Camila's POV:
- Tata? – mężczyzna stojący przede mną, nie mógłby być moim ojcem, bez względu na znajome, brązowe oczy, które świdrują we mnie wzrokiem.
- Camila? – jego głos jest grubszy, niż pamiętam.
Lauren zwraca się w moją stronę z płonącym spojrzeniem, a potem z powrotem spogląda na mojego ojca.
Mój ojciec.
Tutaj, w tym okropnym sąsiedztwie i paskudnych ubraniach.
- Cami? Czy to naprawdę ty? – pyta.
Nieruchomieję. Nie mam żadnych słów dla tego pijaka, który ma twarz mego ojca.
- Camila… - Lauren próbuje wywołać u mnie jakąkolwiek reakcję.
Podchodzę do mężczyzny, na co się uśmiecha. Jego brązowa broda jest miejscami osiwiała, uśmiech nie taki czysty i biały jak pamiętam. Jakim cudem on tak skończył? Cała nadzieja, która utrzymywała mnie przy fakcie, że może zmienił się na lepsze tak jak Ken, nagle wyparowała, a uświadomienie sobie tego boli bardziej, niż powinno.
- To ja – ktoś się odzywa. Zajmuje mi to chwilę, by zorientować się, że sama wypowiadam te słowa.
- Nie mogę w to uwierzyć! Oto ty! Szukałem cię miesiącami! – zmniejsza przestrzeń między nami i obejmuje mnie ramionami.
Lauren niechętnie wypuszcza moją dłoń, więc mogę w pełni uściskać nieznajomego.
- Byłam tu cały czas – mówię szeptem.
- A więc kim ona jest? – ojciec niekomfortowo utrzymuje swoje ramię na moich barkach, a Lauren wygląda jakby miała wybuchnąć. Nie przez gniew, tylko przez to, że nie ma pojęcia co powiedzieć, czy zrobić.
Czyli nie jestem sama.
- To jest moja… Lauren jest moją…
- Dziewczyną, jestem jej dziewczyną – dokańcza za mnie.
Brązowe tęczówki mężczyzny się rozszerzają, gdy w końcu dostrzega sylwetkę Lauren. Czy będzie równie niemożliwy i sądny, jak moja matka?
- Miło mi cię poznać, Lauren. Jestem Richard – wyciąga swoją brudną dłoń, by uścisnąć rękę dziewczyny.
- Ehm… taa, pana również – odpowiada niepewnie.
- Co tutaj robicie?
Biorę to jako okazję, by odsunąć się od niego i stanąć koło Lauren. Dziewczyna szybko zmienia postawę i przyciąga mnie do siebie.
- Lauren robiła sobie tatuaż – mówię szczerze.
Nie jestem w stanie pojąć co się właśnie dzieje.
- Też mam kilka tatuaży.
- Naprawdę? – zamieram.
Wyobraźnia przypomina mi o czasach, kiedy każdego ranka robił sobie kawę przed pójściem do pracy. Był niczym w porównaniu do teraźniejszego wizerunku, nie mówił tak jak teraz i z całą, cholerną pewnością nie miał tatuaży.
- Taa, mój przyjaciel Tom je wykonuje – podciąga rękaw swojej bluzy i odsłania obraz czaszki na jego ramieniu.
Z początku nie wygląda to tak, jakby do niego pasowało, ale gdy go tak obserwuję, stwierdzam, że może jednak pasuje.
- Och – nadal nie mogę uwierzyć, że ten człowiek jest moim ojcem. Człowiek, który opuścił moją matkę i mnie, stoi tuż przede mną upity i w dodatku nie wiem, co o tym myśleć.