50

4.1K 198 22
                                    

Austin's POV:

- Mam nadzieję, że Danielle otrzyma kwiaty, które jej wysłałem - mówię Lauren. Ona wydaje się mnie nie słuchać, zresztą jak zawsze. Znowu rzucam okiem na ekran komputera, by sprawdzić status trzech tuzinów róż, które wysłałem mojej dziewczynie.
Witryna zapewnia mnie, że zostaną do niej dzisiaj doręczone, ale mówimy o Nowy Jorku i jestem pewien, że mają na ten dzień miliony zamówień. Walentynki to najbardziej pracowity dzień w kwiaciarniach i prawdopodobieństwo popełnienia błędu jest większe. Może powinienem do nich zadzwonić i wyjaśnić, że jestem po drugiej stronie kraju oraz, że zrobię wszystko, by te kwiaty zostały dzisiaj dostarczone do drzwi tej pięknej dziewczyny? Żałuję, że nie będzie mnie przy niej, by zobaczyć jej promienny uśmiech, kiedy otworzy kartkę, i usłyszeć jej śmiech, kiedy przeczyta ten prosty, ale słodki wiersz, który na niej wydrukowałem.
- Kwiaty? Po co? - Lauren spogląda na dziurę w swoich dżinsach.
- Walentynki - wyraz jej twarzy mówi mi, że nie ma pojęcia o dzisiejszym święcie. - Dzisiaj są Walentynki. Nie podarowałaś nic Camili? - pytam, chociaż już znam odpowiedź.
Camila jest na dole z moją mamą, gdzie pieką coś, co wypełnia cały dom zapachem cynamonu. Uwielbiam to, że kocha spędzać czas z moją mamą, zwłaszcza teraz, kiedy potrzebuje jak najwięcej miłości i wsparcia. Nie chcę się w to bardziej zagłębiać, muszę po prostu myśleć pozytywnie i wszystko będzie dobrze.
- Cholera - Lauren burczy.
- Nic jej nie dałaś? - pytam ponownie. Wiedziałem, że tego nie zrobi, a ona nawet nie wspomniała mi o tym święcie.
- Nie, nie zdawałam sobie sprawy, że to dzisiaj. Walentynki to zdecydowanie najbardziej popierdolone święto na świecie. Co jest sensownego w dawaniu kwiatów tylko tego dnia? - skarży się.
- A to, że raczej nie często obdarowujesz ją nimi, prawda? - sarkastycznie odpowiadam. Zapewne powinna poczekać, aż sobie pójdzie, żeby dać Camili misia i czekoladki, które dla niej kupiłem.
- Spierdalaj.
- Jest ledwie południe, zawsze możesz iść i jej coś kupić - proponuję. - Mógłbym ci pomóc.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - wstaje i przechodzi przez pokój. - Skąd mam wiedzieć, co jej kupić? Camili nie spodobają się kwiaty, albo coś równie tandetnego i powierzchniowego.
Nie mogę nic na poradzić, ale śmieję się na jej bezpośrednią uwagę. Z dnia na dzień, jestem coraz mniej rozdrażniony jej niegrzecznymi komentarzami i skrzywionymi spojrzeniami. Przejmuję się nią, tak jakby była moją siostrą, chociaż wiem, że ona nie żywi wobec mnie tych uczuć. Tak długo jak stara się lepiej traktować Camilę, to nie mam z nią problemu.
- Cóż, czasem dziewczyny lubią tandetne upominki - wyciągam misia z dolnej szuflady mojego biurka i pokazuje jej.
- Nie, dzięki. Jestem już zajęta - mówi, uśmiechając się do mnie jak sarkastyczna suka którą zresztą jest.
- To nie jest dla ciebie. To dla Camili - mówię jej i patrzę jak jej uśmieszek znika za dźwiękiem jej imienia.
- Słucham? Nie, kurwa, to nie może być prawda - wyrywa misia z moich rąk i marszczy nos, jakby ta słodka przytulanka była jakąś zarazą.
- Tak, to prawda - wstaję i biorę od niej zabawkę, zanim wyrwie jej głowę albo coś.
