcy – szlocha. Ściska mnie w piersi, kiedy potakuję głową, nawet jeśli się nie zgadzam.
Nie chcę, żeby chciała o mnie zapomnieć.
- Nienawidzę studiów. Tak bardzo na nie czekałam, ale to była jedna, wielka pomyłka – ściska za moją koszulkę, przysuwając się jeszcze bliżej. Siedzę cicho, ponieważ nie chcę sprawić jej dodatkowej przykrości.
Niczego się, kurwa, nie spodziewałam, pukając do drzwi, a szczególnie tego, że będzie płakać w moich ramionach.
- Wiem, że dramatyzuję – szybko się odsuwa, na co momentalnie zastanawiam się, czy nie przyciągnąć jej do siebie z powrotem.
- Nie, wcale nie. Zachowujesz się bardzo spokojnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Powiedz mi, co pamiętasz, nie każ mi cię znowu o to pytać – mówię. – Proszę cię.
- Tak naprawdę to mam ułamki wspomnień. Było to takie... dziwne. Miałam świadomość wszystkiego, ale nic nie miało dla mnie sensu. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Nie mogłam się ruszać, ale mogłam odczuwać różne rzeczy – wzdryga się.
- Odczuwać rzeczy? Gdzie cię dotykał? – nawet nie chcę wiedzieć.
- Po nogach, rozebrali mnie.
- Tylko po nogach? – błagam, powiedz, że tak.
- Tak, tak myślę. Mogło być o wiele gorzej, ale Zayn... - zatrzymuje się. – Tak czy siak, te środki sprawiły, że moje ciało stało się ociężałe, nie potrafię tego opisać.
- Brałam kiedyś coś w tym stylu, więc wiem, o czym mówisz.
- Naprawdę? – szczęka jej opada, na co kiwam głową. – Celowo?
- Tak. Może być naprawdę śmiesznie pod warunkiem, że wiesz, jakie bierzesz.
Ułamki wspomnień, które przypominają mi o czasach, kiedy odlatywałam w barach, czy błądziłem po ulicach Londynu, przelatują mi przez pamięć. Teraz zabawę spostrzegam kompletnie inaczej niż wcześniej.
- Coś mi się wydaje, że 'śmiesznie' nie jest właściwym słowem – cofam to, co powiedziałam. Uśmiecha się słodko i poprawia kołnierz swojego swetra. – A to skąd się wzięło? – pytam.
- To? Należy do mojej matki, nie widać? – skubie gruby, kremowy materiał, który zbyt mocno opina jej klatkę piersiową.
- Nie wiem. Shawn otworzył mi drzwi, a ty jesteś ubrana, jak jesteś, więc myślałam, że przeniosłam się w czasie i wstąpiłam w jakiś inny wymiar – droczę się. W jej oczach pojawia się błysk rozbawienia, a cały smutek zostaje momentalnie odegnany, kiedy przygryza swoją wargę, by ukryć uśmiech. Pociąga nosem, na co wyciąga rękę i sięga po chusteczkę z pudełka, które leży na stoliku.
- Żadnego przenoszenia się w czasie – Camila kręci głową, podczas wycierania swojego nosa. Ja pierdole, nawet po płakaniu jest cholernie piękna.
- Martwiłam się o ciebie – oznajmiam, a jej uśmiech natychmiast znika. Kurwa mać.
- Właśnie to mnie dezorientuje.
- Co? To, że się o ciebie martwiłam?
- Tak.
- Zawsze się o ciebie martwię, wiesz to.
- Nie zawsze o tym mówisz.
Ma rację, nie mówię, ale to prawda. Spędzam godziny dziennie na martwieniu się o nią.
- Powiedziałaś mi, że nie chcesz już więcej próbować, a jednak jesteś tu i mówisz mi, że się o mnie martwisz – patrzy na mnie, bez wyrazu w oczach, z drżącymi ustami.
Emocje – właśnie ich od niej potrzebuję. Potrzebuję ukojenia.
- W porządku, nie złoszczę się na ciebie – źle odbiera moje milczenie. – Doceniam to, że tu jesteś i przywiozłaś mi auto. Wiele to dla mnie znaczy – kontynuuje, gdy ja siedzę cicho na kanapie.
- To nic takiego – wzruszam ramionami. Muszę coś powiedzieć, cokolwiek.
- Jak wrócisz do domu? Czekaj... Skąd w ogóle wiedziałaś, jak tu dotrzeć? – cholera.
- Austin wiedział.
- Och, jest tu? – jej oczy od razu się rozjaśniają.
- Taa, czeka na zewnątrz.
- Rany! Zatrzymuję cię, przepraszam – rumieni się, po czym wstaje na nogi.
- Nie, nie zatrzymujesz. Nie przeszkadza mu to – jąkam się.
Nie chcę stąd odchodzić.
Póki nie pójdziesz ze mną.
- Powinien był wejść do środka.
- Nic mu nie jest – odpowiadam zbyt gwałtownie.
- Jeszcze raz dziękuję, że przywiozłaś moje auto – próbuje mnie uprzejmie odprawić.