- Dlaczego w ogóle kupiłeś coś mojej dziewczynie na Walentynki? - podnosi swój głos i wpatruje się we mnie.
- Ponieważ jest moją najlepszą przyjaciółką, wyraźnie jest tu napisane 'Dziękuję za bycie najlepszym, niedźwiedzim przyjacielem', o, tutaj - wskazuję na małe serduszko, umieszczone na klatce piersiowej tego wypchanego zwierzęcia. Wiem, że to na niewiele się zda, bo jeśli chodzi o Camilę, Lauren jest najbardziej samolubną osobą na świecie.
- Nie dasz jej tego - znowu wyrywa mi misia. Chcę jej powiedzieć, by nie zachowywała się jak rozpieszczone pięcioletnie dziecko, ale zrozumiałem, że teraz nie jest czas na nieuzasadnioną braterska radę.
- Nie musisz być taka zaborcza. Jestem jej najlepszym przyjacielem i będzie na ciebie wściekła, jeśli urwiesz głowę misiowi, który miał być dla niej - wskazuję na zabawkę.
- Jesteś taki okropny. Nie jestem przecież zaborcza - wywraca oczyma i rzuca zabawkę na łóżko. Uważam, że to jest zabawne, że twierdzi, iż jestem okropny, a pomimo tego, spędza ze mną czas, kiedy Camila piecze coś z moją mamą. Zaczyna bardziej mnie tolerować, wiem to.
- Nie jesteś zaborcza? - wybucham śmiechem. - Zawsze jesteś zaborcza! - wiem, że Lauren jest dobra w zaprzeczaniu wszystkiego, ale to niemożliwe, że nie widzi jaka jest wobec niej zazdrosna.
- Cóż, nie wiesz, jakie to jest uczucie, kiedy w końcu masz coś na własność. Ona jest wszystkim co mam, dobrze? Więc pieprz się wraz ze wszystkimi, którzy mają problem z moja zaborczością. Pogadamy, kiedy spędzisz życie sam i nieszczęśliwy, a potem wreszcie znajdziesz kogoś, kogo kochasz, to wtedy dopiero będziesz mógł się skarżyć na moją zaborczość.
Nie argumentuję, bo w jej dziwny sposób, to ma sens i jestem usatysfakcjonowany jej odpowiedzią. Oprócz nazwaniem Camili 'czymś', ponieważ ona nie jest obiektem, tylko piękną dziewczyną, która zasługuje na wszystko, co najlepsze, ale teraz odpuszczam, bo wiem, jak musiała się wysilić, by to powiedzieć.
- Teraz muszę iść jej coś wykombinować, bo ty musiałeś kupić jej tego głupiego misia.
- I słodycze - dodaję, by tylko ją wkurzyć.
- I te cholerne słodycze - jęczy, na co się śmieję.
- To nie jest śmieszne, dupku. To wszystko twoja wina - ponownie siada na krawędź mojego łóżka.
- Z chęcią wezmę na siebie całą winę, jeśli to tylko spowoduje, że zrobisz coś, by uczynić Camilę szczęśliwą - wydaje się, że moje słowa jakoś na nią podziałały, bo wyraz jej twarzy jest miły, nie okala jej rozdrażnienie, które zazwyczaj widuję.
- Myślę, że w pewnym sensie masz rację - przyznaje rację, w swój własny, odrębny sposób.  - Nadal nie mam pojęcia, co jej do cholery kupię, ale jeśli to ma ją uszczęśliwić, spróbuję coś sensownego wymyślić.
Jej odpowiedź dokładnie odzwierciedla to, dlaczego wspieram Camilę, jeśli chodzi o Lauren. Wiem, że nie jest perfekcyjna, daleko jej do tego, ale się stara. Naprawdę się stara. Widzę to w jej oczach, słyszę w jej głosie. Nie ma sposobu, by Lauren nie była lepszą osobą dla Camili, ponieważ kiedy ktoś cię kocha i wierzy w ciebie, tak jak ona w nią, to nie ma szans, by ten proces się nie powiódł.

After "Camren część IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz